Stało się. Dołączyłam do tych, o których każdego roboczego ranka nadaje Radio Heart.
I oczywiście najpierw pomyślałam, że ja ich wszystkich przechytrzę. Nie będzie na dziko, na gorąco i z rozwianym włosem. Będzie metodycznie, pragmatycznie i przewidywalnie. Tak jak nauczył mnie Tatuś.
Przewidziałam korki w godzinach porannego szkolnego szczytu. Jeszcze zanim Fruzia oficjalnie została Truskawą, kupiłam sobie zegarek ze stoperem i poznałam wszystkie sekrety jej szkoły – o której dzwonią dzwonki, o której otwierają bramę, ile wynosi dystans od najdalszego i najbliższego miejsca na parkingu do klasy Fruzi, ile to minut, sekund, kroków… i inne takie drobnostki. Przywykłam, aczkolwiek niechętnie, do myśli, że koledżowy parking o tej porze już nie zaoferuje mi kilku przestronnych miejsc, każde szerokości trzech tirów, na użytek własnego widzimisię. Przehandlowałam wolny piątek na przyjazne rodzicowi godziny pracy rozciągnięte na pięć dni (pięć dni! ja to do Strasburgera powinnam zgłosić!) I nawet fakt, że codziennie lekuchno będę spóźniać się do pracy, nie zrobił na mnie, wzorowej uczennicy, najmniejszego wrażenia, bo cóż mi tam spóźnienie, kiedy poprzedniego dnia wszystko sobie przygotuję na biureczku, równiutko poukładam stosiki materiałów, książeczki grzbietami do drzwi, myszkę w optymalnej odległości od monitora zostawię… Więc kiedy rano się już zjawię, to tylko zdejmę z siebie zbroję Super Matki, poprawię idealną fryzurę (lakier sobie kupiłam w tym celu) i taka cała oświetlona bijącym ode mnie blaskiem zacznę nauczać.
Czujecie nadchodzącą puentę? Niestety. Niestety macie rację.
Rzeczą, której absolutnie nie przewidziałam w najbardziej nawet wyrafinowanych snach science-fiction, są korki ludzkie. I nie zrozumcie mnie źle, na co dzień to ja bardzo lubię ludzi, bo czemuż by nie, kawę się z nimi fajnie pije. Ale korki ludzkie… KORKI, KTÓRE TWORZĄ LUDZIE BEZ AUT… A konkretnie – korki, które tworzą ludzie bez aut wokół szkoły Fruzi na wąskiej jednopasmówce – to już jest nadmiar radości. Zaprawdę powiadam Wam, nie miałam pojęcia o istnieniu tego zjawiska do ubiegłego tygodnia. A ja przecież nie dość, że tracę cenne sekundy z życia pracującego rodzica na dreptaniu w miejscu, które zamiast na ścieżce wokół szkoły, jak każdy normalny człowiek mogłabym marnować stojąc w korku dwieście metrów dalej, ale w tym normalnym korku, to ja jeszcze do tego ataków klaustrofobii dostaję za każdym razem, jak tam tak drepczę. Dla takich jak ja powinny być oddzielne korytarze powietrzne oznaczone trupią czaszką. I może torebki do oddychania elegancko przywieszone do tych fantastycznych słupków, czających się na mnie co kilka kroków. Korki, słupki i brak tlenu. Nie muszę chyba dodawać, że klasa Fruzi znajduje się w najbardziej oddalonym od świeżego powietrza krańcu budynku? Tak właśnie myślałam.
Koledżowy parking zaś po prostu się na mnie uwziął i chce mi udowodnić już we wrześniu, że nie zdam do następnego levelu. Ja doprawdy nie wiem, czy ja pracuję w tym samym miejscu, co dwa tygodnie temu, czy raczej coś przeoczyłam. Być może to wyż demograficzny właśnie dotarł z polskich szkół do naszej placówki w postaci młodzieży spragnionej wiedzy, albo tyle nowego, zmotoryzowanego i zmotywowanego personelu wstąpiło w nasze szeregi po deklaracji, że teraz to chcemy być Ofsted Outstanding. Może. Choć raczej wątpię. Bardziej prawdopodobne, że ja dotąd w bardzo unsociable hours pracowałam i z tego głównie powodu nie zdążyłam zauważyć, że o 9 rano to trzeba wyjmować z rękawa techniki parkowania, których nie uczą na żadnym legalnym kursie prawa jazdy. A że człowiek podobno uczy się przez całe życie, w ciągu ostatnich kilku dni nauczyłam się parkować: a. na podwójnej ciągłej, b. bokiem, c. na ukos, d. na gwałtu rety. (Tak sobie teraz myślę, że w sumie te umiejętności to jednak powinny być szlifowane na kursach.)
To jednak jeszcze nic, bo wciąż, przy odrobinie praktyki, miałabym szansę zjawiać się na zajęciach lekuchno tylko spóźniona i po zrzuceniu lśniącej zbroi Super Matki gładko przechodzić do zajęć. Zapomniałam tylko o najważniejszej rzeczy.
Jak ja mam zostawiać gotowe materiały w równiutkich stosikach na następny dzień, kiedy w momencie zakończenia popołudniowych zajęć muszę natychmiast gnać do szkoły, aby odebrać Fruzię? Na-ten-tych-miast! Przecież o piętnastej znów będę musiała przedrzeć się przez korki. LUDZKIE KORKI!
Aaaa!
Zdjęcie: Gerd Altmann z Pixabay
🤣 Oj tak, tak. Znam te korki. 🙉U nas na szczęście jest jeszcze wejście przez parking. Dzięki zapakowanym samochodom więcej powietrza 🤭
Powiedz, że z czasem się przyzwyczaję, please!! 😂
hahahah może w końcu te nieprzebrane tłumy ludzkości dadzą oddech swoim pociechami drastycznie zmaleje liczba odprowadzających, a tym samym korek się ciut rozluźni 😉 Oby! Albo zaczniesz naginać czasoprzestrzeń 🙂
Ja myślę, że my wszystkie trochę naginamy czasoprzestrzeń … wystarczy mieć dzieci 😉