Zachowywaliśmy się irracjonalnie.
Na początku nadzieja dodawała nam sił, trzymała przy zdrowych zmysłach, dawała motywacyjnego kopniaka i dużo radości. Z biegiem czasu coraz bardziej unikaliśmy jej towarzystwa. Gdybyśmy tylko mogli, wykopalibyśmy ją za drzwi, z hukiem je za nią zatrzaskując. Taka persona non grata. Problem w tym, że ona równie irracjonalnie wracała. Jak jakiś pieprzony bumerang.
– Nie nakręcajmy się – mówiliśmy.
Po czym po chwili milczenia dawaliśmy się ponieść wyobraźni.
Bez niej byłoby łatwiej. Tylko czy wtedy cokolwiek miałoby sens?
Listopad 2012
1 dpt (= 1 dzień po transferze)
Wróciliśmy wczoraj z kliniki z zamętem w głowie i radością w sercach. Nie potrafimy inaczej i nie wiem, czy jest na tym świecie ktoś, kto po takich przeżyciach mógłby wrócić do codziennych spraw ot tak, odkładając na bok całą tę nadzieję. Nie, my nie potrafimy. I choć oboje doskonale wiemy, że upadek z takiej wysokości grozi studnią rozpaczy bez dna, to ta cholera nadzieja jest silniejsza. Ona chyba nie ma granic.
Dotarliśmy dalej niż kiedykolwiek wcześniej, razem, ramię w ramię. Jeszcze nie do szczęśliwego końca, ale on już majaczy gdzieś niedaleko, mocno w to wierzę, wręcz uczepiłam się tej wiary i za nic nie chcę jej puścić. I wzruszyłam się, naprawdę się wzruszyłam. Poczułam, że jeszcze chwila, a zwyczajnie się rozpłaczę. Nie wolno ci, nie wolno, ganiłam samą siebie.
Bo wiem, jaka jestem. U mnie nie ma pojedynczych łez. U mnie są tylko rwące potoki.
Bo wiem, jaka jestem. U mnie nie ma pojedynczych łez. U mnie są tylko rwące potoki.
Nadal nie umiem tak do końca nazwać tego, co czuję. Głaszczę się po brzuchu i zaklinam wszystkie siły wszechświata, żeby Maluch został z nami już na zawsze. Myślę o nim nawet wtedy, kiedy wydaje mi się, że nie myślę. Staram się osadzić swoją radość na tu i teraz, nie wybiegać z nią za daleko w przyszłość. Na odległość mobilizuję Drugiego do walki. Rozmawiam z Inżynierem i jakoś wciąż wracamy do tego samego punktu.
Grudzień 2012
12 dpt
Myśl o tym, że naprawdę mogę być w ciąży jest czymś, czego nie potrafimy ogarnąć rozumem. Coś, co dla innych jest zupełnie naturalnym procesem, kolejnym etapem w życiu, dla nas urosło do rangi cudu, a tego przecież nie da się pojąć głową. Więc tylko serce jak takie głupie wciąż wyrywa do przodu i chce wierzyć, wbrew wszystkiemu tak bardzo, bardzo chce wierzyć.
Maj 2013
Lewy nieco się uspokoił.
Ale chyba przedtem kopnął mnie w żołądek, bo teraz ten mnie ściska.
Kładę to na karb przedtransferowych emocji.
A może po prostu głodna jestem, ale że mi mózg zlasowało, to już wszystko rozpatruję w kategoriach robimy-sobie-dziecko-albo-nawet-dzieci.
Nie, no co ty, mała, pełen luz. Peeeełeeeeen luuuuuuz.
Luzik nawet.
Fajnie tak czasem ukrywać coś miłego przed resztą świata. I nieważne, że ”coś miłego” to pojęcie mocno względne.
Ale chyba przedtem kopnął mnie w żołądek, bo teraz ten mnie ściska.
Kładę to na karb przedtransferowych emocji.
A może po prostu głodna jestem, ale że mi mózg zlasowało, to już wszystko rozpatruję w kategoriach robimy-sobie-dziecko-albo-nawet-dzieci.
Nie, no co ty, mała, pełen luz. Peeeełeeeeen luuuuuuz.
Luzik nawet.
Ucięłam sobie na fejsie pogawędkę z dawno nie widzianym kolegą. O 6.30 am., na rany Chrystusa! Pitu pitu, co u ciebie, musimy obejrzeć płytę ze studniówki, na którą cię zabrałam, rozmawiałem ostatnio z twoją mamą…
A ja sobie dziś na transfer jadę, tralalalalala!, myślałam.Fajnie tak czasem ukrywać coś miłego przed resztą świata. I nieważne, że ”coś miłego” to pojęcie mocno względne.
Cała nasza rodzina w rozsypce, do chuja dzwona, a nawet jeszcze porządnie z nią nie wystartowaliśmy. Mąż Mój na niemieckiej ziemi, ja z Rudolfem w Cegle, a nasze dzieciaki w klinice na szkiełku.
Ale szczęśliwa jestem.
Wrzesień 2013
Zadzwoniłam do Kliniki, żeby zapytać o samopoczucie naszych Embików. Z trzepoczącym sercem czekałam na wieść, że mają się dobrze.
– Wszystkie cztery wciąż się dzielą – poinformowała Alex, embriolog z greckimi korzeniami.
Cztery! Wciąż mamy cztery!
– Trzy są w prawidłowym na ten dzień stadium moruli i mam nadzieję, że jutro będziemy mieć ładne blastocysty, a czwarty rozwija się trochę wolniej, ale może do jutra coś się jeszcze zmieni – wyjaśniła.
– Wszystkie cztery wciąż się dzielą – poinformowała Alex, embriolog z greckimi korzeniami.
Cztery! Wciąż mamy cztery!
– Trzy są w prawidłowym na ten dzień stadium moruli i mam nadzieję, że jutro będziemy mieć ładne blastocysty, a czwarty rozwija się trochę wolniej, ale może do jutra coś się jeszcze zmieni – wyjaśniła.
„Czwarty trochę nie nadąża, ale i tak go kochamy, prawda?”, napisałam do Inżyniera.
No, Embiki, do boju!
Listopad 2013
Powiesiłam na szybie szafki zdjęcia Rzepików.
Głaszczę je przez brzuch i na fotkach.
Głaszczę je przez brzuch i na fotkach.
Wielkie buziaki:******* przytulam Was mocno ………ja oprocz glaskania jeszcze calowalam…bosz….ile ludzie musza przejsc….
Ps: to nie jest irracjonalne zachowanie… to nadzieja….mielismy tal samo z kazdym cyklem po ktorym nie byli miesiaczek a ktory czesto okazywal sie nieprawidlowy….
Nadzieja jest zawsze pierwsza, zawsze najsilniejsza i zawsze umiera ostatnia. Ehh ileż to razy trzeba było spaść na ziemię, kiedy to rzeczywistośc nie sprostała wyobrażeniom usilnie podtrzymywanym właśnie przez nadzieję 🙂
Nigdy nie można tracić nadziei 🙂 ja żebym o tym nie zapomniała uwieczniłam to w postaci trzech tatuaży 😁
Never lose hope, Stay strong i Dum spiro spero ☺
Nadzieja to podstawa ☺
Nie lubię jej.
Tej całej nadziei.
To stara dziwa, co trzyma za mordę mocno, aż narobi siniaków co niemiara, a potem… kopnie w zad, wypnie się, spierdzieli szybciutko, kurcgalopkiem, pozostawiając główną zainteresowaną z miną pt."Eee…? Ale, że co..?"
A nadzieja tymczasem niewinną robi minkę.
By za czas jakiś brać ponownie tych i owych za zakładników.
Nie lubię tej szmaty.
Zbyt często zawodzi.
Nicole, to musiało być naprawdę męczące. Ja przynajmniej miałam wszystko jak w zegarku, co nie pozwalało (zbytnio) się nakręcać, że może się udało…
Ha, te upadki są najgorsze. Można sobie potłuc nieźle tyłek;-)
Tak, też tak myślę, choć czasem to trochę męczące tak łazić z tą nadzieją 😉 Ale trzymaj się tej podstawy, a tatuaże pokażesz kiedyś dzieciom :-*
A jednak się jej trzymamy. Po raz kolejny. :-***