Rozumiem nawet, dlaczego ja. Nie zaznaczyłam zbyt wyraźnie swej obecności w grupie toczącej dyskusje o zasiłkach i żartującej z ojców, którzy po raz pierwszy w życiu zostali w domu sami ze starszym potomstwem i usiłują przeżyć, choć przecież nic przeciwko zasiłkom, ani tym bardziej ojcom zostającym w domu, nie mam. Ba, chętnie bym taki benefit pobrała, tylko dać nie chcą. Ale żeby Fruzia? Po trzydziestu sekundach zaaranżowanej na potrzeby zdobycia głasków nieśmiałości i trzymania się mojej nogawki, Fruzia dokonuje magicznej przemiany, stając się najgłośniej krzyczącym (nie zawsze w słusznej sprawie) i najenergiczniej skaczącym po poduszkach dzieckiem bez skarpet. Pozostanie więc dla mnie tajemnicą, czemu Bob Baptysta naszą obecność na zajęciach, tak regularną w swej nieregularności, kwituje zdziwionym spojrzeniem i zachęcającą uwagą, że ooo, chyba was tu wcześniej nie widziałem, nieprawdaż?
Nieprawdaż.
Zresztą, widywaliby nas tam zdecydowanie częściej, gdyby nie fakt, że zdarza nam się z Fruzią trafiać na zajęcia wtedy, kiedy zajęć nie ma. Bo albo u Baptystów zaraza albo half term. Cała Kraina Deszczu działa by appointment pod dyktando szkoły, to half term dyktuje zniżki na baseny i lodowiska, a jednocześnie rozregulowuje godziny ich pracy. Okazuje się, że pracę kościelnych grup pod wezwaniem również. I wszystko byłoby jasne, gdybym tylko wiedziała, na co te zniżki u Baptystów (na zbawienie?) i kiedy ten cały half term znów wypada.
– Nie wiedziałam (nie zarejestrowałam?), bo mam tylko Fruzię, więc ze szkołą nie mamy jeszcze do czynienia – wyjaśniłam Bobowi.
Tylko po to, żeby ten mógł zapytać mnie pięć minut później, co zaplanowałyśmy z Fruzią na przerwę śródsemestralną.
Ale że następną?
Czas wpisać half termy w Bebe Kalendarze, bo a nuż zapytają o to kiedyś podczas egzaminu ze znajomości brytyjskiego lajfstajlu. Komuś, komu przez kilka lat wciąż wypominano dwumiesięczny urlop – oraz długie weekendy i przerwy świąteczne (choć nigdy oszałamiającej pensji) – głupio byłoby potknąć się o takie daty na drodze do wiecznej szczęśliwości w Krainie Deszczu.
Czyżby baptyści niczym buddyści nie bez powodu przecięli swoje ścieżki z naszymi?
Fruzia nie przejmuje się niczym. Nawet tym, że Bob nie pamięta jej imienia, choć już dwa razy pochwalił się, że jego córka jest jej imienniczką. Fruzia się nie przejmuje, ona przyjmuje. Ciasteczko i soczek, czemu nie. Zaproszenie do tworzenia dzieł plastycznych – ależ owszem. Wędruje potem uliczkami osiedla dumnie dzierżąc w dłoni artystyczną kompozycję udzierganą z łańcuchów choinkowych, kleju i słowa drukowanego, informującego, że „I am the LIGHT of the WORLD”.
No. Jak tak obserwuję sobie ten coraz mocniejszy rys Fruzinego charakteru, to dochodzę do wniosku, że już nie długo córka nasza będzie przezroczysta dla kogokolwiek, w myśl jej autorskiego dzieła, że ona nie przewodzi światła, ona JEST światłem.
Ostrzegłam koleżanki w Różowej Chmurce.
Pewnie, że jest światłem i niech świeci i dzierży dumnie koronę (czy inną pracę plastyczną) 🙂 Odważni w życiu mają lżej 🙂
PS. a nie miało być tu przypadkiem usprawiedliwienia nieobecności? 🙂
Miało być 🙂 I będzie 🙂
Termy to by mi się w pracy przydały, bo marznę nieprzecietnie, basen z parującą wodą i bąbelkami zmaterializował się w mojej wyobraźni i jeszcze gorzej mi zimno teraz :/
Nasze córki sa bardzo podobne! to chyba TEN rocznik jakiś magiczny czy co ;-). Odważni maja lżej ach.. Two lights of the world 😀 świetne określenie
Mnie z kolei "oszałamiającą pensję" wypominano już niejednokrotnie. I to czasem taką, której moje konto nie uświadczyłoby nawet po zsumowaniu dochodów z połowy semestru 😉
Co do meritum… pardon, Światłości-Twojego-I-Nie-Tylko-Świata, Fruzi znaczy się, to jestem pewna, że wkrótce znajdzie sposób na Boba Baptystę. 😉
Bob Baptysta ma potencjal. Zacieram lapy.
Nie mam pojęcia ani o baptystach, ani o half termach – ale coś czuję, że charakter Fruzi idzie w bardzo dobrym kierunku 🙂 A Bebe Kalendarz mnie urzekł – chyba go SE nawet wydrukuję, skoro Autorka pozwala 🙂
Upss, sprawiam, że moim czytelniczkom robi się gorzej… 😉 U nas też zimno. Nie pada, na szczęście, ale długie spacery z Rudolfem to teraz wyprawa jak na biegun. Byle do Świąt! Wtedy chcę śnieg, sanki i bałwana!
Jak już w końcu dziewczyny się spotkają (myślałam o tym ostatnio, wiesz?), to będziemy mieć taki nadmiar światła, że oślepniemy 😉
Nieee, no co ja gadam, jakiego bałwana… Mam Rudolfa!
No popatrz, a ze mną jakoś nikt się nie chciał zamienić na pensje, mimo tych wakacji i weekendów…:-)
Tak długo będziemy z Fruzią nawiedzać Baptystów, że w końcu Bob będzie na nas reagował słowami "o nie, to znowu wy!"
Ja również, bo w tym tygodniu po raz kolejny miałyśmy jednorazową przerwę w odbiorze. Muszę sprawdzić, czy w następny wtorek znów nie wypada half term.
Autorka nie tylko pozwala, ale nawet się cieszy, kiedy lud bierze se i drukuje. Ja regularnie wieszam je na szafce i nie przestaję podziwiać.
Ja też o spotkaniu myślałam 🙂 o to to oślepniemy 😉 🙂