„(…) So the health of the ovaries is linked to the health of the brain”, powiedziała Lisa Mosconi w swoim występieniu w TED Women 2019 zatytułowanym „How menopause affects the brain.”
To jedna z tych życiowych niespodzianek, którą wbrew zapewnieniom doktora Mruka, przyniosła ostatnia laparoskopia, ale dzięki Mamuśce, która dwie dekady temu doinformowała mnie z czym się zmaga, oraz dlaczego chodzi permanentnie wkurwiona, nie czekałam, aż wujek Google przepowie mi raka mózgu, tylko po odhaczeniu wszystkich mentalnych boxów z symptomami, zadzwoniłam do GP. W środku pierwszej fali pandemii. Miesiąc po pojawieniu się Ifi Flamingo w naszym domu. Nobody was impressed.
Jak nie endometrioza, to wczesna menopauza. Endo-mendo. Życie generalnie nie jest usłane różami i zawsze są gorsze rzeczy, które mogą nas spotkać, ale menopauza na chwilę przed czterdziestką to dość irytujący towarzysz, przy czym to nie nagła bezsenność, ani uderzenia gorąca, ani nawet uczucie, że po przebudzeniu potrzebuję piętnastu minut na rozprostowanie kości, były najgorsze. To właśnie ta obezwładniająca, wszechogarniająca, wkurwiająca irytacja i rozdrażnienie dobijały moją duszę. (Weźcie sobie jeszcze wstawcie tutaj MEGA poczucie winy związane z tym nowym człowiekiem, który się pojawił, bo ja, zamiast mościć gniazdo, łażę po chacie jak dusza pokurwiona potępiona – a będziecie mieć pełny obraz sytuacji.) To wszystko ma oczywiście logiczny ciąg. Zabrali mi Lewego razem z jajowodem, a Prawy, poturbowany przez los dużo wcześniej, nie uwiózł tego wózka w pojedynkę zbyt daleko. Resztę załatwił stres związany z chorobą Ojczula, problemy w rodzinie, przedłużająca się sprawa adopcyjna, pandemia… Więc kiedy wreszcie między lockdownami usiadłam na fotelu fryzjerskim z takim odrostem, że logiczniej i taniej byłoby wrócić do naturalnego koloru, i pod taką jarzeniówką, że już nic nie dało się ukryć – ujrzałam w tej naturze efekt działania karuzeli życia kręcącej się w trybie turbo przez ostatnie dwa lata. Wysłałam nawet Mamuście zdjęcie. „Patrz, ile mam siwych włosów!” (Swoją drogą, przez tę pandemię Mamuśka musi mieć naprawdę dość osobliwą galerię fotografii od córki – „Toddler wyjący na chodniku”, „Lego sedes”, „Wkurwiona matka na macie podczas sesji jogi” by Fruzia)
Niektóre rzeczy udało się sprawnie opanować. Wieczorami kręcę się po chacie w majtkach (Mąż nie narzeka), bo estradiol w żelu, od którego lepią mi się uda, potrzebuje dobrych kilkunastu minut na wchłonięcie. Nie budzę się już o trzeciej nad ranem cała rozgorączkowana, w szaleńczej furii skopując kołdrę z łóżka, żeby potem doczekiwać szóstej na ponowne zaśnięcie. Tuż przed pobudką dziewczyn. Z moimi przyjaciółkami hormonkami śpię jak dziecko, zasypiając w połowie filmu jakąś godzinkę po łyknięciu progesteronu. Kości i stawy już nie piszczą. Każdego ranka czochram Rudolfa po łbię i dosypuję mu do mleka starte na proch skorupki jajek.
– Masz, staruszku – mówię do niego czule. – Pańcia sobie też zaraz łyknie witaminki, a ty wsuwaj skorupki, pamiętaj, że jedziemy na jednym wózku.
Tak, niektóre rzeczy udało się sprawnie opanować.
Oprócz tego rozdrażnienia, które przychodzi i odchodzi, przychodzi i odchodzi, falami, okresami, epizodami. Czasem, pomna wskazówek instruktorek mindfulness, próbuję je objąć, to rozdrażnienie, objąć i ukochać, powiedzieć mu, że skoro jest, to ja je biorę bez oceniania, weź się przytul i jakoś to będzie. No chodź.
Z tą tylko różnicą, że to nieprawda, bo ono mnie WKURWIA i nie chce mi się z nim gadać, nie wspominając o przytulaniu.
Same widzicie. Mój brain zdecydowanie jest affected przez menopauzę. To taki moment w moim życiu, kiedy rozumiem wszystkie toddlery tego świata, które na przykład siedzą w niedzielne, pioruńsko upalne popołudnie na chodniku w centrum swojego miasteczka i wyją, wyją, wyją… Wyją tak, że przejeżdżający wózkiem inwalidzkim człowiek zatrzymuje się i współczująco kiwa głową w kierunku matki i starszego dziecka, które to istoty również siedzą na chodniku, bo i czemu nie, skoro i tak nie mogą iść dalej NA TE LODY, bo ich toddler wyje. Więc ja się dziś solidaryzuję z tymi wszystkimi wrzeszczącymi toddlerami, bo chociaż im nie dolega menopauza, to objawy mamy te same.
Też mam ochotę rzucić się na chodnik, kiedy mama mówi do mnie:
– Kicia, ja pozbieram nasze rzeczy, a ty podaj łapkę Fruzi, bo tu jeżdżą samochody.
A nie, sorry.
To ja jestem mamą w tej scenie.
Epic fail.
Zdjęcie: Shahariar Lenin z Pixabay
O fuck, jeszcze to… kumulacja. Przytulić, czy trzymać się z daleka?
Dziś można przytulać. Dziś jestem miłością. Przynajmniej w tej chwili; nie wiem, co będzie za pół godziny😂
Przytulam mocno :*:*:* menopauzy czar i show w jednym znam to skądś i w pełni rozumiem
No ja wiedziałam, że moje czytelniczki, te, które jeszcze stąd nie zwiały – zrozumieją wszystko! ❤️
Zrozumieją i przytulą na dokładkę 🙂
🤗
Łączę się w bólu. Przytulam, albo nie, jak wolisz :))
Wolę przytulasa!
O to taki troche PMS. Tydzien przed okresem zawsze chodze jakbym w kazdej chwili miala wybuchnac…
A z ta menopauza, to pamietam jak moja wlasna mamuska poszla do gina po hormony, a on (jak to facet) zaczal ja przekonywac, ze „po co to pani, po co te zmienne nastroje, miesiaczki, itd.” No pewnie, bo to nie on musial sie meczyc z cala lista dokuczliwych objawow…
Wiesz co, to wkurzenie podwójnie wkurza, bo ja w sumie nie cierpiałam nigdy jakoś z powodu PMS. Więc tłumaczę sobie, że wszechświat, który oczywiście jest kobietą, musi teraz wyrównać rachunki… 😂 Albo nie, po co zwalać na babki, wszechswiat jest facetem, który nic nie rozumie! 😂