Konkretnie – Wendy.
A tak nam dobrze szło.
Od grudnia molestowała staff o wizyty w starszakach, na pytanie 'kto chce pobawić się dzisiaj w pre-school?’ Tasman pierwsza wyrywała się z tym swoim 'me, me, ME!’, potem wracała do domu szczęśliwa, dumna i blada z wrażenia, a następnego dnia rano znów przyklejała nos do pre-schoolowej szyby, zupełnie jakby za tą właśnie szybą zaczynała się kraina wiecznej szczęśliwości. Wendy, głównodowodząca w starszakach, twierdziła, że Fruziak zintegrowała się z grupą błyskawicznie i zupełnie nie martwi się o jej adaptację. Och, jakaż ja byłam szczęśliwa!
Pewnego jednak dnia Fruzia postanowiła się wkurzyć i zrobiła w sali scenę. Wiecie, taką z cyklu 'bo-ma-być-tak-jak-ja-chcę-buuu!’ Szybko otrzepała pióra i wróciła do zabawy, coś jednak rypnęło na linii pre-school kontra Fruzia i do tej pory nie możemy tego posklejać. Owszem, nie było dramatu i Fruziak dalej wizytowała salę obok, jej zaangażowanie w sprawę słabło jednak z każdym dniem, a wczoraj, przedostatniego oficjalnego dnia w toddlerach odnieśliśmy klęskę, bo Fruziak, zrozpaczona, że musi wysłuchać monologu Wendy o wdzięcznym tytule 'Dobre Maniery Trzylatków’, zapragnęła wrócić do mamy.
Czujecie powagę sytuacji?
Odkąd Fruzia rozpoczęła edukację placówkową, potrzebowała mamy tylko raz. Pierwszego dnia. Przez dokładnie 3 minuty.
Nic więc dziwnego, że sami powoli zaczynamy się czuć tak, jakbyśmy za chwilę mieli rozpoczynać życie przedszkolne w miejscu, za którym nie przepadamy. I oczywiście próbujemy przekonać Fruzię, że starszaki fajne są, do tego hałasu to się w końcu przyzwyczai (ja się raczej odzwyczaiłam), a i w temacie dobrych manier trochę się podszkoli, wszak w domu wiadomo jak jest. RÓŻNIE. Fruzia na to wszystko ma jedną odpowiedź:
– No.
No jak noł, nie jak w kujawskiej gwarze ’no jo!’
Krótkie, twarde i zdecydowane no.
– Fajnie było dziś w pre-school?
– No.
– Hmm… to może jutro będzie lepiej. Chciałabyś jutro tam pójść?
– NO!
(Powoli wyczerpują mi się pomysły na podtrzymanie konwersacji.)
– Wendy na pewno wymyśli jakąś fajną zabawę.
– No! Don’t like Wendy!
Ups.
(Po cichu komentujemy z Inżynierem, że pierwszy raz wyartykułowała takie zdanie. Pal licho, że nie lubi Wendy, Tasman buduje zdania! Sami rozumiecie. *)
– A Viki lubisz?
Viki to jedna z opiekunek.
– No.
Zmieniam taktykę:
– To kogo ty tam lubisz? Jest ktoś taki?
Fruzia rozpromienia się.
– Yeś, Grace.
Jedna z jej przyjaciółek.
Czyli jednak nie popadła w całkowitą negację wszystkich i wszystkiego. To po prostu opiekunki nie pasują Tasmanowi! Naszemu słodkiemu, uroczemu i grzecznemu bobaskowi! Wredne babska, coś trzeba z nimi zrobić. Jakieś zażalenie, skarga, albo lepiej od razu podać do sądu za jawną próbę wyprania mózgu naszemu dziecku.
Phi! Dobre maniery, też mi coś!
* Ja Was na serio kocham, bo wiem, że naprawdę rozumiecie. 🙂 :-*
Wcale się nie dziwię że nielubiany Wendy skoro na "dzień dobry"wykład Jej zrobiła a propo savoir-vivre'u phi;-) ciekawe czy wszystkie dzieci stosują się do normy;-). Widzę że Ona jest taka jak mój Synek jeśli jedna osoba bądź rzecz nie podpisuje jedzie po bandzie i nie lubi nie pasuje nic i nikt.
Olać dobre maniery. Fruziak ma rację, nie ustępujcie.
Nie wiem co napisac, wiem natomiast, ze moj Junior od malenkiego nie lubil zadnych zmian, a jednak jakos musial je przejsc.
Nie jest latwo, ale to kolejna wazna lekcja w zyciu malego czlowieka.
Fruzia ma własne pojęcie dobrych manier i to wcale nie gorsze od tych ogólnie przyjętych 😉 Ale wiesz jaką ulgę poczułam czytając, że u Was w domu jest RÓŻNIE? Normalnie kamień z serca 😉
Nicole, w samo sedno – jedzie po bandzie!😂😂 Czasem nie moge uwierzyc, ze slodka Fruzia i wkurwiona Fruzia to jedno i to samo dziecko!😂😂😘😘
Oh yeah!!😁😁
I Fruziak tez przezyje, a do specyfiki pre-school w koncu sie przyzwyczai. Generalnie maluchy czesto maja problem przy przejsciu z toddlerow do pre-school, ale potem daja rade. I nawet lubia ta "straszna" Wendy!
Kochana, czasem to nawet BARDZO ROZNIE!😂