Ta sama Mamuśka, która na najdrobniejszą łzę wnuczki reaguje hasłem „przytul się do mamy i od razu będzie lepiej.”
– Ja tak mówiłam? – zdziwiłam się szczerze.
Mama pokiwała głową, choć widziałam, że sama nie jest do końca przekonana, czy to faktycznie ja, czy może… ona sama. Jeszcze w erze przed nami.
A może to mój umysł płata mi figle i wypiera fakt, że mogłam kiedyś wygłosić taką mądrość. Bo ja od zawsze wiedziałam, że będę nosić własne dziecko tyle, ile będę czuła, że chcę i powinnam. A raczej tyle, ile to ono będzie chciało i uważało, że powinnam.
– Jesteś rozpieszczona – mówi jej często Babcia Mamuśka z diabelskim figlikiem w oku.
– Ty rozpieszczu – mówimy do niej my sami.
I natychmiast przypomina mi się Gwiazda sprzed dobrych sześciu lub siedmiu lat, kiedy oświadczyła, że „mama mówi, że mnie rozpuszczycie„.
– A od czego są matki chrzestne i babcie? – zapytałyśmy wtedy wesoło.
Od rozpieszczania i rozpuszczania.
Choć przysięgam, że już sama nie wiem, co to znaczy.
I tutaj i tam staram się otaczać normalnością. Czytam niewiele*, a słucham opinii tych, których cenię, i którzy nie stracili kontaktu z ziemią po pojawieniu się w ich życiu dziecka. Radzę się Mam i mądrych koleżanek, które na wieść, że zabieramy się za odsmoczkowanie, nie łapią się za głowę z minami sugerującymi, że powinnam była to zrobić dwa lata temu, najlepiej jeszcze przed pojawieniem się Fruzi. A kiedy widzą mnie zmierzającą do pokoju dla matki z dzieckiem, nie wystrzeliwują w kosmos szczerze zdziwionego „to ona jeszcze w pieluszcze?”
Być może dlatego, że intuicyjnie omijam szerokim łukiem ekspertów od wszystkiego. Skupiamy się na tych, którzy podpowiedzą, kiedy pytamy, podzielą się swoimi wzlotami i upadkami, i nie będą aranżować przesłuchania na temat tego, co nasze dziecko już potrafi i dlaczego jeszcze nie.
* z serii ” skuteczne sposoby na ” oraz „jak sprawić, żeby dziecko”
Och! Cały wpis jakby dla mnie;) Dziękuję! Bardzo mi się Twoje podejście podoba:) I ciekawa jestem bardzo (coraz bardziej z każdym dniem), jak to będzie u nas.
Tak, tak, dla Ciebie również!! 🙂 Ja też jestem ciekawa, jak to będzie u Was, choć jednocześnie wiem, że jakkolwiek będzie, będzie świetnie! 🙂 :-*
Czytając również pomyślałam o Uczuciowej 🙂 Ja pewnie mówiłam jedno a robiłam drugie, zaprzaprzeczalam sama sobie ale moim dzieciom na złe to nie wyszło, a to najważniejsze 😉
Grunt to zaufać samemu sobie, chociaż posluchac kogos od czasu do czasu nie zaszkodzi, zwłaszcza jeżeli to nie osoba która daje "złote rady".
Tak, dokładnie tak. Ja lubię czerpać od innych, jeśli ci inni wysyłają wraz z komunikatem dobre fluidy. Wtedy to po prostu wymiana doświadczeń, a nie bezmyślna krytyka schowana za etykietą "ja po prostu dobrze ci radzę".
W samo sedno Litermatko! 🙂 a ekspertami w dzieciach i ich potrzebach sa ludzie którzy sami nigdy nie mieli dzieci.Jak grzyby po deszczu wyrastaja "ciocie i wujkowie dobra rada"jak jesteś w ciąży (jakiejkolwiek!) lub masz dzieci. Buziaki
U nas zaś 33 miesiące na liczniku, w gaciach (wciąż) pieluchy [no dobra, smoczkowy detoks jakoś się był powiódł cichcem prawie pół roku temu, ale incydentalnego sukcesu nie bierze się ponoć na ołtarz wychowawczych sukcesów]; ponadto: bywa – raczej częściej niż rzadziej, że pomagam przy jedzeniu, czyli że trzymając dziecięcą dłoń we własnej kieruję całość żywej instalacji ku małoletniej paszczy; do tego przytulam kiedy ta tylko zechce…
Spęczniałe od "dobrych rad" społeczeństwo te czerwone kropki ma chyba na tle alergicznym od mojego nieprzejmowania się jego złotymi myślami…;)
Najważniejsze to słuchać siebie i swojego dziecka – albo raczej swojego dziecka i siebie. Mi akurat unikanie tak zwanych "dobrych rad" przychodzi dość łatwo – bo jestem aspołeczna i nie utrzymuję zbyt rozbudowanych kontaktów międzyludzkich 🙂
Ja to takie rady wpuszczam i wypuszczam. Jak ktoś ma potrzebę to niech się wygada i tyle, a ja i tak zrobię swoje 🙂