Maj
Przyniosła z przedszkola piosenkę o miesiącach. Początkowo nie bardzo wiedziałam, o czym śpiewa, kiedy zaczęła:
– Dżelimeli, March…
Dopiero po kolejnych miesiącach zorientowałam się, że to był początek roku.
Cóż. Mnie też bardzo często January zlewa się z Februarym…
Fruzia i Inżynier bawią się na kanapie i robią głupie miny. Ona robi zeza, on cyka jej zdjęcia, pokazując, jak jest najfajniej pozować. Ona się zaśmiewa do rozpuku, mnie coś trafia od środka, więc karcę ich za takie 'zabawy’, ale Tasmanka chichra się jak dziki reks i prosi:
– Daddy, please, do zeza again!
Czerwiec
Wielki Brat został jej idolem. Nie dość, że jeździ karetką i ratuje życie ludzkie (jako doktor oczywiście), nawet to życie ludzkie w Krainie Deszczu (to zawsze jest wujek, zawsze!), to jeszcze zyskał tysiąc punktów do lansu, kiedy okazało się, że kiedyś nosił … kolczyk w uchu. Jechałyśmy z gimnastyki, słuchając w aucie „Opowiadań dla przedszkolaka”. W jednym z nich chłopiec opowiadał o tacie, który nosi długie włosy i kolczyk.
– Why that pan have kolczyk? – zapytała nagle Fruzia.
Kiedy jej wytłumaczyłam, że panowie też mogą nosić różne fryzury i biżuterię, Tasmanka przypomniała sobie, że przecież tata jej przyjaciółki ma włosy do pasa i nawet dredy. A potem wpadła w ekstazę, że jej wujek też miał kolczyk! Musimy odkopać jakieś stare zdjęcia.
Wielki Brat właśnie płacze ze śmiechu na messengerze na to wspomnienie.
Wczoraj powiedziała mi, że dzieci w przedszkolu nie znają polskiego słowa ’balet’ tylko angielski 'ballet’ (wym. /ˈbæleɪ/). Bardzo była z siebie zadowolona, że dostrzega różnicę. Ja tym bardziej. Pomyślałam nawet, że byłoby cudownie zrobić doktorat w tej dziedzinie. Mogłabym udowadniać w nim, że życie z dwujęzycznym dzieckiem to lingwistyczny kabaret. Badania naukowe w zasadzie prowadzę na bieżąco, więc mogłabym go pyknąć w kilka miesięcy.
On uczył ją polskiego, kiedy ja byłam wieczorem w pracy.
– Jaka jest dziś pogoda? – sprawdza ją rano.
– Bani! – wykrzykuje ona.
No jest do bani, to fakt.
Przed wyjazdem do polskich znajomych uczymy Fruzię zwrotów grzecznościowych.
– Jak przyjedziemy do cioci i wujka, to powiedz „cześć” i zapytaj „jak leci?”
– What? – pyta oczywiście ona.
– Jak leci? – powtarzam. To znaczy „how are you?” Umiesz powtórzyć?
– Tak. Cześć, how leci? – powtarza Fruziak.
Siedzimy u polskiej rodziny. Inżynier poszedł do łazienki, mała oczywiście akurat wtedy go potrzebuje.
– Daddy, daddy… Where’s daddy? – pyta nas wszystkich.
– Tata poszedł tam, gdzie król chodzi piechotą – mówi Marek.
Fruzia patrzy z powątpiewaniem, więc wujek tłumaczy jej, że po polsku mówimy tak wtedy, kiedy ktoś idzie do łazienki, bo nawet król i królowa chodzą tam sami, bez asysty z zamku. Kilka minut później Inżynier wraca do towarzystwa, Marek mówi mu, że młoda dopytywała o niego, ona sama też zaraz się zjawia przy stole.
– I co ci wujek powiedział? – egzaminuje Fruzię Inżynier.
– That you are in a castle – odpowiada elokwentnie Tasmanka.
Idziemy do biblioteki. Fruzia raczej podskakuje niż idzie, zadaje mnóstwo pytań, wśród których króluje why. Why, oh, why?!
Raptem zauważa niebieski rower zaparkowany przy jednym ze stojaków i tak się na niego zagapia, że z hukiem ląduje na ziemi. Ściera sobie łokieć, na którym pokazują się kropelki krwi, ale tylko się krzywi, nie wybucha płaczem. Chwalę ją za dzielność, mówię, że pójdziemy do łazienki przemyć otarcie, podczas gdy ona stwierdza:
– And my tongue. Gryzam my tongue, mummy.
– Ugryzłaś się w język? – pytam dla pewności.
Fruzia przytakuje. A po chwili ciszy wypala radośnie:
– Mummy, I can say it! I not said „I hurt my tongue” but „gryzam my tongue” I can say it!
Ja też jestem podekscytowana!
Bawi się lalkami, w pewnej chwili łapie się za brew, tam gdzie ma ledwie widoczną bliznę po upadku w Madrycie. Twierdzi, że musi dostać plaster. Natychmiast.
– Fruziu, ale to było półtora roku temu! – wykrzykuję zdziwiona.
– Yes – mówi zbolała Fruzia. – But still boli…
To musiał być poważniejszy wypadek niż nam się wydawało!
Lipiec
Fruzia narysowała naszą rodzinę. Wręczyła mi rysunek i poprosiła, żebym ja też kogoś dorysowała. Zdecydowałam się na Ojca Dyrektora.
– No, that’s not Dziadzia! – zaprotestowała ona.
– Tak, to on, przyjrzyj się – broniłam swojego stanowiska.
– No, Dziadzia have… have… – zabrakło jej słowa. – Dziadzia have wąska! – wyjaśniła wreszcie.
No nie da się ukryć. Dziadek ma wąska. A nawet wąchala!
Gram z Fruzią w grę.
– Teraz twoja kolej, wubieraj – mówię. – Możesz poszukać pomarańcze albo bakłażana…
Szuka.
– But I can’t see! – mówi w końcu ona, bezradnie rozkładając ręce. – I have stara eyes!
Sierpień
Pije dużo wody. W domu przefiltrowaną kranówę, w Polsce niegazowaną w butelkach.
– No, not gazana – protestuje, kiedy ktoś poczęstuje ją bąbelkami. – I like not gazana.
Z balkono-tarasu Babci Mamuśki zaczepia przechodniów.
– Plosze pana, dzień dobly!
Niby polski, a maniery królowej Anglii.
W przerwach od szpitalnych wizyt próbuję skupić się choć trochę na niej.
– W co się bawimy? – pytam bez przekonania.
– We play sklepu.
Albo:
– You are in a car. We’re going dalej, dalej and you sit in your fotel – zarządza ona.
Wszystko jasne. W sumie możemy zahaczyć o sklep po drodze…
Przeżywa, że Dziadek Dyrektor jest w szpitalu. Każdego dnia dopytuje, czy już mu lepiej, słyszy też więcej niż nam się wydaje. Przedostatniego dnia wizyty w Polsce, kiedy Tata jest przenoszony do innej placówki, mówi Inżynierowi do telefonu bardzo podekscytowanym głosem:
– And daddy, Dziadzia going in another szpital!
Z Drugim Dziadkiem konwersują dużo o pogodzie i ogródku. Przychodzi raz z obchodu dookoła domu i mówi, że wyjść nie mogą.
– Dlaczego? – pytam.
– Pada ino huk – powtarza ona po Drugim Dziadku.
Idziemy na przystanek autobusowy. Odprowadza nas Mamuśka, jadąca za nami rowerem. Zagadała się po drodze z koleżanką, teraz chce się z nami zrównać.
– Mummy, watch out, szybko, Babcia goni nas! – krzyczy ona, zrywając się do biegu.
A ja zastanawiam się, ile jeszcze tygodni lub miesięcy potrzeba, żeby ten jej polski przestał mnie tak zadziwiać!
– Fruziu, dokąd idziesz? – pytam.
– I’m going to kibel – słyszę.
A-ha.
Zdjęcie: Biljana Jovanovic z Pixabay
W ogóle mi się nie wyświetlacie, więc sądziłam, że zrobiłaś sobie przerwę w pisaniu… A tu niespodzianka;)
Wtrace sie z porada. Nie wyswietla sie, bo stary link juz nie dziala, teraz jest inny adres bloga. Musisz usunac ten stary link i wprowadzic nowy i nie bedzie problemu. Ja tak zrobilam i mysle ze nie jestem jedyna.
Dokładnie tak, dzięki Star za szybką reakcję!
Gosiu, mam nadzieję, że porada Star pomogła!
Fruziak super łączy polski z angielskim a już mega uśmiałam się 🤣 na końcu. Oj dobralyby się z Gwiazda dalyby czadu dziewczyny :😄 Moja Gwiazda ma takie teksty że nie wiem skąd się biorą np ” Tata podrzucisz mnie do doktora?” Albo jak coś przeskrobie „wybacz mi”, Albo pytam ja:będziesz jadła kiwi? Młoda „oczywiście”. Buźka!
No ale podrzucił ją tata do tego doktora? 😉
Oczywiście że tak ;😉
Cudne sa te rozmowy dwujezycznych dzieci, czesc z nich zostaje na dluzej, czesc dorosleje razem z dzieckiem ale takie wtracane slowka zawsze sa. Albo tlumaczenie doslowne z jednego jezyka na drugi. Junior mowi „to ja przyniose tez mojego kolege” albo „wiesz oni mnie zainventowali, ale ja wiem, ze to tylko grzecznosciowe”
Ha ha ha, 'zainventowali’ rozłożyło mnie na łopatki, nie wpadłabym na to! 🙂 Mnie też się bardzo podobają te neologizmy, nawet ja je czasem tworzę, mimo że dwujęzyczna nie jestem i generalnie na zewnątrz mówię czystym polskim, bez angielskich wtrąceń (w domu to już inna historia, ale tu staramy się uważać ze względu właśnie na Fruziaka). Na bieżąco też notuję Fruziakowe kwiatki, choć nie wszystkie publikuję, żeby mnie za kilkanaście lat dziecko nie oskarżyło o ośmieszanie 😉