Fruzia zakochiwała się w misiach powoli. W przeciwieństwie do mnie, bo ja straciłam dla nich głowę natychmiast. (Gdybym nie czuła się idiotycznie, zażyczyłabym sobie podobny zestaw na własne urodziny. Może tylko wymieniłabym większość garderoby mamy miś na coś bardziej modnego, bo nasze gusta jakoś się w tej kwestii rozjeżdżają.) W pewnym momencie pomyślałam nawet, że być może to po prostu nie jest to, co Fruzie lubią najbardziej i tyle. A tymczasem z początkiem lata uczucie zaskoczyło i rozwitło gwałtownie z pełną mocą. Co, nie ukrywam, trochę wpłynęło na moje własne uczucia do misiów (babie nie dogodzisz), bo wiecie jak to jest, kiedy zmuszeni jesteście towarzyszyć dziecku przy jednej układance jakieś trzydzieści razy dziennie. Wiecie, prawda? No właśnie.
Do tego Fruzia nie ułatwiała sprawy, bo od początku jest strasznie monotematyczna w kwestii własnego (córeczka miś) oraz mojego (mama miś) stroju. Jakimś cudem Rudolfa (synek miś) i tatę misia ubiera różnorako, siebie jedynie w nieśmiertelny różowy zestaw, a mnie… Szkoda gadać. Czarne buty z białymi skarpetkami, a do tego fioletowa bluzka. Fioletowa! Wszyscy wiedzą, że we fioletach wyglądam… fioletowo, a mimo to Fruzia uparcie stroi mnie w ten kolor. I gdyby jeszcze na tym się skończyło…
– Fruziu, czy mogłabyś zmienić mamie buźkę na uśmiechniętą? – pytałam spokojnie w czerwcu.
Nie, nie mogła.
– Mummy sad! – mówiła z mocą.
No dobra, niech jej będzie. Przecież nikt nie jest na okrągło wesoły, prawda? *
– Fruziu, ale zobacz, przecież mama dużo się uśmiecha – nalegałam w lipcu, szczerząc się przesadnie do Tasmana.
Misiowa mama wciąż tryskała na boki japońskimi łzami.
– Mummy sad! – wkurzało się dziecię, kiedy przemocą usiłowałam wyrwać z deseczki misiową głowę mamy.
– Fruziu, proszę natychmiast zmienić mamie twarz! – zażądałam na początku sierpnia.
No ileż można płakać??
Zaczęłam też zastanawiać się, czy przypadkiem mnie się tylko nie wydaje, że dużo się uśmiecham. Może Fruzia widzi we mnie wiecznie smutną i niezadowoloną z życia babę? Może…
– Fruzia bardzo często pociesza płaczące dzieci – powiedzieli mi w przedszkolu. – Wodzi palcem wzdłuża policzka, pokazując, że płyną im łzy. Dlatego naszym kolejnym krokiem będzie nauka słów wyrażających emocje. Na razie wiemy, że potrafi jedynie powiedzieć 'sad’.
Parsknęłam śmiechem.
Rzeczywiście, nagle dotarło do mnie, że pierwsze nieśmiałe 'happy’ dopiero niedawno zaczęło wydobywać się z jej wnętrza. A więc to tak! Fruziak, mądrala, nauczyła się jednego słówka, nasłuchała się zawodzących bejbików z sali obok i teraz wszyscy na tym świecie są 'sad’!* Do końca dnia nie mogłam przestać się śmiać.
Kilka dni później udało mi się przekonać Tasmana, że mama chciałaby mieć radosną buzię w układance. Niech już te straszne buty i fiolety zostaną, ważne, że wreszcie – i bardzo wyraźnie – Fruzia zdecydowała, że 'mummy happy’.
– Mummy! Happy! – krzyczy teraz, kiedy wysypujemy kawałki misiowej rodziny na dywan.
Bo że tata miś od zawsze śmieje się pełną gębą, to chyba oczywiste? Nawet wtedy, kiedy werbalnie wszyscy wokół byli 'sad’, tata miś pozostawał milcząco radosny. Od dnia numer jeden.
– Przeklęty napój bogów! – skomentowałam sobie kiedyś półgłosem. – To dlatego wciąż się tak szczerzy!
* Oprócz taty misia…
Gwiazdka&Synuś też takie mają ( każde swoje) są cudowne!! :-D. Napój bogów to jest to ;-):-D
Dzieci są fantastyczne!
Przydała by się taka Fruzia w grupie Kasi, coby ją pocieszyła troszkę. Jednak adaptacja Kasikuli nie przebiega tak różowo jak myślałam, że przebiegnie. Jest chyba nawet gorzej niż mogłam sobie wyobrazić. Kasiuk jest zdecydowanie SAD i jeszcze ta typowo jesienna pogoda za oknem…
Nie mam nic do fioletu, ale to taki średnio twarzowy kolor 😉
Moze upodobanie do fioletu Tasman ma po babci star :))) Ja lubie fiolety rozne w sumie i ponoc tylko w takim przykurzonym jasnym fiolecie wygladam zle, ale to chyba kazdy wygladalby jak trup w tym odcieniu.
A nie mieszają się im główki? 😉
A szczególnie w połączeniu z sierściuchem 😉
Kochana, wiem, że musi być Wam teraz trudno, ale nie łam się – najczęściej to tylko początek (pamiętaj, że oglądałam te początkiod środka przedszkola, nie tylko jako mama), potem większość dzieci lubi albo wręcz kocha przedszkole! Niemniej jednak domyślam się, że tonie jest fajne, kiedy taki mały tuptuś jest SAD, więc trzymam kciuki i ściskam Was bardzo mocno!! Dacie radę!!! :-*
Próbuję sobie wyobrazić przykurzony jasny fiolet i wychodzi mi na to, że to musi być właśnie ten, w który stroi mnie Fruzia 🙂 🙂 🙂
* Na Boga i Karmę, w tym komentarzu nic nie tonie! 😉
Pewnie że mieszają;-)
Dzisiaj już jest trochę lepiej, nawet jakoś nie płakala specjalnie i sama poszła do swojej sali (w poniedziałek i wczoraj ją ode mnie odrywali, zalaną łzami), zaraz zaczęła się bawić, ma nawet już trójkę znajomych. Rano zaczyna "Ja nie chcę do przedszkola, chcę do babci albo do was do pracy" i cała drogę marudzi ale da się już ją zagadać. Jak na trzeci dzień to już jest nieźle.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Kochana, jak na trzeci dzień, to jest bardzo nieźle! Mam nadzieję, że dzisiaj Kasikowi jeszcze jeszcze lepiej :-*