Najlepiej w coś kreatywnego, prawda? #zabawykreatywne #mamuczulenie
– Mama, you play with me! – rzekła Fruzia jak tylko usłyszała otwierające się drzwi łazienki.
Poczułam, że rolowanie oczu już mi nie wystarcza, że za chwilę będę musiała wywrócić całą siebie na drugą stronę, aby mi ulżyło.
– Dziecko, bawimy się z tobą od dziewiątej rano! – jęknęłam.
Była czwarta. Godzinę temu 'odebrałam ją ze szkoły’ i na tym etapie miałam już szczerze dość.
– Pleeeeaaaaseee! – ulepiła z siebie osła ze Shreka i wbiła we mnie te wielkie gały. Wykorzystała moment mojego wahania i już pędziła do swojego domku z dachem z koca.
Zrezygnowana usiadłam pod ścianą.
– Next door neighbour, next door neighbour, chodź tutaj – zaprosiła mnie szerokim gestem do mieszkania, w którym miejsca wystarczało zaledwie dla niej i dwóch lalek.
Nie i jeszcze raz nie. Nie ruszam się, nie pełzam, nie czołgam, nie, nie, nie. Będę siedzieć.
– Nie mogę.
– Ciemu?
– Koronawirus – odparłam. – Social distancing.
Fruzia wyrozumiale pokiwała głową i westchnęła.
– I know… a shame you can’t come!
Rozmawiałyśmy spod naszych płotów dobrych kilka minut. Ten koronawirus ją też wpędza w depresję. Dowiedziałam się, że jej córka ma na imię Helenka – ”you know, same as babcia’s mum that’s in the sky” – jest jeszcze bejbikiem i źle znosi lockdown. Potem raptem zapadł zmierzch i moja sąsiadka zarządziła nocną ciszę. Położyłam się pod swoją ścianą, mając nadzieję na trzy minuty tejże ciszy.
Po pięciu sekundach głosem Tasmanki zapiał kogut. (Kurrwaa! Zrobię z niego rosół!)
– Nie ma kolonawilus! – wrzasnęła Fruzia, wyłaniając się spod koca.
Natychmiast zapomniałam o swoim znużeniu. Fruzia zabrzmiała tak radośnie i przekonująco, że prawie jej uwierzyłam. Rzuciłyśmy się sobie w objęcia.
– Impreza?? – krzyknęłam jej wprost do ucha.
– Yay, impleza!
Nawet tort z klocków smakował wybornie.
– Mama, baw się – poprosiła Fruzia następnego dnia.
– A w co? – zapytałam.
Toczona jakimiś pandemicznymi wyrzutami sumienia postanowiłam nie wywracać oczami przez jeden dzień. Jak dotąd nieźle mi szło.
– Kolonawilus!
Zdębiałam.
– A jak się w to bawi?
– You know… next door neighbour, next door neighbour… – zaintonowała Fruzia.
Och, rzeczywiście!
Bawmy się więc.
Zdjęcie: Shiner Griner z Pixabay
Ach ta Fruzia 😀 . Ile ja razy to słyszę dochodzi jeszcze do tego nudzi mi się… A ja je mam czasami jak się rozdwoić pomiędzy dzieciaki z innymi potrzebami….jedno zabawowe a drugiw usiłuje zagonić do nauki Heh…. Gwiazda ostatnio bawiła się z misiem i Małżona wygoniła z pokoju bo nie miał kombinezonu, nie umył rąk i brakowało opaseczki (maseczki) a misio miał koronawirusa. Kreatywne te dzieci!
Och, Twój komentarz wyladowal w boksie 'do zatwierdzenia’. Hmm… Chociaz dobrze, ze w ogole sie pojawil 🙂