– I’m a bit nervous – oświadczyła Fruzia z uśmiechem w połowie drogi do szkoły.
Wiele razy przekonywałam się, że jej bycie nervous często równoznaczne jest z dziecięcym podekscytowaniem na myśl o czekających ją przyjemnościach. Od powrotu z wakacji w Polsce odliczała noce do pierwszego dnia w Year 2.
– Druga klasa, wyobrażasz to sobie? – powiedziałam do Inżyniera.
Dokładnie tak, jak pewnie milion rodziców mówiło do swoich bliskich i znajomych tego samego poranka.
– And me pre-school – upomniała się o uwagę Ifi.
Ifi, choć policzki aktualnie przechodzą metamorfozę z toddlerowych na bardziej przedszkolne, wciąż jest wizualnie drobniejsza niż jej rówieśnicy. Przed nią dwanaście miesięcy w pre-school, ale za rok o tej porze ona też wskoczy w szkolny mundurek. (Że co? Co ja właśnie napisałam??) Ma dużą szansę być najmłodsza w klasie.
Fruzia regularnie wystrzeliwuje w górę w ciągu jednej nocy. Podczas jej nieobecności kupiłam jej szkolną bluzę o dwa numery większą niż stara, w której chodziła jeszcze w lipcu. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie przedobrzyłam, czy w niej nie utonie. A tymczasem kiedy dziś stanęła do tradycyjnej, pierwszodniowej sesji fotograficznej, ze zdumieniem stwierdziłam, że bluza jest w jej aktualnym rozmiarze.
Poszły więc. Takie same spinki z różowymi pomponkami we włosach, plecaki wyładowane po brzegi wszystkim. Po czterech dniach katastroficznego toilet training Ifi wreszcie załapała, o co w tym wszystkich biega i zyskała pełne uznanie Wendy, ale co rano upewnia się, czy aby na pewno ma pół swojej szafy w torbie.
– I my majki? – pyta.
– Majtki są.
– My podnie?
– Spodnie też.
– My water?
– Wszystko jest, sprawdź sama.
Fruzia upatrzyła sobie mój wielki lunch box na długie dni w pracy i tak skutecznie wierciła mi dziurę w brzuchu aż zawarłyśmy deal, że w piątki będzie mogła zabierać go do szkoły ze swoimi snackami. Snacks mają być w założeniu mała przegryzką przed lunchem, jakiś owoc lub krakersy. Moje pudełko jest tak duże, że zajmuje większość Fruzinego plecaka, a jedzenie lata w nim po całości, ale umowa to umowa. Nie sądzę, że szybko jej sie znudzi. Plecak zresztą też wybrała dziś ogromny (z całej kolekcji szkolnych toreb podarowanych przez bliskich) – oldschoolowy, sztywny tornister, krwistoczerwony, jeden z takich, jakie nasze pokolenie nosiło za młodych lat.
– Matko, co ty tam spakowałaś? – Inżynier przyjrzał jej się uważnie.
– My stuff – oznajmiła z dumą starsza córka.
– Olivia!! – wrzasnęła Fruźka na widok psiapsióły, wyłaniającej się zza płotu.
– Fruzia! – wrzasnęła Olivia. – I was in the Bahamas!
– I was in Poland!
Parsknęłam. W ich wieku mówiłam, że byłam u babci.
Szybki buziaczek i już jej nie było. Zanim wyszłyśmy za szkolną bramę, zorientowałam się, że wciąż mam na ramieniu jej torbę ze strojem na PE. Oraz reklamówkę z kaloszami. Wróciłyśmy pod drzwi klasy, próbowałam przywołać Fruzię, żeby odebrała ode mnie sprzęt, ale zbyt zajęta była ekscytującymi rozmowami ze współosadzonymi na tyłach klasy.
– We’re going to sit z tyłu now – doinformowała nas z dumą rano. – Year One are going to sit z przodu.
We Fruźki szkole klasy są łączone. Klasa pierwsza z drugą, trzecia z czwartą, i tak dalej. Siedzenie z tyłu to awans społeczny. To zresztą nie zmieniło się na przestrzeni lat i pokoleń, prawda? Wzorowi z przodu, z tyłu luzacy.
Szybki buziaczek i już jej nie było. Zniknęła za drzwami przedszkola z opiekunką i Tobiasem, z którym czule przytulała się na powitanie. Nie odwróciła się, żeby mi pomachać, bo bez przesady, ile można. Więc to ja się odwróciłam i spokojnym krokiem powędrowałam ku nowej przyszłości.
W piątki nie pracuję. W PIĄTKI NIE PRACUJĘ!😂
Zdjęcie: Лариса Мозговая z Pixabay