Skończyła trzy lata i wciąż mylą jej się palce.
– Me two – oznajmia.
– Three. Trzy, Ifulku – przypominamy.
– Three – mówi ona i pieczołowicie zaczyna układać palce na nowo.Palce nie współpracują, co rusz jakiś nadprogramowy wyskakuje zza węgła, więc chwilę to trwa.
– One, two, four – liczy i wciąż coś jej się nie zgadza.
Z trzech kolorów na światłach drogowych wybiera… pink. Cudowna w tym jest i nonszalancko olewająca konwenanse. Sprawia wrażenie średnio zainteresowanej takimi bzdetami jak poprawna odpowiedź.
Tak samo wkłada buty.
– Ifi, odwrotnie – mówi Inżynier 99 razy na 100.
Posłusznie zdejmuje adidasy i wkłada je na nowo, choć jestem pewna, że nie zauważyłaby nawet po dwudziestu tak przewędrowanych kilometrach.
– Gagi, OK? – pyta, kiedy pierwszy but znajduje drogę na właściwą stopę.
Gagi to jej własny patent na znak handlowy osobistego taty. Oczy jej jaśnieją, kiedy Inżynier potwierdza, że teraz jest git.
– Gagi, OK? – pyta po chwili, wskazując na drugi włożony but.
– Poczekaj, niech pomyślę… – droczy się z nią Inżynier.
Czeka w skupieniu, ale jeden kącik ust zawadiacko podnosi się do góry. Czuje, że ojciec robi ją w jajo. Choć kompletnie nie wie, dlaczego.
Właśnie zaczęła przygodę w pre-school pod wodzą Wendy i natychmiast cała rodzina została postawiona do pionu.
– Ifulcu, Wendy kazała – z przyjemnością powołałam się na przedszkolny autorytet, kiedy Ifi Flamingo odstawiła protest na wieść o pożegnaniu z pieluchą. Nie podobały jej się ani majtki, ani zapewnienie, że big girls nie potrzebują takich akcesoriów.
– Meeee yeeeeees! – okrzyczała mnie tak, że aż się skuliłam.
– Ale ty jesteś big girl! – próbowałam przekonać.
– Noooo!
– Dobrze, jesteś little girl – skapitulowałam.
Wkurzyła się jeszcze bardziej.
– Noooo, me big girl! Aaaaa!
Niby już nie toddler, a jednak.
Wyprawa na zakupy po nową bieliznę trochę podniosła ją na duchu. Chciała przymierzać gacie jeszcze w Sainsburysie, a potem pokazała je sąsiadce na ulicy.
Na przestrzeni roku przeszła niesamowitą metamorfozę.
Na czułości odpowiada z głębi siebie. (Jeśli akurat ma ochotę, bo często jest zbyt zajęta.) Po wielkiej awanturze na śmierć i życie już nie trzeba czekać do zmierzchu (lub poranka) aż zmięknie; sama przychodzi po swoją porcję cuddles. Coraz krócej się szamocze. Otrzepuje pióra i idzie dalej.
– Love you – mówi na dobranoc.
– Miss you – wyznaje do telefonu.
Tuli całe zastępy bobasów. Przez piętnaście minut – akurat tyle, ile trwa podróż do Lidla – potrafi w kółko śpiewać lalce jeden wers kołysanki: Aaa, były siobie ko(t)ki (d)wa. Rudolfa głaszcze po czuprynie, kiedy ten głośnym basem daje znać, że ma nas dość, i nie pójdzie spać, zanim jemu pierwszemu nie da buziaka na dobranoc.
– Gabka good boy – chwali sierściucha za byle co.
Kiedy idziemy na spacer, dopytuje – a jakże – dlaczego idziemy. Why? Why? Why??? Deja vu, jak Boga i Karmę kocham.
– Bo Rudolf musi zrobić siku – tłumaczę.
– And kupa?
– I kupę może też.
– Why, mummy?
To jej why? brzmi jak angielski emigranta z niemieckiej plantacji truskawek. Waj? A może raczej vaj? I – what? Vaj i vot? Vaj sk(l)epu? Vaj not playground?
– That’s vaj – kapituluję po siedemdziesięciu pytaniach z tej serii.
Albo odsyłam ją do sił nadprzyrodzonych.
– Vaj pada? – zapytała enty raz tradycyjnie w wyjątkowo pochmurny dzień.
– Idź zapytaj niebo – odparłam.
Zawahała się. A następnie powędrowała do śpiącego pod stołem sierściucha.
– Gabka, vaj pada?
Rok temu pojawiła się w naszym domu z trzema cichutko artykułowanymi słowami. Dziś otwiera oczy i gada, gada, gada. W dwujęzycznej mieszance komenderuje, negocjuje i … poprawia.
– W jaki dzień tygodnia to wypada? – zapytałam kiedy Inżyniera o jakąś datę.
– Co? – Inżynier nie dosłyszał. – Pytasz, kiedy to wypada?
– No! – zaprotestowała gwałtownie Ifi, pokazując na okno. – Not pada!
Dała się przekonać do jedzenia pomidorów, do których miała dość ambiwalenty stosunek – czasem jadła je tylko dlatego, że Fruzia jest zakochana w pinamorach, innym razem małe koktajlowe kuleczki traktowała jak największą zniewagę. Od kilku dni sprawdza, czy aby na pewno włożyłam jej pinamory na talerz.
Zdecydowanie mniej się spina i denerwuje, kiedy żartujemy.
– Moja mummy, moja! – rzuciła kiedyś Fruzia znienacka i zaczęła tarmosić mnie nieprzytomnie z wyrazami teatralnej miłości. Ifi siedziała w swoim wysokim krzesełku przy śniadaniu, nie była więc zbyt mobilna. Jednym okiem zerknęła na to, co wyprawia big sister, po czym rzuciła równie miłośnie do Inżyniera siedzącego obok mnie:
– My Gagi! My!
Po czym uniosła brodę ku górze i zaczęła rechotać do rozpuku, jakby właśnie wyszedł jej niezły stand up. Fruźka prawie popłakała się ze śmiechu.
Przez długi czas nie dążyła do nawiązywania bliskich przyjaźni. Różowa Chmurka donosiła, że chociaż biegnie do przedszkola jak na skrzydłach i wszystko ją w sali interesuje, to w ciągu dnia bawi się obok, a nie z dziećmi. W gangu Fruzi była outsiderką. Ignorowała Tobiasa, który reagował na Ifi szaleńczym entuzjazmem właściwie od pierwszego jej dnia w przedszkolu. (Tobias to generalnie jest przezabawny człowiek – wiele miesięcy temu, kiedy ja i jego mama kroczyłyśmy w zdystansowanej kolejce po odbiór starszych dzieci, Tobias po prostu podszedł do mnie, wziął mnie za rękę jakbyśmy znali się od zawsze, i zaczął mi opowiadać o swoim dniu.) Późną wiosną wszystko się zmieniło. Dwoje małych ludzi chowających się za wózki dla bejbików, roznoszących żwir po całym chodniku lub rozlewających wodę z dytrybutora przy wejściu do Różowej – to zawsze była Ifi oraz Tobias.
– My Bajas! – krzyczy teraz Ifi na jego widok.
I natychmiast zaczyna przebierać nogami z ekstazy.
– My Meida! – krzyczy na widok młodszej siostry kumpla Fruzi.
Wędrują dalej we dwie, trzymając się za ręce. Rok temu Ifi i Meida nie mogły znieść swojej obecności w jednym pokoju, dziś puchną z dumy i w kółko powtarzają, że są friends. Niech nikt nie myśli, że muszą pożyczać sobie przyjaciół od starszego rodzeństwa!
Przesiąkła klimatem naszej rodziny. Tę polską część zna głównie z ekranu komórki, ale ochoczo szczerzy się do wszystkich.
– Cześ baba – wita się z babciami.
Potem chodzi po domu i peroruje przez mój stary, rozładowany na wieczność telefon.
– Yeś, miss you … mmm… look! – obraca komórkę w dłoniach, chodzi dookoła pokoju i coś komuś pokazuje przez kamerę. Zupełnie jak Fruzia opiera potem ciężar całego ciała na jednej nodze, drugą zgina w kolanie, znów przykłada telefon do ucha, wywraca oczy do sufitu i udaje, że pogrążona jest w rozmowie.
(…)
Za drugim razem wszystko trwało dłużej. Wszystko. Od samego początku. O wiele dłużej. W kwietniu wreszcie miało się stać…
– Congratulations, the adoption order was granted! – obwieściła social worker Ifi.
Gratulacje spływały gęstym strumieniem wiadomości. Dwie godziny później ta sama social worker zadzwoniła z wiadomością, że ekhm, to jednak nie dzisiaj. Dzisiaj to sędzia powiedziała, że będzie, BĘDZIE granted. Że się stanie. STANIE w czasie przyszłym, a nie że czas dokonany. Ręce nam opadły, ale nie zatrzymywaliśmy już tej lawiny ciepłych życzeń.
Ostatecznie jakiś czas później stało się. Została Ifi Ifińską i bardzo jest z tego dumna. Potrafi się przedstawić, wie ile ma lat, choć – patrz wyżej – wciąż mylą jej się palce. Procedura umiejscowienia jej aktu urodzenia w Polsce to odyseja, która nie pozwoliła ujarzmić formalności przed latem, więc Ifi, człowiek z nowym nazwiskiem, wciąż oczekuje na pierwsze w swoim trzyletnim życiu obywatelstwo. Od niego rozpoczniemy oficjalne odliczanie.
Mówcie mi Ifi’s Mum. To moje drugie imię na dzielni.
Zdjęcie: Daniela Dimitorva z Pixabay
Nie chce Was straszyc, ale widze w Ifi mala mnie:)))
Kochana ja tez zakladalam buty jak leci i co wazniejsze nie dalam sobie wytlumaczyc, ze jest zle. Po kilku probach wyjasnienia/zamiany butow zrezygnowani i spoceni rodzice wychodzili ze mna tak jak sie ubralam. Ponoc pewnego dnia moj tato, ktory od zawsze byl moim jedynym autorytetem wyjasnil mi na czym polega roznica lewego i prawego buta.
A potem sie ze mnie nabijal jak zakladalam skarpety czy na pewno jest to lewa skarpeta na lewa stope czy moze mi sie cos pozajaczkowalo. I cos mi mowi, ze patrzylam na niego dokladnie jak Ifi na Inzyniera wiedzac, ze robi mnie w lolo tylko nie kapujac dlaczego.
Tak czy inaczej nie bojcie sie, zobaczcie co ze mnie wyroslo…. OK moze to niezbyt przekonujacy argument.
Any way have fun and enjoy the ride. Love you all 💖💖💖💖
Ha ha ha, mała Stardust walcząca z butami!😂 Ze skarpetami u Ifi jest tak, że pięta ląduje na wierzchu stopy, więc rzeczywiście możecie mieć mentalnie wiele wspólnego😂
Jazda z nimi dwiema jest bez trzymanki, ale jak w każdym rollercoasterze – jest w tym coś uzależniającego.
Uściski dla Was!❤️
Gratulacje 🙂 To może jeszcze dla Gabcia jakąś kompankę? Będzie Wam jeszcze weselej 😀
Coś mi się widzi, że Gabski umarłby z zazdrości, gdyby to był kolejny sierściuch. On już jest stateczny senior (ze swoimi odpałami), więc wystarczy, że toleruje te dwie oszołomki. Natomiast kolejnego dziecka mógłby po prostu nie zauważyć, więc może tędy droga do wyrównania sił… 😂😂😂
Gratulacje Mamo IFI, nie pomijając Fruziaka 🙂
Dziękuję. Ifi bardzo się burzyła kilka dni temu, kiedy mówiłam jej jak NAPRAWDĘ mam na imię. „No!”, oświadczyła. „You mummy”. I weź tu dyskutuj… 🙂