Rozpakowuję walizki. Powoli, niespiesznie, jakby chcąc zatrzymać kawałek słonecznych wakacji na chwilę dłużej w dopiero rozgrzewającym się mieszkaniu. Z bagażu podręcznego wyjmuję książki. Pozaginane na rogach, tu i ówdzie pomarszczone od kropel słonej wody, przybrudzone na okładkach. Spomiędzy kartek wysypuje się piasek.
Już chyba nigdy nie przestanę się dziwić łatwości, z jaką człowiek pokonuje dzisiaj ogromne dystanse. O dziesiątej rano omiatasz spojrzeniem palmy na tle błękitnego nieba, o dziewiętnastej wkładasz ciepłą bluzę i robisz sobie gorącą herbatę w całkiem innym zakątku świata, bo raptem zdałeś sobie sprawę, że to naprawdę połowa października.
W powrotnym bagażu zawsze panuje nieład. Wracając, nie dbam o równo pukładane, poprasowane i pachnące świeżością ubrania. Moje sukienki mieszają się z jego koszulkami, Fruzina garderoba jest wszędzie, w walizce głównej, w podręcznym i w mojej torebce. Jedynie pieluchy, chusteczki i przekąski jestem w stanie zlokalizować z zamkniętymi oczami. Wystarczy zanurkować dłonią w ten oto kraniec torby i już jesteśmy gotowi do zażegnania wiszącego w powietrzu dramatu.
Kiedyś, w poprzednim życiu, zostawiłabym te walizki na kolejne trzy dni. Niech sobie leżą, pranie nie ucieknie, zawińmy się w koc i powspominajmy. W tej wersji życia wiem, że jeśli nie rozpakuję nas najpóźniej jutro rano, Fruzia rozwlecze po mieszkaniu całą zawartość bagażu. Kostiumy pachnące morzem i dziecięcym balsamem do opalania, spodenki, z których też sypie się piasek, wciąż wilgotne ręczniki kąpielowe. Z dzieckiem szybciej wraca się do rzeczywistości.
Ale ten powrót nie boli tak, jak bolały kiedyś powroty z raju. Wystarczy spojrzeć na zachwyconą Fruzię, która tuli swojego dawno niewidzianego bobasa, stęskniona całuje Rudolfa w nos i w tej samej sekundzie pędzi do kuchni po płatki kukurydziane, żeby człowiekowi też zrobiło się na duszy cieplej.
Jesteśmy w domu. Uwielbiam myśl, że zawsze mamy dokąd wracać.
Witajcie więc 🙂 Niesamowite jest to jak świat pędzi do przodu, będąc dziećmi mieliśmy blade pojęcie o lotach samolotem, o wakacjach poza granicami kraju, teraz wszystko mamy praktycznie na wyciągnięcie ręki. Fajnie, że nasze dzieci mogą dorastać w takich warunkach 🙂
Zapomniałam juz jak to było na urlopie bez dzieci 😉
Fajnie, że już jesteście bo tęskniłam i oczywiście czekam na fotki Fruziaka w kostiumie na plaży 🙂 U mnie widziałaś na messengerze – zmiany i to pozytywne 🙂 🙂
Tak, tak, to nawet nie zmiany, a ZMIANY!:-)
Fruziak w kostiumie to Fruziak oblepiony piaskiem. Jak mówi Mąż Mój – Fruziak w panierce. 🙂 Będę słać, postaram się w miarę szybko. Buziaki dla Was! :-*
Kochana steskniona czekam na jakies zdjatka z podrozy i Fruziny:) napisz tez kiedy zlatujecie do nas:) buziaaaaa
"Z dzieckiem szybciej wraca się do rzeczywistości."
Taa? Rzekłabym raczej: z dzieckiem do rzeczywistości wraca się lotem błyskawicy. A nawet świńskim truchtem;) (świećcie, niebiosa, nad Chmielewską rzęsiście za to określenie;))
Zaś dłoń gmerająca bez udziału oczu w którymś kącie damskiej torebki zaiste potrafi uratować świat przed jego kolejnym (z wielu) końcem.
Hiszpański piasek bez trudu zapewne wyssie pierwszy lepszy odkurzacz; mimo wszystko dobrze, że takich odkurzaczy nie wymyślono jeszcze do ludzkiej pamięci, czyż nie…?:)
Kochana, podeślę na pewno! My też tęsknimy za Wami i tym razem w grudniu na pewno będzie czas na pogaduchy:-) W Rodzinnym Town będziemy od 25.XII do Sylwestra, w Nowym Roku śmigamy do Drugich Rodziców. Mamy więc ładny margines czasowy na planowanie spotkania z Wami!! :-***
Leśna, to może pójdziemy dalej: z dzieckiem nigdy nie traci się kontaktu z rzeczywistością!
Pierwszy lepszy odkurzacz, powiadasz… Widać, że nie znasz angielskich dywanów! 😉
Znam te pozostawione na trzy dni walizki 🙂 u mnie to jakoś nawet nie trzeba dziecka, żeby ich zawartość rozwlekła się po całym domu. Jak to się dzieje? Może to moje wewnętrzne dziecko tak dokazuje, kiedy nie patrzę ;p
Uff, widać nie tylko ja tak mam! 🙂 Kiedyś pobiłam swój osobisty rekord w tej kwestii i walizki czekały tydzień na rozpakowanie. Wyjęłam z nich właściwie tylko kosmetyki, reszta czekała na wielkie pranie i … moją wenę. 😉
Też się pozytywnie zdziwiłam, że nie tylko ja tak mam z walizkami 😉 Chociaż w tym roku uporałam się z nimi wyjątkowo szybko. Nie mam Fruzi, ale wystarczy lekko niedopięty suwak w którymś z bagaży i mój pies robi dokładnie to samo, co ona. A mnie potem dziwią klapki w kuchni albo konfetti z chusteczek higienicznych. 😉
Ha, to pewnie jest nas zdecydowanie więcej! 🙂
A może Wasz pies po prostu upiększa mieszkanie? Nasz Rudolf bardziej zainteresowany jest wielkimi paczkami, które do nas przychodzą z Polski niż walizkami pełnymi brudnego prania. Pewnie dlatego, że ich zawartość nie pachnie polską kiełbasą… 🙂