Chciałam jej zrobić przyjemność, kiedy powiedziałam, że ona należy do tych uprzywilejowanych, którzy są pół-na-pół, ale wiadomo, co i kto wybrukował dobrymi chęciami. Jeszcze nie tak dawno krzywiła nos na hasło, że bawimy się po polsku, a tymczasem okazuje się, że angielskość już jej nie odpowiada. Nawet taka pół-angielskość, na spółę z polskością.
– I’m not haaaalf po polskuuuuu! – zaczęła ryczeć natychmiast, bez ostrzeżenia, czym wprawiła mnie w bezgraniczne zdumienie.
Zaczęłam tłumaczyć, że to fajnie mieć podwójne, PODWÓJNE, a nie pół-na-pół pochodzenie (o, głupoto nadgorliwej matki!), że się pomyliłam, że przecież ona cała jest, CAŁA polska dziewczyna, no jakże, pewnie, że cała, a ta angielska część to nas też dotyczy, bo tutaj mieszkamy, i to tylko dlatego tak powiedziałam. Powiedziało mi się raczej. Samo, samo się powiedziało, ja wcale nie zamierzałam. Więc niech się już nie martwi, bo jest dokładnie cała polska z krwi i kości (… genetykę to akurat zostawimy sobie na rozmowę za lat dziesięć), bo polskość wyssała z mlekiem modyfikowanym matki i ojca, a poza tym babcie mówią, że tak ładnie po polsku mówi, że już do polskiej szkoły może nawet chodzić.
Mogłabym słownik języka polskiego PWN uzupełnić o brakujące odmiany i znaczenia wszystkich słów z tej polskiej rodziny. Wykończył mnie ten spicz.
Ale uspokoiła się. Wytarła nos w rękaw piżamy.
– Yes, I’m cała po polsku. Like you, and daddy, and babcia i babcia, dziadek i dziadek… and who else, mama?
Dotarłam do pokolenia pradziadków, kiedy wreszcie zasnęła.
(…)
– Mama, is Rudolf po polsku or in English?
– Po polsku, szczeka w obu, ale rozumie tylko po polsku – mówię, bo od razu wiem, że pyta o jego zdolności lingwistyczne, a nie pochodzenie imienia.
– And he knows kocham cię?
– Idź mu powiedz, to się przekonasz.
Pędzi do pokoju Rudego, gdzie już czeka jej kołdra. Wiem, że zabiera się za otulanie sierściucha.
– Kocham cię – mówi czule. – Now, lay here. Zimno, Rudolf? I will keep you warm.
Mogłaby nic nie mówić, a i tak by zrozumiał.
(…)
Wieczorem jak zwykle musi się napić. Przestrzegam ją, że to oznacza pełniutki pęcherz w nocy, więc ona zarzeka się, że tylko jeden łyk. Chłepcze wodę.
– Fruziu, czy to był jeden łyk? Bo coś mi się wydaje, że dużo więcej…
– Eeee… I did trzy łyks, sorry.
Trzydzieści chyba. Trzydzieści łyks.
(…)
Ja zresztą też uważam, że Polacy utrudniają sobie życie. Dlaczego jedna piłka, ale szesnaście piłek? Serio, nie można jak Fruzia, szesnaście piłkas? Albo ”I love bocians?” A potem, nie daj Boże i Karmo, trzeba jeszcze będzie dopasować formę czasownika!
Ćwiczymy ’to jest / to są’ z obrazkami, które sama narysowała.
– To jest huśtawka – mówi pięknie ona. – To są pędzle. To są kledki…
Trochę jej pomagam, ale szybko łapie.
– To są Rudolf – mówi z rozpędu i zanim zdążę ją poprawić, wybucha śmiechem z samego dna brzucha. – To są Rudolf, mama!
Nici z lekcji. Do końca szkolnego dnia leżymy na podłodze i śmiejemy się z Rudolfa, który są.
(…)
Zaczyna podpytywać o odpowiedniki słów w tej drugiej, równoległej rzeczywistości.
Którejś soboty od rana planowaliśmy grila. Zrobimy grilla, co na grilla i kiedy tego grilla wreszcie!
– What’s glilla in English? – pyta ona.
– Barbecue – mówię.
– Aaaa, barbecue! – przypomina sobie. Ale wybiera krótsze. – Let’s have glilla, daddy, I’m hungry!
(…)
Wrzuca polskie słowa do angielskich struktur zdania, do czego z jednej strony już się przyzwyczailiśmy, a z drugiej wciąż nas to rozśmiesza.
Podczas zabawy:
– Can you move the talerz, mama? Ploszę.
Na spacerze w lesie:
– I saw bąk, tata, but it turned right!!
Pod koniec długiej wędrówki:
– I want somebody give me a hop. I don’t have siły!
(…)
Ale kombinuje też z polskimi końcówkami. A raczej je obcina.
– Mama, can we play… you know… this new thing…- szuka słowa.
– Nie wiem, Fruziu, o co chodzi, pomyśl i spróbuj jeszcze raz – proszę spokojnie, bo wiem, jak łatwo popada we frustrację, kiedy nie może się wysłowić.
– You know… this thing to skak…
– Guma do skakania? – mówię wreszcie, bo to jedna z dwóch rzeczy, które można zaliczyć do new things.
– Yes, guma! – cieszy się ona. – Let’s go skak!
On wstaje, żeby ogarnąć rozentuzjazmowane kudłate towarzystwo: Rudolf jak szalony stuka pazurami o panele, ona próbuje wyciągnąć kapeć z pyska sierściucha, szczęśliwa, że tata już oficjalnie powstał i można go będzie na legalu podręczyć prośbami o zabawę.
– Daddy – pyta Fruzia, rozglądając się po schowku na szczotki – where’s your other kapć?
Skarbonka to skarbon, a łobuzy will niszcz everything w naszych ulubionych krzaczorach. Na co komu takie długie wyrazy? Polacy powinni nauczyć się słownej oszczędności.
(…)
Przed wyjazdem do sklepu Inżynier pyta, co chcemy dorzucić do listy zakupów.
– Czekoladę! – mówię natychmiast.
– Lody! – rzuca ona.
Więcej życzeń nie mamy. Będą lody i czekolada, będzie dobrze.
A nie, jeszcze coś jej się przypomniało.
– Daddyyy! – krzyczy Fruzia. – You kup palówki? And … osioła!
– Osioła? – Inżynier próbuje zachować powagę.
Fruzia myśli.
– Yes… you know… this pink lybka…
– Łososia! – krzyczę z poziomu podłogi.
Położyła się obok mnie ze śmiechu, kiedy wytłumaczyliśmy jej, co chciała zjeść.
(…)
– Zapytaj tatę, jakie ma plany na dzisiaj – proszę ją w sobotni, leniwy poranek.
Pędzi do kuchni.
– Tata, what you got plany?
(…)
Robi sobie kanapkę. Wygląda to na bardzo zaawansowaną technologię kulinarną, więc pytam, o co kaman.
– I’m doing a pattern – wyjaśnia z powagą Fruzia. – Masło, keczup, masło, keczup…
A-ha.
(…)
Niby jest wybór, a jakoby go nie było.
– Which one you want? Pink or green?
– Green, please.
Chwila ciszy.
– … or PINK??
(…)
Inżynier robi dla niej i Pyśki piaskownicę w ogródku. W tym celu rozkopuje prostokątny kawałek trawnika. Ja akurat okupuję bieżnię, obserwując w lustrze przed sobą postęp prac. Fruzia w roli komentatorki.
– And, mama, daddy will put sand here… and then you need to cover this, ’cause Rudolf will be doing sikuing…
Po czym sama się poprawia:
– … no, siking.
(…)
Pytam, co chce na śniadanie.
– Kasza manda – mówi odruchowo.
I natychmiast orientuje się, że to po polsku było.
– I can say kasza manda, madaddy, kasza manda I said!
Madaddy to nasze nowe imię.
Zdjęcie: ryantbarnetussu z Pixabay
SIKING! 😛 Genialne!
Padłam!
Uśmiałam się 🙂