Stanęłam przed lustrem i spojrzałam krytycznie na swoje włosy. Machnęłam głową w lewo i prawo, przeczesałam je palcami. Nie, no tragedia. Te przednie kosmyki, okalające moją buzię, znów kruszą się i łamią, a ja wyglądam, jakbym przedawkowała z lokówką. Z całą resztą nie jest źle, więc dlaczego te nie chcą rosnąć tak jak pozostałe? Presję jakąś czują i nie dają rady, czy co?
Zaczesałam niesforną wiązkę siana na twarz. Zagięłam ją wpół, podwijając cienką końcówkę pod nasadę kosmyka i martwiąc się, czy nie skruszy mi się doszczętnie w dłoniach. Podpięłam spinką, która w zasadzie nie za bardzo miała na czym się trzymać, a jednak podtrzymała to, co podtrzymać miała. Voila, mam grzywkę.
A może by tak…?
Włączyłam laptopa, odpaliłam skype i dałam Mamuśce sygnał, że czekam na widzenie. Dusiłam się ze śmiechu, przeczuwając, co za chwilę usłyszę („wyglądasz jak księżyc w pełni! nigdy nie rób sobie grzywki i trwałej, obiecaj mi! obiecaj”) i w zasadzie byłam blisko, bo Rodzicielka na dzień dobry wybuchnęłam radosnym rechotem.
– Ślicznie wyglądasz! – rzuciła.
Z mocnym, świszczącym akcentem na pierwszą sylabę.
Szydera jak nic.
– Tak tragicznie? – zapytałam. – Bo ja właśnie zastanawiam się nad grzywkową opcją.
Mamuśka przyjrzała mi się uważniej.
– Właściwie… wyglądasz młodziej – oświadczyła po chwili wahania.
Młodziej!
(Jeśli ktoś mówi ci, że w czymś wyglądasz młodziej, to… o rany, jak wyglądasz na co dzień?!)
I chociaż komplement Mamuśki nie do końca mnie przekonał, postanowiłam jednak trzymać się wersji, że z grzywką mi do twarzy.
I że jeśli Mąż Mój potwierdzi tę opinię, to pędzę do fryzjera.
(Żałosna jestem, wiem. Uzależniam taką decyzję od opinii męża i mamy, no doprawdy. Feministki zaraz mnie zlinczują i nakażą zrobić fioletowego irokeza na znak wyrwania się z objęć matko-patriarchatu.)
Wieczorem powtórzyłam operację z grzywką. Wymknęłam się z sypialni, ułożyłam fryzurę i ostrożnie, coby nie rozwalić delikatnego rusztowania na czole, wróciłam do pokoju, znów dusząc się ze śmiechu. Miałam wejść z miną 'nic-się-nie-dzieje’ i czekać, aż sam zauważy, ale Mąż Mój tak był pochłonięty sportową relacją z czegoś tam, że mogłabym tak czekać do rana.
– Ładnie wyglądam? – zapytałam więc wprost i na tyle głośno, że Inżynier Pifko postanowił na mnie spojrzeć.
– Bardzo – rzucił zwięźle.
Serce na chwilę podskoczyło.
– Ale serio? – zapytałam poważnie.
Pifko oderwał się od laptopa.
Poświęcił mi 5 sekund swojej uwagi.
– Nie, no co ty – oświadczył równie poważnie.
A w tych czterech słowach zawierało się wszystko.
Koncepcja grzywki upadła z hukiem.
Ja doprawdy nie rozumiem tego fenomenu. Potrafiłam rzucić pracę i ojczyznę i nie martwiąc się przesadnie o jutro, zamieszkać w Krainie Deszczu. Z własnej i nieprzymuszonej woli wytrwałam w bejbikowej sali prawie trzy lata. Zdecydowałam się na życie z labradorem. I chciałabym jeszcze jednego, a najlepiej dwóch takich Rudolfów. Nie wspominając już o tym, że kiedyś zrobiłam prawo jazdy. Uwierzylibyście?
… a w kwestii fryzury nie stać mnie na najdrobniejsze nawet szaleństwo! Od lat nie zrobiłam z włosami nic nowego. Nic. Podcinam, czasem lekko stopniuję i koniec. Finito. Nudna jestem jak flaki z olejem. I jestem pewna, że jeśli 10 na 10 zapytanych osób (w tym Inżynier, Mamuśka i Kocur jako najmocniejsza część jury) nie powie mi z odpowiednią dawką entuzjamu 'tak, wyglądasz bosko, rób sobie grzywkę! już dziś!’, to ja jej nigdy nie zrobię. Nigdy. Never ever.
Taka to jestem odważna i szalona.
(Kocie, przed Tobą bojowe zadanie na styczeń. Masz tydzień na przekonanie mnie do czegoś nowego.)
Uwielbiam Twoje pióro 🙂 zaglądam od jakiegoś czasu nieśmiało, nadrabiając zawse kilka ostatnich wpisów 🙂
Mam nadzieję, że będziesz wytrwała 🙂 bo to tak zwykle bywa, że po jakimś czasie przychodzi kryzys blogowania 🙂
Bądź odważna i idź zrób sobie grzywke!
Za czasow szkolnych mialam taka przyjaciolke. Jola miala przedzialek po lewej stronie i wlosy po obu stronach grzecznie zaczesane za uszy.
Wytrwalam podstawowke, ale w liceum juz mnie szlag trafil i powiedzialam "albo cos zrobisz z tymi wlosami, albo nie bede twoja przyjaciolka, ten francowaty przedzialek masz juz wygrawerowany na mozgu!!"
Chyba wziela sobie to do serca, bo dwa dni pozniej przyszla do szkoly z grzywka i wlosami swobodnie okalajacymi twarz a nie upchanymi za uszami.
No dobra, wszystko bylo na dobrej drodze.
Potem byla jakas posucha po obu stronach i nie widzialysmy sie przez kilka lat, ale Jola ciagle miala grzywke.
Wreszcie ja wyjechalam………. minely lata i jak bylam ostatni raz w Polsce (7 lat temu) to nareszcie udalo nam sie spotkac.
Kryste!!!! Jola ma ciagle taka sama grzywke i wlosy okalajace twarz!!!!!!!!!!!!
Zolwico, wybacz, ale nie rozumiem kobiet, ktore moga przezyc zycie z ta sama fryzura, makijazem, czy…….. OK nawet mezem:))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
Ja z kolei mam tak, ze jak by mi tylko w glowie zaswitala mysl o grzywce czy zmianie fryzury to gotowam pojsc do przypadkowego fryzjera (gdyby moj byl zajety) i upierdykac wlosy, bo nie dala bym rady zyc z ta mysla dluzej niz 15 min.
Grzywke upierniczyla bym sama, w koncu w kazdym domu sa nozyczki, w moim nawet takie fryzjerskie:))))
Star, kochana, jesteś! Myślę o Tobie intensywnie, ale wiem, że skrzynka mailowa pewnie Ci pęka w szwach od pytań, jak się czujesz, więc wzięlam na wstrzymanie:-)
I jak zwykle rozbawiłaś mnie do łez! Ty wiesz co, ja też nie rozumiem takich kobiet jak ja i Jola! No serio, jak tak można?! Jedyne usprawiedliwienie znajduję w tym, że kilka razy w życiu poszłam na całość i żałowałam potem przez rok (1. obcięłam się tak do wysokości ucha, 2. zrobiłam trwałą 3. tak często farbowałam włosy na jasny blond, że w pewnym momencie nie mogłam na siebie patrzeć). Widzisz więc – nie CAŁE życie z jedną fryzurą, tylko 1/3 życia:-)))))
No dobra, chyba sobie zrobię tę grzywkę – ale dopiero w styczniu w Polsce. Może być? (Będziesz mogła mnie rozliczyć z obietnicy):-)))
Kurczę, no chyba zrobię! (Jak będę żałować, to zwalę na Ciebie i Stardust;-))
Dziękuję bardzo i cieszę się, bardzo się cieszę, że się odezwałaś:-) Super jest wiedzieć, że ktoś się pojawia i potem chce mu się wracać:-)
Tnij! Odrośnie.
A golnij sobie przed faktem. Na odwagę.
Wszak chcesz, żeby Fruzia była kobietą odważną.
Czas zacząć dawać pierwsze lekcje.
Wszak one są takie jak my, a nie takie jakie chciałybyśmy żeby były.
Mam nadzieję, że mnie nie dopadnie, bo tak jakby uzależniłam się od pisania:-)
O choinka, nie sądziłam, że tak mnie szybko pogonicie!
Z tego wszystkiego to ja sobie golnę już dzisiaj i pod wpływem podejmę decyzję. Bo wiadomo, że jak podjęta, to już na amen.
(Mówisz? To ja się muszę sobie przyjrzeć, bo jeszcze się zdziwię, że ona taka, a nie inna!)
Tnij, byle nie sama. Daj się pociąć:-) Nic tak człowieka (kobiety)? nie cieszy jak zmiany!
Decyzja jest. Czekam tylko na instrukcje i błogosławieństwo od Kocura, mojego osobistego doradcy w TYCH sprawach;-)
A ja wlasnie po trzyletniej przerwie wrocilam do grzywki i kazdy mi mowi ze mlodziej wygladam 🙂 pozdrawiam
Czyli kolejny dowód na to, że grzywki fajne są:-)
Zapraszam do mojej fryzjerki. U niej jest tak, że nigdy nikogo nie zapyta: jak tniemy?
Ona wie sama. Podobnie jest z farbowaniem.
Albo się hej poddajesz albo do niej nie chodzisz. Zadziwiająco dużo ma jednak klientów:)
Ciekawe, czy tobie zrobiłaby tę grzywkę?!
Myślę, że feministki zaleciły by tylko zmianę myślenia o sobie i nie nazywanie siebie żałosną.
Wiesz… Ty podeszła naukowo do tematu i podjęłaś się eksperymentu, a następnie skonsultowałaś się z ekspertami. Godne pochwały. A grzywka to coś co mnie też kusi systematycznie 😉
Ale jak przed snem i po przebudzeniu o grzywce myślisz to ją sobie zrób – włosy odrastają, to nie ścięcie na łyso, żeby wieki czekać, za kwartał możesz mieć fryz po przekątnej za uszko 😉
Myślę, że przydałaby mi się taka fryzjerka. W razie niewypału mogłabym z czystym sumieniem opowiadać, ze chciałam coś innego, ale ona mnie nie posłuchała;-)
Z tą żałosną to trochę żartowałam, włosy to od zawsze moja słabość, każdy ma jakąś, ja mam akurat taką na głowie;-) Nie lubię eksperymentować z fryzurami, bo najczęściej (serio!) nie jestem zadowolona. Ale decyzja jest. W styczniu wrócę z Polski z nową fryzurą!