Ulubiony Pan Fruzi jeździ kolorowym vanem i sprzedaje lody. Poznaliśmy go jakieś trzy lata temu. Wzięłam wtedy Fruzię na rękę, ustawiłyśmy się w kolejce, a kiedy padło na nas, poprosiłam o małego loda dla mojej małej dziewczynki. Ulubiony Pan spojrzał na mnie i w ułamku sekundy zadecydował:
– Polka, prawda?
Mój akcent zawsze mnie sprzeda.
Od tamtego momentu Fruzia reaguje na charakterystyczną melodyjkę z lodowego vana histerią. Absolutną, nie dającą się opanować histerią. Lata po domu jak oparzona, szukając butów, błagając nas, żebyśmy szybko biegli, pytając, czy dziś może zjeść loda, płacząc (!), poganiając nas… Prawda, że Krystyna-Janda-Aktorka-Dramatyczna to adekwatny przydomek Białego Kudła? Czasem trzeba nią potrząsnąć, żeby nie odleciała.
– Fruziu! Ziemia! Popatrz na mnie, POPATRZ NA MNIE! A teraz dwa oddechy… ZDĄ-ŻYSZ.
Nasz Ulubiony Pan strasznie nas rozpieszcza. Najpierw były małe rabaciki, potem jeden lód gratis, potem duże ekstra porcje, a dziś wygląda to tak, że jak nie mam gotówki, a ja nagminnie nie mam gotówki, to i tak idziemy na lody, bo wiem, że będę mogła zapłacić Ulubionemu Panu następnym razem. A kiedy przychodzę następnym razem i kładę dychę na blacie – za te wszystkie gratisy, za które do końca życia się nie wypłacę – jednocześnie szybko obracając się na pięcie, bo wiem, co za chwilę nastąpi, Ulubiony krzyczy za mną, że tak to nie będziemy rozmawiać, że on się obrazi i więcej nie przyjedzie. Ja protestuję, on w końcu rzuca we mnie paczką gratisowych lodów, ja się odgrażam, że w takim razie przestaniemy przychodzić, co jest totalnym kłamstwem, bo Fruzia dostałaby wówczas apopleksji, on dalej rzuca tymi pieniędzmi, lodami, paczkami… No powiadam Wam, szaleństwo. Ludzie stojący za mną w kolejce muszą mocno zastanawiać się, co to za dziwny naród najechał na ich wioskę.
Zdarzyło się kiedyś, że Ulubiony Pan przyjechał akurat wtedy, kiedy Pyśka w najlepsze bawiła się w wannie. Kilka dni wcześniej zdążyłam mu powiedzieć, że zaczniemy powoli testować samotne zakupy Fruzi, bo często jego późne przyjazdy na osiedle pokrywają się z porą usypiania młodszej, więc żeby Ulubiony nie zdziwił się, kiedy starsza pojawi się sama z pieniędzmi w dłoni, i żeby te pieniądze, na Boga i Karmę, od niej wziął! Tamtego dnia jednak nie miałam gotówki (umówmy się – ja mam gotówkę tylko wtedy, kiedy mi się przypomni, że ostatnio za dużo rabatów u Ulubionego było), Fruzia oczywiście latała po chacie w poszukiwaniu butów jak kurczak z obciętą głową, nie miałam sumienia jej studzić, tym bardziej, że te lody to też przecież nie codziennie, maksymalnie raz w tygodniu. Poinstruowałam ją więc następująco:
– Pójdziesz, przywitasz się, poprosisz o loda i powiesz, że mama zapłaci następnym razem, ok?
– Yes, mummy, I will, I need to go!
I tyle ją widziałam.
W międzyczasie napisałam do Ulubionego na messengerze, przepraszając za wizytę Fruzi bez kasy.
Kryśka Janda wróciła.
– Powiedziałaś?
– But what?
– To, o co cię prosiłam! Że zapłacę następnym razem!
– No, zapomniałam. But don’t worry, he gave me dwa lody! – oświadczyła zadowolona Fruzia. – One for Pyśka!
– A ty nic nie powiedziałaś?? Nic a nic?? Tak po prostu stanęłaś, wzięłaś lody, nie zapłaciłaś i poszłaś???
– I said dziękuję.
Boże drogi.
Tydzień lub dwa później przeprosiłam Ulubionego, wyjaśniłam, on się śmiał, ja położyłam dychę na blacie, po czym tradycyjnie odegraliśmy scenę kłótni.
Kilka dni temu usłyszałyśmy vana z bardzo daleka. Nie mogłam wyjść z domu, bo Pyśka właśnie zasnęła (a ja z tych stukniętych, co to na bieżnię do własnego ogródka z elektroniczną nianią nie wyjdą, kiedy młode śpią), więc przećwiczyłam z Fruzią frazę, którą miała wyrecytować przed Ulubionym. Po angielsku, żeby było jej łatwiej:
– Hi, Mummy can’t come but she says she will pay next time.
Mama nie może przyjść, ale zapłaci następnym razem.
Fruzia nie mogła usiedzieć w miejscu, mimo iż wiedziała, że Ulubiony przyjedzie dopiero za kilka/naście minut. Wypatrywała go spod płotu przed domem, entuzjastycznie przestępując z nogi na nogę. Ja stałam przy otwartym oknie, bo to był bardzo ciepły dzień. Chyba wszystkie okna w naszym przytulnym wiejskim zakątku były otwarte. Przypominałam Fruzi półgłosem, żeby w tym szaleństwie nie zapomniała wyrecytować złotej myśli matki.
– Yes, mummy, I know, you will pay next time – powiedziała w końcu głośno.
A potem zastanowiła się chwilkę i wrzasnęła na całe osiedle, prychając na mnie z lekkim oburzeniem:
– You ALWAYS say this and you NEVER pay!
‚You always’ and ‚you never’. Chyba potrzebujemy mediatora rodzinnego.
Zdjęcie: Jessica Crawford z Pixabay