Celowo ignoruję powiadomienia, które podsyła mi mój wszystkowiedzący telefon. Jak dla mnie, on wie więcej niż ja, bo ja to nawet się zdziwiłam, kiedy moja wolontariuszka zapytała mnie, co sądzę o narzeczonej Harry’ego. Harry’ego? Jakiego, do cholery, Harry’ego? Kiedy już do mnie dotarło, a musicie wiedzieć, że chwilę to trwało, jako że była dopiero dziewiąta rano, jak zwykle o tej porze głowę miałam w służbowych papierach, przed sobą kwadrans do rozpoczęcia zajęć, a wciąż jeszcze się nie obudziłam; tak więc kiedy już do mnie dotarło, o co ona właściwie pyta, to pomyślałam sobie wtedy, żeby dała sobie siana z takimi pytaniami, bo ja się takimi newsami nie zajmuję, ja mam ważniejsze sprawy na głowie, ja… ja… ja jestem anglistką w Królestwie przecież.
A mój telefon wiedział, jestem pewna, że wiedział, bo pika co chwilę jak potłuczony, ale że ja taka zajęta jestem, to świadomie ignoruję te powiadomienia, co to on mi je podsyła co pięć minut. Newsów o Harrym się nie boję. Boję się swojej osobistej poczty. Boję się poczty z fejsbuka. I tej z bloga też. Boję się, że jak którąś z tych puszek otworzę, to utonę. Albo gorzej – że otworzę, a tam pustka. I wtedy to już porażka, bo nie dość, że nikt nie kocha, to jeszcze po co ja się tak boję?
Ktoś nadąża?
Bo ja zdecydowanie nie.
Zdarza się, że kiedy odprowadzę Fruzię do Różowej, to chwilę później siedzę w Mikrusce bez ruchu i powtarzam sobie półgłosem, że dzisiaj na przykład jest poniedziałek, dziecię jest w placówce, więc nie, nie zapomniałam zabrać jej z domu, dziś jak co rano jadę do kampusu B, a wieczorem do A, i że jestem w pełni obudzona, więc nie zagrażam pieszym na drodze. Co oczywiście jest bujdą na resorach, bo budzę się w okolicach dziesiątej. Jeszcze chwila, a znajdą mnie pod Różową z głową na kierownicy Mikruski w okolicach południa.
Za Fruzią też nie nadążam, a skądże, no bo niby coś tam sobie notuję, że wow, powiedziała dziś 'Fruzia funny’, kiedy zanosząc się śmiechem po raz trzeci przywaliła mi w twarz, a ja próbowałam wytłumaczyć jej, że wręcz przeciwnie, not funny at all, ale dziecię następnego dnia wyskakuje znowu z czymś innym, czego już nie mogę sobie przypomnieć po dwóch godzinach biegania między życiem a życiem i czuję, że dupa ze mnie, a nie rodzinny kronikarz, skoro nie rejestruję każdej nowej sylaby naszego jakże zabawnego dziecka.
Rudolf nie lepszy, za nim, mówiąc szczerze, nawet nie próbuję nadążać. Kilka dni temu na ostatniej prostej w kierunku smyczy coś mu się w tej rudej głowie poprzestawiało, nieoczekiwanie wziął ostry zakręt w lewo i tyle go z Fruzią widziałyśmy. Kiedy zrobił to po raz pierwszy, lamentowałam, spazmowałam, w wyobraźni rozwieszałam już na okolicznych słupach plakaty informujące o jego zaginięciu i oczywiście zjadłam wszystkie paznokcie, które mi zostały, a powrót Rudego do domu był powodem do świętowania. Teraz po prostu najpierw się wkurwiłam, potem pomyślałam, że nie powinnam tego przekładać na wiązanki słowne, bo mam przy sobie dziecko, które chłonie jak gąbka, a potem było mi już wszystko jedno.
– Rudolf jest niegrzeczny, bo nam uciekł – powiedziałam tylko przy czwartym okrążeniu lasku.
– Naughty – z przejęciem pokiwała głową Fruzia.
A ponoć to zakazane słowo w Różowej.
Kiedy odbierałam sierściucha od przemiłego starszego pana, który ściągnął Rudolfa z obrzeży boiska do krykieta, tuż przy ruchliwej ulicy, nawet nie miałam siły go opierdalać. Rudolfa znaczy, nie przemiłego pana, któremu byłam bardzo wdzięczna za przygarnięcie naszego głąba.
– Ty to jednak durna pała jesteś – oświadczyłam, głaszcząc sierścia po pustym łbie. – Jak cię kiedyś znajdę w formie naleśnika na ulicy, to sam sobie będziesz winien.
Rozumiecie już, o czym ja tutaj?
Dokładnie.
Jeśli nie mam siły na łajanie Rudolfa, to znak, że jestem naprawdę zmęczona.
Albo że Boże Narodzenie za pasem.
Znam to Kochana…aż za dobrze… tylko ja nie mam psa ale za to mam dzieci dwoje …ze czasem nie ogarniam i łapie się na tym że każdego dnia działam jak zaprogramowany robot… life is brutal and full of zasadzkas ;-). Buziaki 😘 od uciemiężonej matki Polki dla Was uciemiężona Matko Polko
Znam to Kochana…aż za dobrze… tylko ja nie mam psa ale za to mam dzieci dwoje …ze czasem nie ogarniam i łapie się na tym że każdego dnia działam jak zaprogramowany robot… life is brutal and full of zasadzkas ;-). Buziaki 😘 od uciemiężonej matki Polki dla Was uciemiężona Matko Polko
A u mnie teraz różnie jest, jednego dnia nie wiem który to dzień tygodnia, a innego mam taki luz, że sama sobie robotę wymyślam 😉 Ja tu zawsze na Ciebie czekam, zaglądam, trza kurze zetrzeć nie? Mam nadzieje, że dasz radę kiedyś i wrócisz tu na stałe ale w końcu masz pracę marzeń, dziecko, które codziennie czymś innym zaskakuje i Rudolfa co z wiekiem nie mądrzeje 😉 Fajnie jest tylko sobą sie nie chce wydłużyć 😀 Zapraszam do mnie jak znajdziesz chwilę :*
Fajnie jest tylko doba się nie chce wydłużyć – tak miało być 😉
To ja sobie pomyślę o Tobie jutro o szóstej trzydzieści. Albo trzy godziny później, jak już się obudzę 😉 :-*
Ja się normalnie wzruszyłam teraz. Nie dość, że czekasz, mimo że pajęczyny jak u mojej Babci na strychu tu wyrosły, to jeszcze ten potworny kurz chcesz mi ścierać. A musisz wiedzieć, że ja pasjami nie znoszę wycierania kurzu! Normalnie Cię kocham! *wzrusz*(Dobra, to jest deal. Ty mi tu te kurze, a ja jeszcze przed Świętami wrócę, ok? )
Ok, to będę Ci tu do Świat sprzątać, ale nie myję okien!!! 😀