– Zwariował doszczętnie – prychnęła Mama. – Kolejnej możemy nie dożyć, a jemu się marzy okrągłe świętowanie.
Na końcu języka miałam już gwałtowny protest, że jak to tak, wybiera się dokądś szanowna Mamuśka, czy może powinnam jej przyłożyć * solidnie w wybrane miejsce na czole, żeby równowaga hormonalna jej wróciła, zanim jednak nabrałam w płuca wystarczająco dużo powietrza do wygłoszenia tyrady, Rodzicielka dodała z tym swoim błyskiem w oku:
– Ja to nawet nie wiem, czy dotrwam do tego czerwca jako żona!
Kwintesencja ostatnich 40 lat.
Wygłaszając uroczyste przemowy otwierające rubinowe party, Rodziciele z gracją i wyrafinowanym poczuciem humoru wymalowali przed zebranymi barwny obraz minionych dekad. On stwierdził, że było ciężko, ona – że dzięki niemu przyklepała sobie miejsce w zastępach aniołów. Kiedy jednak w trakcie swoich oratorskich występów Handziuk zażądała publicznej deklaracji, czy biorą sobie tego drugiego po raz drugi na współtowarzysza kolejnych czterdziestoletnich przygód, bez wahania i jednogłośnie odparli, że tak, pewnie! Mamuśka zawsze w takich sytuacjach dopowiada, że chłop jak chłop, ale z tych dzieci i tych wnuków to ona by zrezygnować nie mogła, a przecież te dzieci i te wnuki to tylko przy jego unikalnym współudziale. Ja w takich sytuacjach zawsze dopowiadam – i Rudolf, nie zapominajcie o Rudolfie! Choć na początku naszego życia z Rudolfem bywało, że Ojczulo umywał ręce od tak pokrętnej współodpowiedzialności.
To czterdziestolecie przeszło do historii jeszcze tej samej, poświętojańskiej nocy. Długo by opowiadać, a przy tym opowieść ta należy do gatunku jak-to-wszystko-opiszesz-to-cię-własna-rodzina-przy-najbliższej-okazji-na-taczkach-z-Town-wywiezie. Sami więc rozumiecie. Mogę jedynie zdradzić, że party było cudowne, choć tuż po nim zrobiło się złowieszczo. Ogromnym susem przeskoczę jednak to pole minowe usłane kwiatami i dobrymi chęciami, po cichu licząc na to, że wśród odśrodkowych czytelników znajdą się fani zaglądania na ostatnią stronę książki, nie dręczeni poczuciem, że wypadałoby znać jednak ten środek, żeby móc przynajmniej spróbować rozgryźć kto i dlaczego mógł zabić. Albo z czegoś spaść.
– Przejechałem kota… – oznajmił Martin Handziukowi, kiedy ta dwójka przemierzała kolejne wsie i miasteczka poszukując właściwego szpitala. (Nie dla kota.)
Wiem, że to zwykle na początku powieści trup ściele się gęsto, ale Martin kategorycznie zabronił mieszania w jego historii.
– O kurwa – wymamrotała przejęta Handziuk, wielbicielka i żywicielka wszelkiego sortu braci mniejszych.
– … drugiego w tym tygodniu – dokończył jej współtowarzysz.
– Bałem się jej powiedzieć – wyzna nam dwanaście godzin później między kiszonym a kanapką z szynką. – Ale uznałem, że nie mogę żyć w kłamstwie.
Co ciekawe, nie miał Martin równie szlachetnych przemyśleń, kiedy chwilę później zorientował się, że facet na stacji benzynowej pomylił się w rachunkach i zamiast policzyć mu za paliwo i dwie mineralne, policzył za paliwo i odjął z tej sumy kwotę za dwie wody. Cóż. O tej porze też miewam problemy, nie tylko z algebrą.
– Całe życie człowiek jest uczciwy i jak raz się ucieszy, że ktoś mu wydał za dużo (raz w życiu, przysięgam!), od razu musi ponieść karę – smutno przegryzł kanapkę Martin.
Albowiem kiedy po ciężkich przeżyciach z (drugim) kotem uradowany niespodziewanym zarobkiem odpalił auto, wrzucił jedynkę i dodał gazu, spokój nocy zburzył gwałtowny huk, niebo się rozstąpiło, a ziemię spowiły kłęby dymu.
– Patrzę przerażony w lusterko, a tam szaro, zadyma wokół nas i nic więcej nie widać! – Martin nie szczędził nam poetyckich opisów przyrody, choć wszystkim wiadomo, że w tym temacie to Handziuk rządzi na dzielni. – Dopiero po chwili dotarło do mnie, że, kurwa, nie odpiąłem węża od samochodu i kiedy ruszyłem, wyrwałem go z dystrybutora!
Aż mi kiszony upadł na podłogę. Zanim go wyłowiłam spod krzesła, doszłam do jakże słusznego wniosku, że do tej rodziny nikt nie trafia przypadkiem. Do tej rodziny trafiają same wyselekcjonowane doświadczonymi palcami wszechświata perły. Rubiny nawet. Bo Martin też okazał się perfect match dla Handziuka. I, poniekąd, dla całej reszty familii.
– Na złodzieju czapka gore – spuentowała Handziuk, kiedy z niemałym trudem wreszcie przestaliśmy się śmiać i omawiać apokalipsę według św. Martina.
Po czym zamyśliła się i po chwili dodała refleksyjnie:
– Kurwa, co to była za noc!
Można by rzec – wystrzałowa.
Jak te czterdzieści lat Rodzicieli.
* kremem Nivea, który według Ojca Dyrektora leczy wszystko: fizykę, psychikę, bóle rzeczywiste, wyimaginowane, a także rany cięte i szarpane
Najbardziej niezapomniana rocznica, czy to ważne jak bardzo okrągła? Świętoeanie z przytupem i fajerwerkami (z dystrybutora) 😀
Najlepszego Rodzicom!!!!
Rodzinke masz faktycznie udana i tez mysle, ze jest to jakis extra dobor na wysokim poziomie:))
No nie mogę opanować łez. ..łez śmiechu..szczególnie jak sobie pomyślę o "wielkim upadku"….ahahahhhhhh…Kot
Jak dobrze Cię czytać!
Jak dobrze, że wróciłaś:)))
Taka rodzina (w której ludzie nie tylko się kochają, ale zwyczajnie lubią) to wielki skarb!
No, jesteś! 🙂
Przekaż Rodzicom życzenia i gratulacje 🙂
Wlasnie Mamuska Moja stwierdzila ktoregos dnia, ze u nas po kazdej wiekszej uroczystosci musi byc jakis przytup… Albo dystrybutor;-)
Dziękuję, Star, przekażę Staruszkom:-)
Uczuciowa, ja też się cieszę, że wróciłam, strasznie tęskniłam za klawiaturą i Wami wszystkimi, a teraz wreszcie mogę nadrobić wszelkie zaległości. Już zacieram ręce!
Kocie, dobrymi chęciami i naszym śmiechem piekło jest wybrukowane! 🙂 🙂 🙂
No, jestem! Jak fajnie! 😉
Dzięki, Juti, przekażę Rodzicom!
Wystrzałowe rubiny z przytupem i fajerwerkami 😀 Wszystkiego najlepszego dla Rodziców raz jeszcze 😀 buziaki 😘
Jeżeli krem Nivea nie da rady, to polecam wodę utlenioną. Mój tata leczył mi nią wszystko, a skoro nadal żyję, to chyba trudno o lepszą rekomendację 😀
Sto lat dla Rodziców!
Dziękuję, kochana! :-*
Dziękuję! Rodzice będą pod wrażeniem swojej popularności, kiedy przekażę im kolejne życzenia 🙂 :-*
Woda utleniona? To jednak w tym bardzo sceptycznym świecie istnieją jeszcze inni znachorzy! :-))