Krążyliśmy po korytarzach i salach, a ja zachodziłam w głowę, jakim cudem będę w stanie odbierać ją z tego przybytku, nie gubiąc się przez pierwszy miesiąc (term?) w tym labiryncie, w całości nadającym się do filmiku promującego kampanię „Szkoła dziś, czyli dlaczego zostało nam 30 lat względnie spokojnego życia na Ziemi.” Jest dokładnie tak, jak powinno być dziś w zakresie stymulacji wizualnej w przestrzeni szkolnej, tak, jak sama chciałabym, aby moja szkoła wyglądała -dzieści lat temu. Nie jestem natomiast pewna, czy lasy są tego samego zdania.
Pokusiłam się o próbę wyobrażenia sobie Fruzi siedzącej przy jednym ze stoliczków i pracującej nad jakimś arcyważnym zespołowym projektem, w mundurku szkolnym aktualnie czekającym w szafie na swoje więcej niż pięć minut, i o ile to pierwsze przyszło mi zaskakująco łatwo, wszak przy stoliczkach widziałam ją wielu, o tyle ten mundurek to nadal abstrakcja. Choć tak jakby ją widziałam. Ale nie do końca, bo Tasman zbyt niecierpliwa jest na przymierzanie.
Fruzia marzyła o byciu w Truskawkach. Zupełnie jak większość jej grupy. Wendy i jej team skutecznie użyźniali grunt pod to marzenie i najwyraźniej coaching wśród nieletnich to ich cup of tea, skoro klasa będzie tylko jedna, Truskawki właśnie, a i tak Lucasy czują się jak laureaci Milionerów, zaś Fruzia podśpiewuje z Inżynierem, że „we will, we will rock you!” Nie wiadomo do końca, z kim konkurują, ale dobrze w sumie, że wygrywają. I tak się w tej celebracji zwycięstwa unoszą, że kiedy widzą się przed szkołą, czekając z rodzicami na zajęcia adaptacyjne, sprawiają wrażenie takich, co to żadnej adaptacji nie potrzebują.
– John is coming, John, look! – wrzeszczą jeden przez drugiego, piszcząc z radości.
– And Abdul, Abdul too! – krzyczy ktoś po sekundzie.
A potem rzucają się na siebie tak, jakby fakt, że widzieli się najdalej wczoraj, a najbliżej to zaledwie pięć minut temu w pre-school, nie miał tu żadnego znaczenia. To chyba właśnie wtedy zaczęłam podejrzewać, że te zajęcia to dla nas, nie dla nich.
– I not said unicorn – zaperzyła się, postawiona w domu pod ścianą wyrzutów. – I said… um… I said … don’t know, but I not said unicorn!
A następnie, zapewne gnana sekretnymi wyrzutami sumienia, poszła wyznać Rudolfowi, że jest jej best friend. (W sumie.. jak tak mu się przyjrzeć…)
Za moich czasów, ach, ZA MOICH CZASÓW nie było zajęć adaptacyjnych. Było uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego, na którym dowiedzieliśmy się, kto znajdzie się w której klasie, ucieszyłam się, że będę siedzieć z Anią Sąsiadką w jednej ławce, a potem był już pierwszy dzień w szkole i to by było na tyle. Zamglone te wspomnienia, bo i szumu takiego nikt wokół nas nie robił. Nikt nie zastanawiał się, czy będziemy płakać pierwszego dnia, czy nie. Czy poczujemy się osamotnieni, przytłoczeni trzema piętrami szkolnego gmachu, siedzeniem w ławkach i głośnymi dzwonkami obwieszczającymi przerwę. Dużo lepiej pamiętam ocenę naszej gotowości szkolnej w zerówce. Siedziałam z kolegą i koleżanką przy małym stoliczku, jedna z przedszkolanek poprosiła nas o opis obrazka, a kiedy my się produkowaliśmy, ona jedną ręką notowała coś na dużym arkuszu papieru. Miałam zaledwie 6 lat, nie wiedziałam tak naprawdę, czego się ode mnie oczekuje, nie czułam stresu, ale jednocześnie wiedziałam, że to jakiś super ważny moment. Sama czułam się ważna. Dojrzała. Zdecydowanie gotowa do rozpoczęcia szkoły. Powoli dobijam do czterdziestki, a ten moment, kompletnie wyrwany z jakiegoś większego fragmentu obrazka, jest we mnie do dziś. Kiedy o tym myślę, zastanawiam się, jak wiele z przeróżnych obserwacji i ‚testów’ oraz moich powrotów z Fruzinych wywiadówek – wywiadówek w pre-school! – zapamięta Tasmanka. Z pewnością nie tak dużo, może nic, ale na poziomie emocji to może być kosmos. Dlatego tak bardzo podkreślamy jak dobrze sobie radzi. Jak wielu ma przyjaciół w grupie. Jak bardzo się stara, nawet wtedy, kiedy jej nie wychodzi. Fruzia kwitnie w przedszkolu. Jej Różowa Chmurka jest cudownie wspierająca i pozytywna i już się cieszę na myśl, że Drugi zapewne też do niej trafi.
Wiem, że może być różnie, jej finalna przeprowadzka z toddlerów do pre-school była płaczliwie rozpaczliwa, pomimo ekscytujących dla niej wizyt adaptacyjnych. Ale ostatecznie szybko otrzepała pióra, siódmego dnia pomachała mi na do widzenia, usiadła przy stoliczku i tak zaczęła swoją przygodę w starszakach.
Teraz też jest gotowa.
My chyba też.
Będzie dobrze! 🙂
Pewnie, że będzie dobrze. Przy takich rodzicach musi być 🙂
Też tak myślę 🙂
Postaramy się być tak dzielni jak Truskawki. Jak będzie trzeba, poprosimy nielatów o zorganizowanie nam zajęć adaptacyjnych… 😂
To już ? Ten Mały Fruziak idzie do szkoły… Wooow 😀. Pamiętam jak mój Synek szedł do szkoły… mam obrazek pod oczami stoją ustawieni w pary na dziedzińcu szkolnym mój Synek (trzymając fason) ściska rękę swego kolegi z przedszkola, któremu kapią krokodyle łzy. Obok my rodzice pocieszamy Go jak umiemy że to przygoda że to i tamto… A teraz.. Od września pójdą do 5 klasy, wyrosli, dojrzeli… A tak niedawno się urodzili… Nie wiem kiedy to minęło… A tu już Fruzia i niedługo Gwiazda pójdą do szkoły! Nasze małe Dziewczynki! 😀 My to bardziej przeżywamy niż Oni i chyba potrzebujemy z a jec adaptacyjnych🤣
Fajnie, ze w ogole sa takie zajecia adaptacyjne. U nas przed pre-school i potem przed szkola, bylo w piatek spotkanie w klasie z nowa pania (takie okolo polgodzinne), a od poniedzialku poczatek roku szkolnego! 😀 Sruuu, na gleboka wode. Adaptacje w pre-school sama Potworkom zafundowalam, odbierajac ich przez 3 pierwsze dni wczesniej. 😉 Ech wspomnienia… Nik w pre-school przestal plakac po tygodniu, Bi po… miesiacu. :O Do szkoly mlody pomaszerowal juz z mina niepewna, ale bez lez. Bi ryczala przy odwozeniu przez dwa tygodnie. 😉
U naszej zenskiej mlodocianej polowy rodziny, tez rzadza jednorozce. Dodatkowo Bi, mimo, ze zapewnia, ze tak straaasznie kocha Maye, co i rusz prosi o kociaka. 😉
To już, już za chwilę. Czas mierzy się inaczej, odkąd są dzieci, prawda? :-*
Ha ha, to chyba na te początki nie mam mądrych, jedno ryczy, to drugie jest dzielne, albo odwrotnie. U nas początek szkoły powinien pójść w miarę gładko, chociaż zostawiam sobie margines na pomyłkę w tej kwestii :-)) Jestem za to bardziej niż pewna, że pojawienie się Drugiego nie obejdzie się bez burzy!! :-))