– Rudolfie, powoli – syczę od czasu do czasu przez zęby, kiedy labisko zapomina się i zaczyna szaleńczo pędzić w kierunku boiska.
Muszę być czujna nawet wtedy, kiedy przez większość czasu dostojnie kroczy obok wózka i udaje wychowanego. Sekunda zapomnienia i wszyscy będziemy frunąć przez trawnik, co do pewnego stopnia mogłoby być nawet zabawne. Ale tylko do pewnego i wolałabym jednak nie testować swojego poczucia humoru w taki sposób.
– Przypominam, że nie jesteś ani psem zaprzęgowym ani reniferem Śniętego – mówię już trochę bardziej uprzejmie, kiedy Rudolf niechętnie, ale jednak zwalnia.
Mówią, że wygrzeczniał. Że przesunięcie jego tronu i zrobienie miejsca na nowy, Fruziny, dobrze mu zrobiło. Nie mogą się nadziwić, że tak dojrzał. Wyciszył się. Zmądrzał (!?). Bo skoro Ojciec Dyrektor był w stanie sam wychodzić z nim na spacer, to faktycznie coś musi być na rzeczy. Zresztą my sami daliśmy się ponieść fali zachwytu nad nowym wcieleniem Rudolfa.
Na chwilę przed przylotem Mamuśki i Ojca Dyrektora niemal zemdlałam, kiedy któregoś dnia Rudolf podniósł się z legowiska, złapał w pysk swoją maskotkę, podszedł do mnie i siedzącej na moich kolanach Fruzi, po czym takiego wymemłanego, brudnego, obślinionego i podartego pluszaka złożył na nogach malutkiej. Złożył, merdnął wesoło ogonem i wrócił na swoje posłanie.
Zaniemówiłam.
– Mężu, mężu, cuda na kiju! – zawołałam Inżyniera Pifko, kiedy już odzyskałam głos. – Nasze pierwsze dziecko wreszcie dorasta!
Potem padliśmy jeszcze kilknaście razy, kiedy ukradzione Fruzinie zabawki labisko grzecznie oddało bez walki (znacząco merdając ogonem, że teraz czas na nagrodę, no ale żyjemy w czasach coś za coś…). Czyżby porady Trudi, zaklinaczki Rudolfów, na coś się przydały? Czy może to zrzędliwe i monotonne powtarzanie 'oddaj, to Fruzi’, ’grzeczny piesek’, ’chodź, coś dostaniesz’ po pięciu latach nareszcie zaczęło przynosić jakieś wymierne efekty? Czy…
… czy ja ronię łzę ze wzruszenia, czy może raczej z żalu? Że teraz to już grzeczny i ułożony będzie, że koniec dzikich wygłupów, szalonej radości, roześmianej mordy… Nie wiem, czy jesteśmy na to gotowi…
Rudolfie, ach Rudolfie sprzed lat!
Kilka dni temu poszliśmy całą rodziną na spacer w krzaczory. Rudolf hasał, od czasu do czasu kontrolnie wyłaniał się z traw, podbiegał , żebyśmy mogli musnąć w locie jego wielki łeb, po czym znów znikał. Na ostatnim zakręcie przed powrotem do domu wylazł z buszu, dzierżąc w pysku wielkiego, puchatego i bardzo zdechłego zająca. Kolejnego w swoim życiu i jak dotąd, największego.
– Kurrrrwa!!! – wymsknęło nam się jak na komendę.
Nie było już, niestety, miejsca na nie przeklinaj przy dziecku.
Albowiem wszystkim razem i każdemu z osobna wiadomo, że jak Rudolf znajdzie padlinę, to żadna najcudowniejsza kiełbasa tego świata, ani żadna micha pełna golonki nie jest w stanie sprawić, że sierściuch odda maskotkę. Nie ma takiej mocy na świecie, która by go do tego przekonała. On odda, jak już się pobawi i znudzi. Wymemle. Wypluje. Uzna, że już bardziej zdechłe być nie może, więc można zostawić.
Najlepiej w domu na swoim posłaniu, ewentualnie we własnym ogródku.
Tak.
Grzeczny, ułożony, usłuchany.
Zmądrzał i dojrzał.
Wyciszył się.
Jeśli jeszcze kiedyś zacznę bredzić coś o tęsknocie do dzikości Rudolfa, ja Was uprzejmie proszę, zdzielcie mnie wirtualnie przez łeb.
O mamo! Obsmialam sie jak norka:-) Nawet bol glowy chyba jakos mi cudem przeszedl:-) Usciskaj sierciucha!
Nawet sobie nie próbuje wyobrazić, jak on śmierdzi po takiej zabawie … Travis kiedyś znalazł nad morzem zdechla kaczkę, mocno przegnita Niczym mu się nie dalo otworzyć pyska, a probowalismy stalowym pretem M.in….
Melduję, że sierściuch uściskany! A ja też się zawsze śmieję przy takich akcjach, ale dopiero po fakcie;-)
No właśnie to jest dziwne, bo nawet nie śmierdział… Rudolf jakimś dziwnym trafem zawsze wyciąga z krzaczorów takie podsuszone zające, one naprawdę wyglądają jak wypchane maskotki! Najwyraźniej Travis ma ciągoty do jeszcze bardziej zdechłych towarzyszy zabaw…;-)
Możliwe Hitem był robaczywy kot… i nie, nie był to kot, który miał robaki…
Bleeee!!!! Zaczynam doceniać gust naszego sierściucha;-)
Doceniaj, bo Travis ma jeszcze miły zwyczaj tarzania się w swoich zdobyczach, żeby jeszcze ładnie "pachnieć"… ech, jak o rym pomyślę, to.czasem szczerze nienawidzę swojego psa…