Pokazałam mu pierwszy wpis na fejsbuczej stronie bloga. A tam oczywiście selfie Rudolfa.
– Myślisz, że to ryzykowne? – zapytałam.
– W sensie? – zapytał on.
– No… że ktoś rozpozna go na zdjęciu… będzie wiedział, że on to on, a ja to ja… – zaczęłam objaśniać swoje rozterki.
Spojrzał na mnie jakby nie dowierzał. Nie wiedziałam, czy mam to rozpatrywać pod kątem „czy naprawdę sądzisz, że Rudolf jest aż tak sławny, że wszyscy w Krainie Deszczu i Polandii natychmiast będą rozpoznawać go na ulicy?”, czy może raczej „czy uważasz, że twój blog jest aż tak rozchwytywany, że przez niego nawet Rudolf będzie niedługo musiał chodzić w ciemnych okularach?”.
Nie dociekałam.
A więc jesteśmy na fejsbuczej stronie. O, tu: https://www.facebook.com/litermatka
Strona wciąż w budowie, rusztowanie jeszcze pewnie nie raz będzie się chwiało, ale mam nadzieję, że niezblogowanym miłośnikom fejsa oraz duetu Fruzia & Rudolf na coś się tam przydamy. Mam nadzieję, że nas polubicie, żebyśmy tak łyso nie wyglądali!
Ha! Już my cię poznamy! Po literach!
Biegnę polubiać 🙂
p.s. Co za telepatia! Pisałyśmy i publikowałyśmy w tym samym czasie <3
Ha! Wiedziałam, że kto jak kto, ale Bebe to zaraz mnie rozpozna! Zawsze wszystko przez Rudolfa… Jutro zmieniam psa!
To ja lecę do Ciebie!
Tez polubiłam 🙂 Lubie Twój blog to jak mam nie lubić strony ma fb 🙂
Ależ rozpoznać ciebie to jak wygrać w totka!
P.s. Pozazdrościłam ci szablonu. Idę poszukać nowego dla siebie.
Od dłuższego czasu też się nad tym zastanawiam. Jeśli w końcu się zdecyduję na założenie konta, to na pewno Cię "polubię", udostępnię, dodam do znajomych czy co tam się jeszcze robi 😉
Powodzenia zatem! Zanim znalazłam swój szablon, już nawet nie wiem jak i gdzie, przekopałam się przez morze szablonów. A mój musiał być prosty i funkcjonalny, bo ja sierota techniczna jestem. (I tak jestem w szoku, że udało mi się wprowadzić kilka poprawek za pomocą html i kodów css. Samodzielnie, ha!) Chociaż ja i tak uważam, że Twój szablon może być jakikolwiek, niech tylko bebe rysunki zostaną!
Jupi! Nawet Fruzia skacze z radości!:-)
Za mną też chodziło to od jakiegoś czasu. W zasadzie moja aktywność na fb nie będzie jakaś intensywna, chodziło mi najbardziej o to, żeby osoby bez bloga, a więc takie, które sobie nie zalinkują mojej strony na swojej, też miały jakiś odnośnik do naszej rodzinnej opowieści. A ja przy okazji będę tam mogła wrzucić kilkuzdaniowe historyjki albo fragmenty książek, które czytam, dla których na pewno nie stworzyłabym osobnego posta na blogu. Same korzyści:-)
polubione 🙂
Super! Jestescie boskie, dziewczyny, juz teraz nie jest nam ani lyso ani samotnie:-*
Polubione oczywiście,chociaż ja się boję fejsbuczenia.Zaraz by nas rozpoznali;/
Heh, mówiąc szczerze – cieszy mnie ten komentarz, bo czasem wydaje mi się, że to tylko ja tak mam, że mam jakąś paranoję z tym tajniaczeniem się;-) I tak wiadomo, że w necie trudno utrzymać anonimowość, no ale próbować można:-) Na moim profilu prywatnym na fejsie nie mam ani jednego zdjęcia Fruzi, właściwie nigdzie publicznie nie ma jej zdjęć. Z drugiej strony wydaje mi się – choć nie mogę mieć pewności, że przy biologicznych dzieciach też trzymałabym się tej zasady, choć może nie tak rygorystycznie. Najgorsze jest to, że gdzie się nie ruszę – np. taka baby group – wszędzie wszyscy robią zdjęcia, a ja jestem tą, która mówi, że mojego dziecka nie mogą umieszczać na stronach internetowych… I w przedszkolu będzie to samo, przynajmniej dopóki mieszkamy w UK.