Teoretycznie było tak samo. Ale ponieważ to już nie ta sama rzeka, było też inaczej. Przede wszystkim dlatego, że przechodzimy przez ten proces z inną agencją. Dziś więc o tym, jak bardzo ten proces przygotowujący do drugiej adopcji różnił się od pierwszego, a więc dlaczego nie należy sądzić, że skoro raz już to przeszliśmy, tym razem pójdzie jeszcze szybciej.
1. Wciąż ta sama podstawa prawna w całym UK
Wymagania dla kandydatów na first time i second time adopters są jednakowe (więcej tutaj: Wymagania wstępne.) Jeśli adoptujecie w innej agencji niż za pierwszym razem, Stage 1 w idealnym świecie powinien trwać do dwóch miesięcy, Stage 2 – do czterech (więcej tutaj: Stage 1 & Stage 2.)Przy założeniu, że nie ma nieoczekiwanych przerw, nie trafiliście na sezon urlopowy, nie robicie przerwy między stage’ami, nikt nie choruje, nie zmienia się social worker, i tak dalej. Jeśli adoptujecie z tą samą agencją co za pierwszym razem, możecie zmieścić się w czterech miesiącach przygotowania, tym samym oszczędzając sobie szczegółowych opowieści o dzieciństwie i sporej porcji pisania.
Ponadto, jeśli w pierwszym procesie adopcyjnym potrzebowaliście dodatkowej sypialni dla dziecka, teraz też, mając już adoptusia, będziecie potrzebowali odrębnej przestrzeni dla nowego lokatora.
2. Dokumenty – czyli DBS, medical assessment, pet assessment, referencje, itp. – bez zmian (więcej tutaj: Niezbędne dokumenty). Nie potrzebowaliśmy nowego zaświadczenia o niekaralności w Polsce, ponieważ od czasu pierwszej adopcji wciąż mieszkamy w UK, potrzebowaliśmy natomiast tamtego oryginalnego zaświadczenia sprzed 5 lat, które szczęśliwie posiadaliśmy.
3. Atmosfera – szkoleń, spotkań z social workers, rozmów z ludźmi. Wszyscy, absolutnie wszyscy na naszej drodze, okazali się życzliwi, profesjonalni, pomocni.
4. Frustracje, które na jakimś etapie po prostu muszą się pojawić. U nas było to w Stage 1, kiedy pytania o dzieciństwo zaczęły przybierać – w naszym wówczas mniemaniu – niebezpieczną formę śledztwa (napisałaś, że „…”, co dokładnie miałaś na myśli?) Kiedy patrzymy na to z perspektywy czasu, to jednak dochodzimy do wniosku, że temat dzieciństwa szybko się zakończył, i że rozumiemy ten nacisk na precyzję. Słowo pisane pozostawia czasem szerokie pole do interpretacji, do słowa mówionego dokładamy język ciała, który mówi więcej niż nam się zwykle wydaje.
O. I tyle.
Ha. To teraz się rozkręcę.
Inna agencja adopcyjna = inne miasto, inni ludzie, inny sposób pracy
Fruzię adoptowaliśmy przy współpracy z Local Authority (LA), tym razem do adopcji przygotowuje nas Voluntary Agency (VA). Powody były proste: nasza LA sugerowała zaczekanie z rozpoczęciem drugiego procesu do momentu, kiedy Fruzia zaaklimatyzuje się w szkole, czyli – przynajmniej do przyszłego roku. Motywowano to szansą na umocnienie więzi między nami a Fruzią, domyślamy się jednak, że nie do końca była to prawda. Nasza LA już kilka lat temu miała kłopoty z obsługą rosnącej liczby kandydatów na adoptersów i to chyba był główny powód, dla którego nie otrzymałam żadnej odpowiedzi na wstępne zapytanie o drugą adopcją, a rozmowy telefoniczne niczego nie rozwiązywały. Choć z drugiej strony przyznaję – to samo na temat więzi powiedziano nam w dwóch innych VA, dopiero obecna agencja nie odesłała nas z kwitkiem.
1. Wizyty domowe vs wizyty w agencji
LA przysyłała social workers do Piątej Chatki na wszystkie, oprócz szkoleniowych, spotkania. Mniej więcej co drugi tydzień przez 6 miesięcy odwiedzała nas Strażniczka, z którą przy kawie, ciastkach i w kapciach (to my) omawialiśmy wszystkie ważne tematy (najczęściej dzieciństwo;-)). Obecna Mentorka zawitała do Piątej jak dotąd dwa razy, w przyszłym tygodniu odwiedzi nas po raz ostatni. Pozostałe spotkania odbywały się w przytulnych salach siedziby naszej VA. Nie powiem, sofy były miękkie, a kawa pyszna, ale 45 do 60 min jazdy w jedną stronę robiło różnicę.
Tym bardziej, że łącznie wszystkich spotkań jest zdecydowanie więcej. Mniej więcej w proporcji 15 (5 lat temu) do 25 (aktualnie).
2. Dwie mentorki
W LA przez cały proces do samego panelu przeprowadziła nas jedna social worker. W obecnej agencji w Stage 1 mieliśmy dwie Mentorki, w Stage 2 została z nami jedna.
3. Home study
Nie wiem, czy to ta Outstanding nota z Ofstedu (najwyższa nota przyznawana placówkom oświatowym i opiekuńczym przez niezależną instytucję zajmującą się kontrolowaniem i monitorowaniem pracy organizacji edukacyjnych), czy może jeszcze inne czynniki miały wpływ na to, że na początku naszej współpracy przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Bo będziemy potrzebować jeszcze tego, tamtego, tu potrzebujemy więcej szczegółów, tam więcej referencji, więcej doświadczenia w opiece nad dziećmi (sic!), więcej…
Ale największym szokiem było dla nas home study. W LA każde z nas otrzymało w Stage 1 Porfolio of Learning, które zawierało około 20 opisowych pytań. Każda odpowiedź to było takie mini wypracowanie, np. opisz swoją relację z mamą, jakie są twoje najsmutniejsze wspomnienia z dzieciństwa, czym jest dla ciebie 'diversity’, itp. Do tego oczywiście chronologia życia, eko-mapa, drzewo genealogiczne i kilka długich formularzy.
W obecnej agencji zamiast jednorazowego Porfolio of Learning przed każdym spotkaniem z Mentorką otrzymywaliśmy zestaw ćwiczeniowy, każdy zawierający między 10 a 26 pytań (sprawdziłam przed chwilą), gdzie dodatkowo wiele z tych punktów miało swoje podpunkty z oddzielnymi opisowymi pytaniami… Krótko mówiąc, przed każdą wizytą w Dużym Mieście rozmawialiśmy, a potem ja pisałam. Pisałam. I pisałam. Nie wiem, czy teraz kogoś przeraziłam, czy może raczej zdążyliście pomyśleć, że przesadzam, ale zapewniam Was:
a) nie ma się czego bać, trzeba mieć tylko dobrego laptopa, który wszystko wytrzyma oraz kogoś, kto będzie Wam donosił herbatę / kawę / (wpisz, co pijesz najczęściej, bo mi nie wypada);
b) NIE przesadzam, tego było od cholery;
c) może będziecie mieć to szczęście, że Wasza agencja nie będzie Outstanding… 😉
4. Home study plus…
… czyli – skoro jest Fruzia, mamy dodatkowe tematy do rozmów. A skoro rozważamy Early Permanence, jest tych tematów jeszcze więcej. To z kolei oznacza, że błękitna sekcja z dodatkowymi pytania w arkuszach ćwiczeniowych również należała do nas. Yay!
5. Doświadczenie w opiece nad dziećmi
Mając Fruzię na pokładzie, naprawdę nie spodziewaliśmy się, że zostaniemy zmuszeni zachęceni do podjęcia wolontariatu w ramach dodatkowej opieki nad dziećmi. Wróć – to Inżynier został zmuszony zachęcony. Teoretycznie ja mogłam sobie odpuścić ten temat z racji zawodu i pracy w Różowej, ale mój dobrowolny udział w zajęciach w Polskiej Szkole był dodatkowym plusem i zapewne nasza Mentorka odnotuje to w naszym PAR.
6. Dodatkowe szkolenia
Podstawowe szkolenia adopcyjne w LA i VA poruszały tę samą tematykę, a więc realia adopcyjne, wszelkiego rodzaju zaburzenia i dysfunkcje wstępujące u dzieci, budowanie więzi i tożsamości, kwestie prawne, kontakt z rodziną biologiczną, jak rozmawiać o adopcji z dzieckiem, itp.
Obecna agencja poszła o krok dalej i dodatkowo odbyliśmy szkolenia z:
– Early Permanence (x2)
– Safer Care
… a po panelu czekają nas jeszcze:
– Therapeutic Parenting
– First Aid
– Family & Friends Evening
Wszystkie zdecydowanie przydatne, dwa pierwsze świetnie poprowadzone, kolejne zapowiadają się interesująco, więc myślę, że opowiem Wam o nich więcej innym razem.
7. Liczba referencji
Tym razem nie było to magiczne 3 (więcej: Niezbędne dokumenty) + dwie szkoły z Polski + pracodawcy.
Tym razem na referentów osobistych wskazaliśmy pięć par, każda z nich wystawiła nam referencje pisemne, i z każdą z nich nasza Mentorka umówiła się na spotkanie (jeśli mieszkają lokalnie) lub rozmowę telefoniczną. Oprócz tego w trakcie rozmów wiele razy wspominaliśmy o Niani, czyli sąsiadce, która często pomaga nam w opiece, np. odbierając Fruzię z przedszkola. Mimo że nie wskazaliśmy jej jako referentki, Mentorka i tak, za naszą i jej zgodą, umówiła się z nią na spotkanie.
Oprócz tego, agencja skontaktowała się z dwiema szkołami, w których pracowałam w Polsce (bo praca z dziećmi i młodzieżą), moimi poprzednimi miejscami pracy w UK (bo praca z dziećmi i młodzieżą) oraz obecnymi pracodawcami. Fruzi przedszkole też było referentem (podwójnie, bo ze względu na moją tam pracę oraz ze względu na Fruzię). Referencje wystawili nam obecni pracodawcy oraz Polska Sobotnia Szkoła (x2). Razem – uwaga – wypełniono dla nas 15 formularzy referencyjnych.
8. Opłata za medical assessment
Jako że obecnie przechodzimy przez ten młyn z Voluntary Agency, zapłaciliśmy z własnej kieszeni za ocenę naszego stanu zdrowia (o ile pamiętam – ok. 120 funtów od osoby) oraz za update, czyli list potwierdzający mój stan zdrowia po zabiegu (22 funty).
Na szczęście to jedyne koszty finansowe, oprócz paliwa na dojazdy, jakie ponieśliśmy. DBS opłaciła agencja.
9. Przerwa, bez której niechybnie byśmy zginęli
Od września do grudnia udzielaliśmy się w naszej cudownej Polskiej Sobotniej Szkole, do której jeszcze zamierzamy wrócić, zrobiliśmy więc sobie przerwę między Stage 1 & 2 i to była dobra decyzja. Bez tego oddechu on zapewne straciłby pracę, ja rozum (od pisania po nocach), a Fruzia rodziców. Wcześniej był jeszcze sezon urlopowy, teraz nasza social worker potrzebuje czasu na złożenie PAR w jedną logiczną całość (bardzo jej współczuję), więc jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego to wszystko tak długo trwa, to właśnie dlatego. W okolicach daty panelu minie pełny rok, odkąd oficjalnie siedzimy w procesie adopcyjnym numer dwa, a 16 miesięcy od Adoption Open Day, na którym zjawiliśmy się w styczniu. ZESZŁEGO ROKU.
Za pierwszym razem po 16 miesiącach mieliśmy już w domu Fruzię.
– Nie bez powodu pisałam Wam kiedyś, że cierpliwość jest w cenie, bo jeśli jej zabraknie, to zostaje już tylko biały kaftan.
– Jak nie drzwiami, to oknem. Jak nie oknem, to dziurą w dachu. Byle do przodu.
– Wbrew temu wszystkiemu, co napisałam wyżej – jest łatwiej. Przysięgam. Jest Fruzia – jest impreza. Czas pędzi jak oszalały i nie ma czasu na przeżywanie, jak to wszystko strasznie się wlecze. Jeszcze chwila (w tym tempie to pewnie za jakieś dwa lata), a Drugi będzie z nami, będzie miał osiemnastkę, a Fruzia wyprowadzi się z domu i zacznę zastanawiać się, kiedy to wszystko zleciało. Tak że ten…
… CIERPLIWOŚCI, kochani! :-*
To tej cierpliwości Wam życzę:*
Wytrwałości i siły moi Kochani jestem z Wami myślami i sercem :*
Cierpliwości i wytrwałości i czego jeszcze tam Wam potrzeba życzę. Czytając ten wpis dostrzegam niektóre punkty zbieżne z przygotowaniami w PL do "bycia rodziną zastępczą". Oczywiście rodzina zastępcza, to nie to samo co adopcja, zatem wymaga innego podejścia. Niemniej jednak w PL rodzina zastępcza jest niejako "wstępem" do adopcji. Przynajmniej w niektórych
przypadkach.
Pozdrawiam serdecznie
Izumi
Trzymam kciuki i przesyłam buziaki ze szpitala!
:-*
:-*
Izumi, ale jak długo trwa taki proces w PL? Ile miesięcy i ile spotkań w ośrodku potrzeba?
No właśnie doczytałam, jaki horror przeżyliście… Nie mam słów. Dobrze, że się udało! :*
Szkolenie na rodzinę zastępczą trwa 4 miesiące, dwa razy w tygodniu po 3-4 godziny. Do tego należy dodać obowiązkowe godziny w ośrodku opiekuńczym (o ile dobrze pamiętam po 10 na każdego z rodziców), były jeszcze jakieś zajęcia, na które trzeba było chodzić i mieć stosowne zaświadczenia, badania od lekarza oraz wypełnianie takich jakby zeszytów – każdy rodzic ma swój – w którym musi wpisywać/wypełniać to, co tam jest zapisane oraz zadania domowe. Pamiętam, że niektóre zadania były "ciężkie" pod względem emocjonalnym, podobnie jak zadania podczas zajęć. No i zapomniałabym dodać, że odbywają się "wizyty" domowe, podczas których Panie zadają kolejne pytania, oceniają mieszkanie/dom, zwracają uwagę na to co jest, a czego brakuje w zależności od wieku dzieci itp.
Pozdrawiam
Izumi