(Jeszcze chwila a ten post przestanie być aktualny i będę musiała napisać nowy. O moich pierwszych trzydziestu rozmowach w sprawie pracy.)
Jadę i oczywiście cieszę się. Trochę to głupawa podszyta adrenaliną, jak słusznie zauważył Mąż Mój, dając mi buziaka i życząc powodzenia, bo przecież to jednak interview, a trochę zwyczajnie dobre samo- i prze-czucie, bo aż tak zestresowana nie jestem, no bez jaj, chyba do cholery dostanę tę robotę.
Przypomina mi się rozmowa sprzed niemalże roku. Pamiętam, że na pytanie o to, jak ewentualnie zamierzam poruszać się między kampusami, odpowiedziałam nonszalancko, że mam prawo jazdy, co prawda obecnie nie jeżdżę, ale zamierzam kupić samochód, więc nie ma problemu. Ha. Naprawdę nie wiem, skąd ja to wzięłam. Zabrzmiałam jednak tak przekonująco, że jeszcze chwila, a przekonałabym samą siebie. Tyle tylko, że nie do końca, bo kiedy Mikruska faktycznie stanęła przed Piątą Chatką tuż obok Blaszaka, byłam autentycznie przerażona myślą, w co się właśnie wpakowałam.
Wiozę więc samą siebie na tę rozmowę i próbuję się ogarnąć. Powinnam przećwiczyć moją naprędce sporządzoną prezentację, uruchomić ten swój tryb bije-ode-mnie-stonowana-pewność-siebie, ale coś mi nie idzie, bo kiedy tylko przestaję głupkować, załączają mi się w głowie obrazki z porannych zajęć. Mój Najambitniejszy, który po wykonaniu ćwiczenia potrafi zapytać 'jaki był cel tego zadania’, dał się dziś ponieść dyskusji na temat różnych etapów w życiu i oświadczył tym swoim korporacyjnym tonem, że 'ten materiał jest naprawdę dobry’ i że jest wdzięczny za linki do całego artykułu, bo 'zamierza zgłębić temat’. Z wrażenia niemalże wpadłam pod przyklejony do podłogi dywan. Po raz drugi tego dnia, bo chwilę wcześniej moja autochtonka wyskoczyła z pytaniem, czy jestem głową naszego departamentu. Nie wiem, na podstawie czego mogła wysnuć choćby cień takiego wniosku, ale wiem, że prawie mnie nim zabiła, choć myślę, że mogło mieć to coś wspólnego z liczbą papierów, w których tonie moja klasa ilekroć pobędę w niej dłużej niż dziesięć minut. Powszechnie wiadomo przecież, że im większą głową jesteś, tym więcej drzew niszczysz. Jak się okazuję, ja nie muszę być żadną głową, żeby doprowadzać planetę do zagłady, nad czym szczerze ostatnio ubolewam.
Docieram wreszcie do koledżu. Jak zwykle przed czasem, to silniejsze ode mnie. Wędruję prosto do pokoju obsługi, gdzie bardzo przyjemny pan od wszystkiego wręcza mi klucz do gabloty, na który czekałam ponad miesiąc. To jest dobry dzień, myślę. To jest bardzo dobry dzień.
Choć to zależy od punktu widzenia, bo w bibliotece, gdzie kseruję materiały na wieczorne zajęcia, jeden z uczniów dostaje ataku epilepsji. Opiekująca się nim nauczycielka reaguje sprawnie i profesjonalnie, ale ręce jej się trzęsą jak zawodowemu pijakowi. Pytam, jak mogę pomóc, prosi tylko o podłożenie chłopakowi kurtki pod głowę, zostaję z nimi jeszcze parę chwil do przyjścia kogoś z pierwszej pomocy, trochę gadamy do chłopaka, który powoli dochodzi do siebie i koniecznie chce wstać, zawstydzony sytuacją. Leż, śmieję się do niego, odpocznij sobie trochę, póki masz okazję.
Siadam w recepcji. Poprzednio czekałam na mój panel kwalifikacyjny w kampusie A, teraz jestem w B i to dość dziwne uczucie siedzieć tu i po prostu czekać aż moi przełożeni zaproszą mnie na rozmowę. Jestem tu codziennie, każdego poranka w drodze na drugie piętro macham do recepcjonistek i pędzę prosto do swojej klasy, a dziś każą mi siedzieć i czekać, bo nawet nie wiem, do której sali się udać, no świat się kończy.
Przychodzi po mnie Tan. Rok temu zaczynałyśmy razem, wygląda na to, że teraz też zaczniemy. W tej samej pracy, na nowych zasadach. Jeśli oczywiście dostaniemy tę robotę. Tan mówi, że wałkowali ją godzinę, teraz czekają na mnie. Prowadzi mnie do pokoju konferencyjnego, przez szklane drzwi widzę moich przełożonych, o matko, myślę, serio będziemy rozmawiać na serio? To Tan przekonywała mnie jeszcze tego samego poranka, że te rozmowy to formalność, jesteśmy dwie, stanowiska są dwa, no nie ma innej opcji, chcą nas, tylko trzeba dopełnić formalności. Teraz Tan wygląda jak ktoś, kto jest potwornie zmęczony i doprawdy sam nie uwierzyłby sobie drugi raz na słowo.
Pytają mnie, dlaczego powinnam dostać tę pracę. Zaczynam się śmiać. Odpowiedź jest tylko jedna. Lubię tę robotę, a wy chyba szukacie ludzi, którzy lubią swoją pracę, prawda? Tak, prawda, ale pogadajmy o twoim doświadczeniu z ostatnich miesięcy. Czego się nauczyłam. Nad czym wciąż muszę popracować. Jak monitoruję postępy kursantów. Co robię z ewentualnymi absencjami. Szkolenia. Trudne przypadki. Jak formułuję indywidualne cele dla studentów. Zaczynamy dyskutować, bo dlaczego właśnie tak, a nie inaczej, bronię swojego stanowiska i chyba udaje mi się przekonać początkowo nieprzekonaną szefową. Prezentuję przygotowane materiały z lekcji. Gadam, gadam, pytam. Po czterdziestu pięciu minutach wypuszczają mnie, proszą, żebym dołączyła do Tan i poczekała na werdykt.
Kilka minut później stoimy w czwórkę w sali, którą traktujemy z Tan jak nasze wspólne biuro, czując się jak na planie The Great British Bake-Off lub innego Master Chefa. Pytanie, kto odpadnie. Zamiast tego, szefowa śmieje się i mówi, że wita nas w gronie zatrudnionych na stałe lektorów koledżu.
Dostałam pracę, ludzie. Tą samą, co rok temu.
Congratulations!
Ale na stałe? Czyli za rok przesłuchania nie będzie?
I gratuluję!
Ale tym razem na stałe, tak?;) gratulacje
Brawo!
Niesamowite, jak wiele wydarzyło się przez ten rok 🙂
Gratulacje!!!
Super 🙂 Wszystkiego najlepszego na … starej drodze zycia!
Dziękuję! 🙂
No nie będzie, nie będzie… Myślisz, że będę za tym tęskniła? 😉
Tak, wygląda na to, że dobiłam do swojej przystani. Wreszcie! Po prawie sześciu latach tutaj to najwyższy czas! 😉
Dzięki! I tak, niby to tylko rok, a znów jesteśmy w innym miejscu. Ale jeśli to tylko takie zmiany, to ja jestem na tak – niech się dzieje! 🙂
Dzięki! 🙂
🙂 Dziękuję, w sumie fajnie jest zaczynać nowe na starych śmieciach!
Nie znoszę rozmów kwalifikacyjnych 😉 Gratuluję Ci, że przebrnęłaś przez kolejną – i to uwieńczoną sukcesem 😉
Gratulacje 🙂 Stały etat już porządnie oblany… tfu, znaczy wyświętowany kulturalnie? 😉
Dziękuję, ja też za nimi nie przepadam! 🙂
Tak, obla… tfu, wyświętowany bardzo kulturalnie! 😉
Gratulacje!!!
Dziekuje pieknie!