Wchodzę do sali Fruzi. Toddlery siedzą przy stoliku i pałaszują owoce. Snack time. Szukam wzrokiem blond loków, które dopiero po chwili wychylają się zza innej małej głowy.
– Cześć, Fruziu! – mówię radośnie.
Lico młodej rozjaśnia się w szerokim uśmiechu, ale Fruzińska wcale nie zrywa się do dzikiego, stęsknionego biegu. Zamiast tego, macha mi na powitanie, widzę, że pod stołem stuka kozakiem w krzesło sąsiada i spokojnie konsumuje swoją porcję.
– Cześć, Fruziu! – mówię radośnie.
Lico młodej rozjaśnia się w szerokim uśmiechu, ale Fruzińska wcale nie zrywa się do dzikiego, stęsknionego biegu. Zamiast tego, macha mi na powitanie, widzę, że pod stołem stuka kozakiem w krzesło sąsiada i spokojnie konsumuje swoją porcję.
Moja głowa w ułamku sekundy trzykrotnie produkuje tę samą myśl.
Ona mnie nie potrzebuje! (duma)
Ona mnie nie potrzebuje! (niebotyczne zdumienie)
Ona-mnie-nie-potrzebuje! (chyba zaraz się rozpłaczę!)
Chwilę później Fruzia kończy jeść, pędzi do mnie i wesoło macha wszystkim na pożegnanie.
Wieczorem, kiedy już całą wieczność próbuję spacyfikować wiercącego się jak owsik toddlera, z ulgą myślę, że ten mały człowiek jednak mnie potrzebuje.
I jeszcze długo będzie.
Tak jak ja wciąż potrzebuję mojej Mamy.
Jeszce bardzo bardzo długo będzie i nawet w chwilach buntu kiedy pewnie będziesz najgorsza na świecie to i tak będziesz potrzebna 🙂 Ale masz rezolutne dziecię, wiedziałaś że tak jej się będzie podobało?
Myślę, że nasze dzieci zawsze będą nas potrzebowały – tylko albo w większym, albo w mniejszym stopniu 🙂 I z każdą ich decyzją w tym zakresie będziemy musiały się – chcąc, nie chcąc – pogodzić 🙂
i och i ach i wzrusz….
Jak ja mojej 🙂 całusy!
I ja mojej 🙂 przyznam się że jestem typową córeczką mamusi 😉 buziaki!