Roztapiam się od środka niczym czekoladowe fudgy brownie, kiedy w połowie piosenki o Rudolfie, tuż przed fragmentem o ciężkim życiu renifera z czerwonym nosem, wyznaje zrozpaczona:
– That song makes me sad, mama!
A jest w w tym wyznaniu tyle prawdziwego żalu, że mam ochotę biec do Rudolfa, przytulić go i szepnąć mu do włochatego ucha, żeby nie tracił ducha, bo ta historia dobrze się kończy.
– Kochanie, ale pamiętasz, co zrobił Santa? – pytam więc szybko.
– Yes, mama, sing quick! – mówi ona, mocniej ściskając mnie za rękę.
Śpiewam więc dalej, żeby już nie bolało. Potem jeszcze muszę zapewnić ją, że renifery przyszły przeprosić Rudolfa i na pewno żałowały swojego zachowania, a on, to bardziej niż pewne, wybaczył im i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Coś mnie ściska od środka, kiedy pyta z lekką paniką w głosie:
– Why he did not have sukienka?
Zawsze mnie czymś zaskoczy, zupełnie jakbym wciąż nie doceniała, ile rozumie z otaczającego ją świata. (…) Płacze z zimna, nie dała mu matula sukienki (…)
– Bo byli biedni, kochanie, ale mama bardzo się o niego troszczyła, posłuchaj dalej…
(…) Rąbek z głowy zdjęła, w który dziecię owinąwszy, siankiem je okryła (…)
Szczelniej otula się kołdrą, a ja nią i jej ciepłem siebie.
Fruzia. Pasterka z jasełek, która całą sobą jest w roli. Jest niezłą aktorką, kiedy spektakularnie, dla uzyskania efektu, obrazi się na chwilę na niesprawiedliwość świata, w którym nie ma więcej żelków, ale zawsze w tym aktorstwie jest sobą. Nie ma w niej ani jednej fałszywej nuty, bo kiedy wrzeszczy, to wrzeszczy, ale to jest ona. Nie udaje niczego i nikogo, ona JEST swoją własną nauczycielką, kiedy strofuje rząd lalek siedzących pod ścianą, JEST mamą, która czule kołysze swoje chore dziecko, JEST też czystym szaleństwem, kiedy leci nad boiskiem jako boeing 777. Cztery i dziesięć dwunastych, adekwatna do wieku dzika radość, spontaniczne reakcje, brak potrzeby segregowania innych na takich czy owakich. Zadziwia mnie, kiedy wciska mi do buzi ostatni kawałek czekolady wbrew moim protestom i ze szczęściem na twarzy pyta, czy było dobre, a kiedy potwierdzam, mówi, że to dobrze, bo bardzo chciała, żebym to ja go zjadła. W końcu sharing is caring, mummy, pamiętaj. Pamiętam. Dzięki tobie pamiętam, Biały Kudłaczu. Więc kiedy widzę jak przeżywa, martwi się, coś ją porusza, patrzę na nią i po prostu chłonę. Oto natura w najczystszej postaci.
Przed snem każe się trzymać za rękę. Na wpół sennie dośpiewuje końcówki Puszka Okruszka i chwały na wysokości. Bywa, że w nocy drepcze do nas po omacku. Ciągnie za sobą poduszkę i kołdrę, toruje sobie drogę wyciągniętą przed siebie dłonią, bo to nie tylko ciemność jest przeszkodą, ale i włosy w nieładzie. Podąża więc za moim głosem 'chodź, kochanie, do nas’. Robię jej miejsce, otulam kołderką, Inżynier przez sen głaszcze ją po białych kudłach, a potem wtulamy się w siebie i zanim ponownie zasnę, zdążę jeszcze pomyśleć, że tak jest najlepiej, proszę Cię, niech tak zostanie.
To wszystko pozwala przetrwać.
Falowanie nastrojów, strach, rozłąkę i tęsknotę. Długi grudzień i wszystko to, co mogło być inaczej. Ale nie jest, więc trzymajmy się tego, co jest. Bo jest jak jest, ale to może być to, do czego z sentymentem będziemy kiedyś wracać, tak jak dziś podróżuję do tego, co było. Boże Narodzenie witało nas w tym życiu już w najróżniejszych konfiguracjach i przetasowaniach. Te najdawniejsze, z Dziadkami, te beztroskie, które wyryły w dziecięcym DNA wiarę w magię, już nie wrócą. Te pierwsze bez Dziadka musiały być najtrudniejsze dla Babci. Gwiazdki po rozstaniach z chłopakami dziś mnie rozśmieszają, chociaż wtedy wydawało mi się, że to decyzje i rozstania na skalę końca świata. Potem były Święta w rozkroku, z umierającą Babcią i na weselu Wielkich. Tamta pierwsza Wigilia z małą Husią i bez Babci pełna była przełykanych łez Mamy, bo przecież tak namacalny brak postawiony obok nowego życia nie pozwalają na jednoznaczne zaklasyfikowanie własnych emocji. Zdarzyło nam się spędzać Święta tylko we dwoje, bo miało być dziecko, dziecka nie było, ale biletów na samolot też nie. I te tylko we dwoje po wysłaniu błękitnego wniosku o dziecko z kosmosu. I Święta po raz pierwszy we troje, kiedy tęsknota bolała najmniej. Były świąteczne zrywy, gwar, hałas, tęsknota, smutek, łzy pod prysznicem. Łzy absolutnego szczęścia i łzy rozpaczy.
Było różnie. Ale zawsze udawało nam się znaleźć to, co dobre. Było jak było, ale przecież zawsze kochaliśmy Święta.
W tym roku, jak co roku, znowu jest po raz pierwszy. Tata znów w szpitalu, Wielki Brat w pracy. Moje przyszywane dzieci z Mamuśką, my i Drudzy Rodzice tutaj, Pyśka z rodziną zastępczą. Niektórych zabraknie przy stole. Takie będą te Święta. Poświęta będą w rozjazdach, bo oni tu, a ja tam. Nie jest to łatwy czas, choć przecież jest Fruzia, której wspomnienia właśnie się tworzą.
Ale wiem, że to jest życie, nic innego. Nie kara za grzechy, nie wina, nie fatalny los ani złośliwość wszechświata. Życie. Już nie proszę o to, żebyśmy wszyscy zawsze przy jednym stole. Proszę o to, żeby ten skład się nie zmieniał, gdziekolwiek byśmy byli, jakkolwiek daleko od siebie. I może jeszcze o ten toast proszę, ten jeden, który zapoczątkuje nową, dobrą serię, ten, który wzniesiemy u siebie, i który układam od jakiegoś czasu w myślach, żeby wzmocnić wizualizację – za ten skład, za to, że jesteśmy. Wszyscy. Fruźka i Pyśka mogą nawet przewrócić oczami, niech im będzie. Mrugnę wtedy do nich, wspominając własne przewracanie oczami, kiedy Ojciec Dyrektor znacząco chrząkał, dając do zrozumienia, że czas na jego doroczne przemówienie, albo swoje własne rozbawienie, kiedy Druga Mama zaczęła się śmiać nad Pismem Świętym i już nie dało się jej zatrzymać aż do podania pierogów. Poczekaj na mój toast, Ojczulu. Obiecuję, że będziesz ze mnie dumny, że pomyślisz, że warto było znosić to nasze chichotanie całe dekady temu. Bo ta historia przecież się nie kończy, jesteśmy dopiero w jej środku, pewnie dlatego jest trudno. Od środka zawsze jest najtrudniej.
That story makes me sad, powiedziałaby Fruzia, sing mummy, quick.
Śpiewam więc dalej, żeby już tak nie bolało. Dalej musi być już tylko lepiej.
Przytulam dziś wszystkie te Święta, które złożyły i wciąż składają się na nasze życie. Przytulam się do Fruzi, bo z nią nawet to, co trudne, jest zwyczajnie łatwiejsze do uniesienia. Całą resztę przytulam na odległość, wysyłam im tyle, ile mogę. Przetrwamy. A kiedyś wzniosę ten toast.
Świąt i Nowego Roku pełnych nadziei na lepsze jutro
życzą
L & I & F & P & R z Rodziną
Zdjęcie: Pexels z Pixabay
Czytając ten post przypomniały mi się moje święta 11 lat temu które w całośći spędziłam w szpitalu przy inkubatorze mojego Synka i nie spiac przez dwie doby…. Kiedy stan zapalny w organizmie Malucha szalał.. ja znagalam się że sobą, z terrorem laktacyjnym w szpitalu, ze swoimi emocjami.. Z wiedzą która mam… Z tym że każda wizytę bliskich „odchorowywalam” już będąc na sali zalana łzami… Była to prawdziwa lekcja zycia jedna z najtrudniejszych… Piszę o tym dlatego że mimo I z fotograficzna pamięcią potrafi odtworzyć każdy tamten moment to wiem że nadejdą chwilę radości i lepsze jutro i jeszcze będzie masa toastow, przytulasow, smiechow i rozmow.. Mimo że teraz Wam trudno… Głowa do góry Kochani ściskam mocno Was buziakuje i życzę Wam zdrówka szczęścia wszelkiej pomyślności spełnienia marzeń i radości i tego wspaniałego lepszego jutra!
Nicole… nie dziwię się, że pamiętasz tamte Święta z takimi detalami… Przeczytałam ten komentarz jeszcze przed Świętami i naprawdę Ci uwierzyłam – że jeszcze będzie pięknie. Na pewno nie będzie tak samo, ale nic dwa razy się nie zdarza, więc nie oczekuję, że życie wróci nam to, co wrócić już raczej nie może. Mam tylko nadzieję, że może być lepiej i że dni, które nadejdą, będą dobre i piękne inaczej. Dziękuję! :*
Najpiekniejszy post swiateczny jaki kiedykolwiek czytalam. Normalnie nie potrafie wyrazic uczuc, ktore mi towarzyszyly w czasie czytania. Zawsze piszesz pieknie i poruszajaco, tym razem przeszlas sama siebie.
Dziekuje :***
Zycze Radosnych Swiat calej rodzince lacznie z Pyska, ktora wkrotce dolaczy do tego zacnego i szczesliwego grona.
Dzieki, Star! :-* Ściskam mocno w tym nowym roku i życzę Wam dobrej aury na kolejne miesiące, nie tylko tej na dworze 🙂
Dawno nie czytałam czegoś tak pięknego… A za ” Ale wiem, że to jest życie, nic innego. Nie kara za grzechy, nie wina, nie fatalny los ani złośliwość wszechświata. Życie” szczególnie Ci dziękuję.
Tego toastu Wam życzę. Z całego serca.
Dziękuję, kochana! :-*
„Ale wiem, że to jest życie, nic innego. Nie kara za grzechy, nie wina, nie fatalny los ani złośliwość wszechświata. Życie.” Dziekuje Ci za te slowa. Ostatnio przesladuje mnie wlasnie mysl, co ja takiego zrobilam, ze spotyka mnie to, co mnie spotyka. I mam o to pretensje do calego swiata. Chyba musze inaczej ulozyc sobie w glowie pewne kwestie.
Spokojnych Swiat Kochani!
Tak, to jest życie. Z tym czego chcemy i nie chcemy doświadczyć. Z całym wachlarzem uczuć i doznań.
Życie przez duże „Ż” każdego dnia.
Autorce oraz wszystkim Czytaczom oraz Podglądaczom życzę udanego życia.
I całe życie uczymy się, jak z tym niechcianym bagażem doświadczeń iść dalej, żeby jednak wciąż można było doceniać to, co dobrego po drodze. :-*
Och, kochana, ile ja o Tobie myślałam w ostatnich tygodniach (nie chciałam pukać na maila). O tak, pretensje do świata i życia są wpisane w ten proces dochodzenia do akceptacji tego, co jest. Chyba tylko najbardziej wytrawny buddysta jest w stanie ominąć ten etap… Kochana, spokoju w tym roku Wam życzę. Spokoju. :-*
Piękne, po prostu,,, ,życie potrafi dać w kość, ale mimo wszystko na taką chwile warto czekać wiek. Przytulam i moc zdrowia dla Taty. Dla Was, żeby życie jak najmniej bolało, samych dobrych zdarzeń
Dziekuję, Ewa. Czytałam wszystkie komentarze jeszcze przed Świętami, chociaż nie byłam w stanie napisać ani słowa więcej. Ale każda dobra myśl wysłana w naszą stronę pomogła. :-*
Mam nadzieję, że Wasze święta były radosne i spokojne, mimo wszystko..
Inesko, były spokojne. I czasem tyle wystarczy. :-*
Życie róznie się układa, najważniejsze to mieć ten wyjątkowy skład, który pocieszy albo kopnie motywująco w tyłek. Rodzina. Tego się trzymajmy gdziekolwiek są 🙂
Sylwia, no właśnie, jedni mówią, że z rodziną tylko na zdjęciu, my trzymamy się swojej – doskonale niedoskonałej – kurczowo. 🙂