Na mojej osobistej liście najbardziej przerażających momentów w procesie adopcyjnym panel uplasował się na miejscu trzecim, tuż za pierwszą wizytą social worker i szkoleniami adopcyjnymi. Oczywiście listę utworzyłam sobie w głowie, jeszcze zanim cokolwiek zaczęło się dziać (brawo dla tej pani!) i szybko uległa ona dezaktualizacji, bo żadne z tych momentów nie okazało się przerażające. Stresujące – owszem, ale tylko przed oraz przez kilka pierwszych minut w trakcie. Niemniej jednak słowo panel odmieniliśmy w ojczystym języku przez wszystkie istniejące przypadki, panel śnił mi się po nocach (a raczej panele, bo na jednym historia się nie kończy), o panelu myśleliśmy i rozmawialiśmy coraz częściej i intensywniej w miarę zbliżania się do ukończenia Stage 2 procesu. Panel był stresującym, ale i bardzo wyczekanym momentem w całej tej przygodzie. Rekomendacja panelu stała się dla nas magiczną przepustką do rodzicielstwa. Trochę jak dwie kreski na teście – co prawda to tylko rekomendacja / dwie kreski i teoretycznie jeszcze wszystko może się zdarzyć, ale do cholery – wygląda na to, że będziemy mieli dziecko!:-)
W skład panelu adopcyjnego (Adoption Panel; jest jeszcze Matching Panel, ale o nim pogadamy innym razem) wchodzą eksperci od adopcji, opieki nad dziećmi, medyczni doradcy, psychologowie oraz adoptersi. W Anglii i Walii przynajmniej 3 osoby z tego towarzystwa + przewodniczący panelu muszą być niezależni od agencji, która was prowadzi. Kiedy my stawiliśmy się na spotkaniu z panelem, w sali było około dziesięciu osób. Nie licząc nas samych i Drugiej Strażniczki. Faktycznie, trochę onieśmielająca perspektywa, ale naprawdę było sympatycznie, a świadomość, że nikt nas nie zmuszał do uczestnictwa w tym osobliwym spotkaniu, dodawała odwagi. Pokażemy im na co nas stać! Pamiętajcie jednak, że w Anglii i Walii macie prawo odmówić wzięcia udziału w panelu – bowiem celem panelu nie jest już ocena was jako kandydatów na rodziców; jest to bardziej okazja do dyskusji i sprecyzowania powodów i oczekiwań oraz temu podobnych spraw. Wszystko, czego panel potrzebuje do wydania bądź odmowy rekomendacji, członkowie komisji mają już w papierach.
Dlaczego zatem warto wziąć w nim udział?
Bo jeśli panel odmówi wam rekomendacji, przynajmniej będziecie mieć świadomość, że tam byliście. Że mogliście coś wyjaśnić, dopowiedzieć.
Jeśli agencja doprowadza was do panelu, z reguły oznacza to, że uważa was za odpowiednich kandydatów na adoptersów i tak będzie was przedstawiać komisji. Jeśli jest inaczej, powinniście dostać sygnały od swojego social worker w tym temacie. Nie powinniście być więc zaskoczeni rezultatem spotkania. Niemniej jednak od czasu do czasu zdarza się, że kandydat / kandydaci doznają szoku z powodu braku rekomendacji.
Z jakich więc powodów panel jej odmawia?
Na przykład:
– powody techniczne – może się okazać, że wasza agencja gdzieś dała ciała w papierach i wyszło to dopiero w trakcie panelu; wówczas panel tylko odracza rekomendację do czasu uzupełnienia papierkologii
– skłamaliście i sprawa się rypła – np. na temat waszej lekko kryminalnej przeszłości;-)
– wasze referencje były niezbyt pochlebne (a social worker jest zobowiązany do zachowania tajemnicy w tej sprawie) – ale bądźmy poważni: chyba wiecie, kogo podajecie jako referenta?
– poważnie zachorowałeś – ale nie mam na myśli zapalenia płuc tylko śmiertelną albo bardzo utrudniającą życie chorobę
– wasz social worker (albo gorzej – cała wasza agencja) to ludź niepoważny i mówił wam jedno podczas home study, a co innego okazało się na panelu.
Mam nadzieję, że nikomu nic z powyższych przykładów się nie przytrafi. Osobiście nie słyszałam o żadnym takim przypadku. Wszystko znalazłam w sieci jako dowody na to, że faktycznie się zdarza. Ale przecież nie wam!
Zanim zaszczycicie członków panelu swoją obecnością, wyjdzie do was przewodnicząca/y i opowie wam, jak krok po kroku będzie przebiegało spotkanie. Nam powiedziano nawet, jakie tematy eksperci chcą z nami poruszyć – innymi słowy, znaliśmy pytania, zanim jeszcze weszliśmy do sali. Bardzo pomocne to było, dzięki temu mieliśmy w głowie odhaczone punkty 'aha, wiem, wiem, wiem… hmm… co by tu można powiedzieć?’ W sali spędziliśmy jakieś 30-40 minut, ale znam pary, które weszły do sali na 10 minut i też uzyskały rekomendację.
Po przemiłej (fingers crossed!) rozmowie z członkami panelu opuszczacie salę i czekacie na równie miłe wieści. Zwykle chwilę to trwa, ponieważ komisja rozmawia sobie wówczas z waszym social worker i uzupełnia kolejne formularze. (Formularzami adopcja mocno stoi!) Potem znów odwiedzi was przewodnicząca/y, uśmiechnie się i … I już! Zarekomendowali was! Możecie zacząć świętować! Albo zaczekać na oficjalny list z agencji, który potwierdzi, że ADM – Adoption Decision Maker – na podstawie rekomendacji panelu podjął decyzję, że nadajecie się na rodziców adopcyjnych. W Anglii i Walii ADM ma na to 7 roboczych dni od daty panelu. W ciągu 2 dni od jego decyzji zostaniecie poinformowani o tym ustnie, a w ciągu 5 dni roboczych – na piśmie. W Szkocji ADM ma na to 14 dni roboczych, jeśli zaś jest to decyzja odmowna – 7 dni.
W rekomendacji panelu znajduje się informacja ile dzieci, jakiej narodowości i w jakim wieku możecie adoptować. I znowu – dla nikogo nie powinno to być zaskoczeniem, bo decyzję taką podejmuje się w porozumieniu z wami, social worker i waszą agencją na podstawie waszego home study i warunków mieszkaniowo-finansowo-zawodowych.
W przypadku odmowy rekomendacji przez panel, o czym dowiadujecie się zaraz po spotkaniu, lub odmownej decyzji ADM (bo to również może być zaskoczeniem), macie prawo odwołać się do Independent Review Mechanism (IRM). Z IRM musicie skontaktować się w ciągu 40 roboczych dni od pisemnej odmowy w przypadku Anglii lub 20 dni w przypadku Walii. Szkocja daje 28 dni na apelację.
O czym rozmawia się podczas panelu? O tym wszystkim (znowu!), o czym rozmawialiście już z waszym social worker podczas home study – o motywacji do adopcji, jak pogodzicie pracę z wychowywaniem dzieci, o wielokulturowości, jeśli taka wchodzi w grę…
I już wiemy, że jest dobrze.
Może coś nas jeszcze zaskoczy, ale póki co, płyniemy.
Odpowiadamy.
Emocje w naszym głosie są coraz mniej słyszalne, zaczynamy koncentrować się na treści przekazu.
Oboje gestykulujemy.
Patrzymy na siebie, jakby szukając potwierdzenia własnych słów w oczach tego drugiego.
Jest dobrze.
I dobrze o tym wiemy.
Jak zamierzacie zintegrować dziecko z rodziną w Polsce?
Jaki macie pomysł na dwukulturowe wychowanie dziecka?
Jak zachowacie jego angielską tożsamość po wyjeździe do Polski?
Jakie dostrzegacie różnice w wychowywaniu dzieci w Polsce i UK?
Jaki masz plan na pogodzenie wychowania dziecka z powrotem do pracy?
Czy Rudolf będzie zazdrosny o nowego lokatora w domu? Jak sobie z tym poradzicie?
Rozgadujemy się, łącząc wiele wątków naraz. Co rusz słyszymy „właściwie częściowo już odpowiedzieliście na moje pytanie…”. Żartujemy, że polskie mamy uwielbiają obarczać dziecko szaliczkami, kurteczkami i rajstopkami, zaś te angielskie wypuszczają młode do przedszkola w krótkich spodenkach, kiedy za oknem jesień. Inżynier nazywa Rudolfa naszym „first baby”, co rozbawia wszystkich członków spotkania. Z każdej strony łapiemy przyjazne spojrzenia, uśmiechy i kojące potakiwanie głową.
A więc to tak…, myślę sobie jakieś pół godziny później, kiedy zbieramy się do wyjścia. Już po wszystkim. (…)
Wiecie, ile błędów gramatycznych zrobiłam na tym spotkaniu? Obawiam się, że jakieś sto pięćdziesiąt. Ale to akurat średnio mnie wtedy obchodziło. Bo pewnie domyślacie się, co było w tym wszystkim najważniejsze. To poczucie, że daliśmy radę. Na obcej ziemi, w obcym języku, w obcych realiach. Po zaledwie 2,5 roku od przyjazdu. Cały sztab ludzi w Krainie Deszczu uznał, że nadajemy się na rodziców adopcyjnych, że podołamy wychowaniu dziecka z przeszłością. Powtórzę po raz kolejny – sam fakt adopcji nie czyni z nas świętych, czy nawet dobrych. Ale to poczucie, że się nie poddaliśmy, że przebrnęliśmy przez tę machinę płynnie i ramię w ramię, jest naprawdę bezcenne. To pewnie dlatego dziś wspominam ten panel jako jeden z najbardziej satysfakcjonujących dni w życiu.
A przy tym wszystkim, tamtego dnia odetchnęliśmy z ulgą, że nasze czekanie to już inne czekanie. Bo wiedzieliśmy, że się zdarzy.
(Opowiecie mi, jak wygląda kwalifikacja w Polsce? Czy to też jest rodzaj spotkania z komisją? Czy może dzieje się to zaocznie?)
Skoro Wasza Strażniczka uznała, że nadajecie siędo adopcji nr 2 to najważniejszy egzamin w życiu zaliczony na 6+ 🙂
Ale czad! Chyba bym – za przeproszeniem – w majty ze strachu zrobiła 😉 I coraz bardziej błogosławię naszą polską adopcyjną rzeczywistość, która na szczęście nam takich stresów zaoszczędziła 🙂 Kwalifikacja w naszym OA odbywała się zaocznie – zostaliśmy wstępnie poinformowani o dniu, w którym ma nastąpić i poinstruowani, by tegoż dnia w godzinach popołudniowych zacząć gnębić panie natarczywymi telefonami 😉
🙂
No widzisz, kochana, wystarczy poszukać tylko kraju, gdzie wszystko jest jeszcze bardziej zakręcone!;-) Pędzę szperać w necie, może gdzieś jest jeszcze więcej papierkologii i to ja będę mogła wzdychać, że uff, u nas nie było tak źle!;-)
A tak poważnie, to ja wiem, że to dość zawile wygląda i brzmi, my sami byliśmy zaniepokojeni tym, co nas czeka, ale ostatecznie udało nam się przekonać samych siebie, że przecież ktoś te procedury musiał przejść przed nami i że nie mogły to być same cyborgi…;-) Osobiście też uważam, że kwalifikacje powinny odbywać się zaocznie, Fajnie, że tak u Was było, bo po co narażać ludzi na stresy, skoro za nimi już cały długi proces przygotowawczy? Ale tutaj jest zwyczaj, że w panelu bierze się udział. Nie trzeba, ale 90% kandydatów decyduje sie na uczestnictwo. Co kraj, to obyczaj
A mnie się podoba taki panel, to jak postawienie ostatniej kropki, i spawdzenie, czy faktycznie wszystko jest w porządku.
I pewnie o to chodzi, w końcu adoptersi mają mieć powierzone dziecko, a to jest ogromna odpowiedzialność, ale po kilku miesiącach rozmów i spotkań ostatnie, na co człowiek ma ochotę, to siedzieć przed jakąś komisją i po raz kolejny coś udowadniać. To oczywiście to kwestia nastawienia – my staraliśmy się podejść do tego pozytywnie i udało się, ale bywały momenty, że oboje myśleliśmy w kategoriach "i jeszcze, kurwa, ten panel!";-)
My z mężem właśnie ostatnio zaczęliśmy rozmawiać o adopcji… czekamy do drugiej rocznicy ślubu i umawiamy się w ośrodku na rozmowę… żeby wstępnie dowiedzieć się co i jak…
Kamila, w takim razie życzę powodzenia i gratuluję jednomyślności w tej sprawie!:-)
Mamy panel w poniedzialek damy znac co i jak po 2 latach wreszczie sie doczekalismy
Trzymam kciuki!!! Bedzie dobrze!!:-)