– Fruziuuuuuuuuu!
Powietrze drży. Chmury ptaków podrywają się z drzew z głośnym trzepotem skrzydeł.
– Fruziuuuuuuuu!
– … uziuuuuu! … uziuuuuuu! – zdaje się krzyczeć ze mną cała ziemia.
Jeszcze dwa razy. Albo trzy. Aż zaczyna brakować mi tchu.
Lepiej mi.
Przynajmniej w wyobraźni.
Bo tak naprawdę siedzę na brzegu łóżka, oddycham głęboko, usiłując znaleźć w sobie ten mityczny spokój i nawet odrobinę nie jest mi lepiej.
– Fruziu – mówię poirytowana. – Jak zaraz nie przestaniesz szaleć, to ja oszaleję!
A do siebie szepczę:
– Zaraz pierdolnę sobie w łeb!
Fruzia zasypia po kolejnych dziesięciu minutach. Stres wieczornego usypiania mija, a ja…
Ja jestem z siebie dumna, bo to jeden z tych dni, kiedy po godzinnych przytulasach, śpiewankach i szeptankach, Fruzia tylko przez kilka minut podwyższała mi temperaturę ciała. Podgrzewała mnie na małym ogniu, można by rzec. A przecież potrafi doprowadzić do wrzenia i nie zmniejszać płomienia nawet na chwilę, aż do momentu, kiedy wszystko kipi i natychmiast zasyfia moje matczyne samopoczucie. Zawsze wtedy, kiedy już ochłonę i przestanę zagryzać zęby, wściekła o to jej godzinne kopanie, szamotanie się, rzucanie smoczkiem i lalkami, zawsze wtedy patrzę na nią jak śpi spokojnie, jak ooddycha rmiarowo, na te jej loki patrzę i myślę sobie, że durna jestem, bo powinnam się przyzwyczaić, nie wkurzać się, bo i po co, w końcu i tak zaśnie jak teraz, a poza tym popatrz sobie, matko głupia i pomyśl, co teraz czujesz. Miłość, czystą, matczyną miłość. I głaszczę ją i mówię jej, że i tak kocham ją najmocniej w kosmosie, nawet jak wkurza mnie nieziemsko. Następnego dnia znów przytulanki, szeptanki, śpiewanie. Luz i spokój, nawet jeśli ona w swym zmęczeniu znów zaczyna się szarpać. – To ostatnia faza przed właściwym zasypianiem – śmiejemy się z Inżynierem. Śmiejemy się aż do następnego razu, kiedy hormon stresu zalewa mi mózg. On sugeruje, że może ona sama już powinna, książeczka, buzi w czółko, dobranoc, papa, ale ja się uparłam jak muł bagienny, choć widzę wiele racji w jego rozumowaniu. Nawet spróbowałam raz czy dwa. Dramatyczne 'mummyyyyy!’ dobiegające z jej sypialni wierciło mi dziurę w głowie, a ja, zamiast odpoczywać, stresowałam się jeszcze bardziej niż gdybym tam z nią była i odbywała jedną z naszych małych – wielkich sprzeczek. Więc wracam, jak bumerang wracam, mimo dobrych i prawdziwie życzliwych rad. Wracam, bo wciąż chcę, bo tak sobie wymyśliłam, ja sama, nie żadna matkapolka wtłaczająca mi do głowy, co powinnam, a czego nie. Wracam i widzę, że robię postępy w matczynym programie osiągania stanu oświecenia. Aż do następnego razu.
Wracam co wieczór, bo kiedyś ona i tak mi powie, że mam sobie iść. Da mi buziaka w czółko, powie dobranoc, zrobi zawadiackie papa i tyle mnie tam będzie.
A do tego czasu, zawsze wtedy, kiedy zawita pms albo szczególnie dokuczy jesienna chandra, będę wdrapywać się na tę swoją górę i będę wrzeszczeć w wyobraźni do utraty tchu.
Albo w afekcie naprawdę pierdolnę sobie w łeb. 🙂
Ja też wracam, w środku nocy, zaspana i kolejny raz wmawiająca sobie: nie, koniec, trudno polacze i przestanie, ileż jeszcze będzie piła to cholerne mleko w nocy? Przecież to można czegoś dostać (pierdolca?) i tak już od przynajmniej półtora roku, przemierzam w środku nocy schody raz, dwa albo i pięćdziesiąt, albo zasypiam z nią w jej łóżku i po 3 rano kładę się do siebie, tylko po to żeby o piatej znowu ją tulić bo akurat ma gorszy czas.
Ty nie myśl o tym co powinnaś tylko o tym czego ona potrzebuje. Do 18 roku życia nie będzie zadała usypiania 😉
Tak, pierdolca można od tego dostać. Ale to dobrze wiedzieć, że Ty też tak masz, i że mimo tego pierdolca ktoś też nadal wydeptuje ścieżki do dziecięcego pokoju, bez względu na porę! :-*
No właśnie, to się skończy szybciej niż się zaczęło… Dziś będę miała całe morze cierpliwości, bo Fruziak gorączkuje.
Pamiętaj, że sama z własnej nieprzymuszonej woli chcesz się w to wpakować po raz drugi a może i trzeci :*
Usypianie to u nas też rytułał, który czasem doprowadza mnie do białej gorączki, u mnie zamiast czytania są dyskusje i smyranie i jak już już się podnoszę, żeby wreszcie w spokoju iść pod prysznic słyszę: Mama! smmyyraaaj!
Biedna Fruzia, ucałuj jej małączerwoną główkę :* Zdrówka Fruziaku (a Tobie morze wina, bo nie wiem czy cierpliwośći Ci wystarczy 😉
O zesz, przypomnialas mi!😄 Moze drugi i trzeci egzemplarz nie beda lubily wspolnego zasypiania?
U mnie w domu bylo drapanie. Mama sie wkurzala, ze wciaz musi mnie drapac po plecach, a ja sama jakos nie chce podrapac jej😃
Taaak, z pewnością dwójka i trójka będą zasypiały zupełnie same 😂
Bidulka:***
Moje dzieci chciały trzymania za ucho. Za moje ucho!
Zawsze się zastanawiałam, dlaczego inne to mogą same w łóżeczku A moje nie?! Tylko te godziny przy łóżeczku, w łóżeczku, nad łóżeczkiem. Eh…:))
Mojej siostry synowie ciągnęli ja za włosy, znaczy według ich mniemania to się nimi miziali 😉