Wieczór, leżę na kanapie otulona kołdrą. Fruzia wciąż jeszcze nie śpi i w zasadzie trudno powiedzieć, czy w ogóle zamierza to dziś uczynić. Na pewno jednak chce się bawić i wciągnąć w tę zabawę nas. Inżynier robi kolację, więc pada na mnie.
– Mummy, chodź playing – zachęca.
Jej mantra. Tysiąc pięćset sto dziewięćset razy dziennie.
– Pobawmy się w spanie – chwytam się jakże sprytnego i wyświechtanego przez rodziców sloganu.
Fruzia, o dziwo, chętnie się zgadza. Natychmiast wślizguje się pod moją kołdrę i zarządza:
– I mummy, you baby.
Och.
– Dobrze… Łaaaa łaaaaa łaaaaaaaaa! – zaczynam zawodzić głosem zmęczonego rodzica. To znaczy bejbika.
Fruzia natychmiast wczuwa się w rolę i zaczyna mnie uspokajać.
– Ciiiii…. ciiii… ciiii…
Głaszcze mnie. Delikatnie i czule. Po głowie i ramieniu.
– Ok, baby? – pyta cichutko.
– Ok, mummy – odpowiadam na wpół sennie.
Jestem dziś tak zmęczona, że niewiele mi potrzeba, abym odpłynęła w niebyt. Fruzia jakby zapamiętuje się w tym głaskaniu, robi się cicho, a ona wciąż delikatnie utula mnie do snu. Spod wpół przymkniętych powiek widzę, jak lekko pochyla się nade mną, patrzy na mnie z uczuciem, cała jest tym lulaniem, tą chwilą i tą ciszą. A ja zamykam oczy i na kilka sekund zawieszam się pomiędzy tym, co teraz, a tym, co kiedyś; pomiędzy jawą a snem; pomiędzy życiami. Wszystko zlewa mi się w jedno. Błogość rozlewa się po wszystkich komórkach mojego ciała, jest ciepło, bezpiecznie. Mam wrażenie, że znów jestem mała, i że to Mamuśka jest przy mnie, że to ona kładzie na mnie swoje dłonie, że to ona uspokaja i kołysze. Zupełnie jak kiedyś, kiedy nie mogłam zasnąć albo dręczyły mnie dziecięce niepokoje. Płynę tak przez chwilę, zanim do rzeczywistości nie przywołuje mnie głos Fruzi.
– Mummy, chodź playing – zachęca.
Jej mantra. Tysiąc pięćset sto dziewięćset razy dziennie.
– Pobawmy się w spanie – chwytam się jakże sprytnego i wyświechtanego przez rodziców sloganu.
Fruzia, o dziwo, chętnie się zgadza. Natychmiast wślizguje się pod moją kołdrę i zarządza:
– I mummy, you baby.
Och.
– Dobrze… Łaaaa łaaaaa łaaaaaaaaa! – zaczynam zawodzić głosem zmęczonego rodzica. To znaczy bejbika.
Fruzia natychmiast wczuwa się w rolę i zaczyna mnie uspokajać.
– Ciiiii…. ciiii… ciiii…
Głaszcze mnie. Delikatnie i czule. Po głowie i ramieniu.
– Ok, baby? – pyta cichutko.
– Ok, mummy – odpowiadam na wpół sennie.
Jestem dziś tak zmęczona, że niewiele mi potrzeba, abym odpłynęła w niebyt. Fruzia jakby zapamiętuje się w tym głaskaniu, robi się cicho, a ona wciąż delikatnie utula mnie do snu. Spod wpół przymkniętych powiek widzę, jak lekko pochyla się nade mną, patrzy na mnie z uczuciem, cała jest tym lulaniem, tą chwilą i tą ciszą. A ja zamykam oczy i na kilka sekund zawieszam się pomiędzy tym, co teraz, a tym, co kiedyś; pomiędzy jawą a snem; pomiędzy życiami. Wszystko zlewa mi się w jedno. Błogość rozlewa się po wszystkich komórkach mojego ciała, jest ciepło, bezpiecznie. Mam wrażenie, że znów jestem mała, i że to Mamuśka jest przy mnie, że to ona kładzie na mnie swoje dłonie, że to ona uspokaja i kołysze. Zupełnie jak kiedyś, kiedy nie mogłam zasnąć albo dręczyły mnie dziecięce niepokoje. Płynę tak przez chwilę, zanim do rzeczywistości nie przywołuje mnie głos Fruzi.
– Mummy, chodź playing! – krzyczy radośnie.
Ponownie jesteśmy mamą i córką w tym obecnym, przywróconym porządku.
Ale życie to tylko dwie chwile, które mają moc odwracania ról.
Kiedyś znów możemy być w takim momencie. Oblepione atmosferą i zapachem domu i kolacji przygotowywanej przez niego, zawinięte w kołdrę i poczucie bezpieczeństwa. Ona, oby jak najstarsza, ale przecież ta sama, będzie tuliła mnie do snu, jak teraz ja ją. Spokojne odpływanie w niepamięć, bez lęku i chwiejnych emocji.
A potem powrót do Mamy.
Kiedyś, na sam koniec końca, właśnie tego bym chciała.
Wzruszyłaś mnie…
Kochana, Ty jak nikt inny potrafisz ubrać emocje w słowa 😍
😘😘😘😘😘 Gwiazdeczka też potrafi mnie tak głaskać..tymi małymi rączkami rozczula mnie na maxa …jak się przytula i krzyczy i piszczy mama!… uwielbiam takie chwile
I to sa momenty, ktore kazda matka pamieta do konca zycia. Ja ciagle moge zamknac oczy i czuje te malutkie lapki na moich policzkach… a tymczasem Junior ma 196 cm wzrostu i to ja jestem little mummy tak naprawde;)
:-*
:-*
One to potrafią, prawda? 🙂 :-*
Trudno mi uwierzyć, że Fruzia będzie kiedyś dorosła. To takie… śmieszne! 🙂