Fruzi wypadł trzeci ząb, górna jedynka. Mieliła przy nim językiem dobry tydzień, niecierpliwie wyczekując wizyty Zębuszki.
– Fruziu, zostaw go, wypadnie, kiedy będzie na to gotowy – przypominaliśmy.
– But it’s boli – odpowiadała niezmiennie ona.
Wreszcie wypadł, w piątkowy wieczór przy kolacji. Fruźka z radością pomknęła do łazienki tamować krwotok, mnie wręczając ząb do zaopiekowania. Akurat zmywałam naczynia, bo zmywarka wysiadła z nadmiaru wrażeń, więc pięknego siekacza też postanowiłam przepłukać, zanim wyląduje pod poduszką. Tyle, że zamiast pod poduszką, wylądował w odpływie. Mea culpa. Najwyraźniej praktyka mindfulness dopiero zacznie obejmować momenty szorowania wypadniętego uzębienia.
Moje serce stanęło. W ułamku sekundy zobaczyłam w głowie całą rozpacz Fruzi, a rzeczywistość już po chwili dorównała temu wyobrażeniu.
– Kochanie, tak bardzo, bardzo cię przepraszam…
Płakała tak, jak tylko ona potrafi. Fruzia to taki osobnik, że kiedy się cieszy, to człowiek czuje się jak wystrzelony przez endorfiny na orbitę okołoziemską razem z nią, ale kiedy rozpacza, to nie ma takiego rowu, który byłby wystarczająco głęboki, żeby sięgnięcie dna przyniosło ulgę z tego współodczuwania. (Natomiast kiedy Fruzia jest wściekła… ekhm…) Nie wiedziałam, jak ją pocieszyć.
– Przepraszam, wiem, że jesteś na mnie zła…
Jednym machnięciem dłoni w powietrzu powstrzymała mnie przed dalszym mówieniem. Drugą dłonią zakrywała sobie oczy, twarz tonęła jej w lokach.
– I’m not… angry… – zdołała wykrztusić pomiędzy szlochaniem. – I’m … just saaaaaad, mummyyyy…
Bardzo starała się nie płakać, żeby mnie nie było smutno, widziałam jak walczy, ale żal był większy.
Inżynier, który zastał nas w tej rozpaczy nad utraconym w odpływie zębem, chciał rozbierać rury, żeby wydobyć go z odmętów szlamu wszelakiego, ale oprzytomnieliśmy po chwili.
– Fruziu, ale wiesz, że Zębuszka i tak przyleci?
– No, because we’ve lost the tooth!* – rozpaczała Fruźka.
– A pamiętasz, jak Lola też zgubiła swój ząb i Charlie zapewnił ją, że wróżki i tak przylatują, nawet jak ząb się zgubi, bo one są mądre i wiedzą, gdzie ich szukać. Zresztą, możemy pod poduszką zostawić jej list…
Fruzia przestała szlochać. Płynęłam więc dalej.
– Ja napiszę ten list, wyjaśnię, że zgubiłam twój ząb i poproszę, żeby zostawiła ci monetę. Co ty na to?
– And we’ll write it teraz?**
– Tak, napiszę go od razu, chodź, weźmiemy papier…
Szło to mniej więcej tak, tyle że w języku tubylców:
„Droga Zębuszko,
Piszę do ciebie, ponieważ Fruzia powierzyła mi swój ząb pod opiekę, a ja go zgubiłam. Chciałam, żeby był czysty i lśniący na twoją wizytę, ale wpadł mi do zlewu i już nie jesteśmy w stanie go odzyskać. Fruzia bardzo się martwi. Mamy nadzieję, że uda ci się go znaleźć i zostawić Fruzi pieniążek za tak dobrze utrzymany ząb.
Ściskam,
Mama Fruzi”
– Może być?
– Tak!
Rano Fruzia z ulgą oznajmiła, że Zębuszka była. Co za ulga! A do tego bonus – Fruzia je widziała! Obie, obie wróżki!
– Ale jak to? Dwie? – dziwił się Inżynier, nie nadążając za trendami.
Szczerze mówiąc, ja też już powoli tracę oddech w tej próbie dorównania jej kroku.
– Yes, because the money’s been too heavy – wytłumaczyła Tasmanka. – Look, it’s A LOT!***
No rzeczywiście, pod poduszką była cała garść monet. Chyba z … dziesięć.
– And their wings’ been glittery… – rozmarzyła się. – Beautiful… for real!**** – przekonywała tak jak tylko ona potrafi. Jakby rzeczywiście je widziała.
Jak tak jej słuchałam, to niemal zobaczyłam je nad sobą – maleńkie baletnice z brokatowymi skrzydełkami, uginające się pod ciężarem dwudziestopensówek. Były tak lekkie, zwiewne, miały tyle wdzięku i gracji…
– Mama, co robisz? – zapytała nagle Fruzia, przyglądając mi się podejrzliwie, kiedy tak zadzierałam głowę do góry, żeby je lepiej widzieć.
– Myślę o twoich wróżkach – powiedziałam.
I zazdroszczę ci tej wiary w magię, dodałam w myślach.
Bądź jak Fruzia.
Uwierz w magię.
Choć na chwilę.
Magicznych Świąt pomimo –
– życzą
L & I & F & P i oczywiście Rudolf
* Nie, bo zgubiliśmy ząb.
** I napiszemy go teraz?
*** Tak, bo pieniądze były za ciężkie. Zobacz, jest ich DUŻO!
**** A ich skrzydła były błyszczące… Piękne… naprawdę!
Zdjęcie: Ruth Wealie z Pixabay
Zdrowia, radości i miłości dla całej rodzinki. Pomimo wszystko. Rudolfa miziam za uszkiem.
Gdy czytam twoje posty zawsze czuję magię…. magię miłości.
Agnieszka, dziękuję; zawsze staram się kurczowo łapać choćby odrobinki tej magii, co czasem zakrawa na wyzwanie roku 😉 Mam nadzieję, że u Was też było/jest dobrze. ❤️
Opisalas to tak pieknie, ze sama najpierw widzialam te ogromna rozpacz Fruzi, a potem wrozki Zebuszki… Niech Fruzia jak najdluzej zostanie takim cudownym dzieckiem, bo to juz nigdy potem nie wraca…
Najlepszego dla calej Rodzinki 💖💖💖💖 plus Rudolfa
Stardust, kochana, mam nadzieję, że u Was też było spokojnie i zdrowo. Ściskam Was noworocznie!❤️
Zdrowych, spokojnych. radosnych !
Były zdrowe, były spokojne, radosne na miarę okoliczności też. A jak Wasze? ❤️
Moje były pełne smutku i łez 🙁
O nie… Bardzo mi przykro, cokolwiek spowodowało łzy i smutek… Nie wiem, czy chcesz pisać, co się stało, jeśli nie, to po prostu przytulam.
Dziękuję
Przy dzieciach zawsze jest magia 🙂 Nie da się jej stracić :* Buziaki.
No może jak zaczną pyskować… (Chociaż nie, już pyskują! :-))
Wesolego Po Swietach!
Bi tez tak kiedys mielila ruszajacego sie zeba i mielila, pechowo ze na podworku. W koncu jej wypadl… w trawe. Pamietam te rozpacz! 😉
Kurczę, no nie wiem, jak było u Ciebie, ale do mnie nie przylatywały wróżki, więc ja za zagubionymi zębami nie płakałam… Oni jednak teraz mają lepiej, nie dość, że wróżki, kasa, to jeszcze matki się litują! :-)li