Łup-łup-łup. Pazury dramatycznie bijące o plastik.
W ciągu dnia jest lepiej, bo mamy więcej energii do wyręczenia Rudego w czochraniu. Każdy ma swoją obowiązkową kilkuminutową sesję drapania, nawet Fruzia. Trzeba porządnie za uszkami, pod pyskiem, pod obrożą, na szyi. Rudolf poddaje się tym zabiegom z wyraźną ulgą, podkładając nam pod dłonie najbardziej udręczoną część psiej głowy. Napiera swoim wielkim cielskiem do przodu, boleśnie wbijając krawędzie klosza w nogi aktualnego terapeuty. Fruzia co jakiś czas skarży z rozpaczą w głosie, że Rudolf ją popchnął, choć chwilę później współczująco głaszcze go po głowie.
Nazywamy go rozgłośnią radiową, megafonem i kloszardem. Odkąd Rudolf wyżłobił sobie ranę na tylnej łapie, mniej więcej wielkości śliwki, nic nie pomagało – ani kremy, ani sterydy, ani antybiotyki. Choć nie, to nieprawda. Pomagały na chwilę, ale żłobienie sierściucha trwało w najlepsze i Rudy rozwalał każdą kurację, którą zaproponowała wet. To Mąż Mój zawyrokował, że tylko klosz może pomóc.
Tarabani się więc na kanapę z trudem, kiedy już uda mu się podnieść megafon powyżej siedziska. Obija się o futryny, skutecznie zdzierając farbę ze ścian. Jojczy, że miska ustawiona jest zbyt blisko szafki, przez co klosz blokuje mu dostęp do karmy. Wpada na nas i na nią, patyki trzeba nieraz podawać mu wprost do pyska. Ku jego rozpaczy, kradzieże pozostawionego na wysokości Fruzi jedzenia, stały się niemal niemożliwe. Niemal.
Naprawdę wygląda jak kloszard. Jakby włożył łeb do miski bez dna i zapomniał ją wyjąć. Rozwalił klosz już w drugiej dobie, ale ponieważ rana zaskakująco szybko zaczęła się goić, Inżynier był nieubłagany. Połowa michy oblepiona jest brązową taśmą, dzięki czemu Rudy przypomina psa z patologicznej rodziny. Tu coś wisi, tam się odkleja…
– Jeszcze trochę, Rudy, wytrzymaj – zapewniamy go.
Wyobrażam sobie, jak się musi czuć. W moim przypadku sam klosz na łeb jako lekarstwo na zdzieranie skórek przy paznokciach nie dałby rady.
Potrzebny byłby jeszcze biały kaftan.
Biedny Rudolf, wspolczuje mu! Wylecz sie zwierzu szybko, bo tylko Ty wiesz, gdzie ta pchelka lazi :)))
Bidulek współczuję! Zdrowia życzę dużo i gładki drapanie mizianie i czego tylko osie serce zapragnie w nieskończonych ilościach dla Rudolfa :*
Psie serce i glaski miało być
Te klosze to jest jednak super wynalazek. Pierwszy raz widzialam to doslownie kilka miesiecy po przylocie do NYC. Pies naszej gospodyni Portey mial operacje i musial ten klosz miec chyba przez tydzien. Tez rozwalil jeden prawie natychmiast, ale Victoria przemyslnie nabyla dwa nastepne "na wszelki wypadek" i tak w ilosci trzy sztuki przetrwaly tydzien, a moze to bylo 10 dni. Bardzo mi sie to smieszne wtedy wydawalo, a teraz prosze, caly swiat stosuje klosze:)))
Ja wiem jakie to dla nich niewygodne, ale w wielu przypadkach na pewno uratowaly niejedno psie zycie.
No i nasze nogi już są poobijane od krawędzi klosza! 😉
Głaski przekazane! :-):-*
Nasz Rudy chodzi w kloszu już drugi tydzień! I masz rację, one często ratują te psiaki, nasza weterynarz kombinowała już z biopsją, żeby sprawdzić, dlaczego rana się nie goi, ale najwyraźniej to tylko wina Rudego, skoro klosz wszystko zmienił. Mam nadzieję, że w weekend będziemy mogli pomyśleć o uwolnieniu Rudego z megafonu:-)