a) rozmowy o pogodzie naprawdę zaczynają być ekscytujące, gdyż istnieje prawdopodobieństwo, że następnego dnia firma ogłosi stan klęski żywiołowej
b) uczniowie otwierają w trakcie zajęć okna i robią zdjęcia
c) ludzie dowiadują się o istnieniu zjawiska opon zimowych
d) niektóre Mamuśki donoszą, że Polsat i /lub TVN informują o stanie zagrożenia opadami śniegu na Wyspach
e) wiesz, że niezależnie od tego, co wydarzy się dalej, będziesz musiał o tym napisać (na blogu, na portalach społecznościowych, w kartach świątecznych i w mailach)
Poprawne odpowiedzi: a, b, c, d, e. (Jak Wam poszło?)
A w zasadzie dodałabym jeszcze jedną prawidłową odpowiedź:
f) po niemal sześciu latach na emigracji zaczynasz rozumieć ten szał i sam w niego wpadasz
Zaczęło padać w piątek, kiedy ruszałyśmy z Fruzią spod Piątej Chatki do Różowej. Tak bez ostrzeżenia zaczęło i natychmiast solidnie. Grube, puszyste płatki z zawrotną prędknością lecące na przednią szybę Mikruski wprawiły mnie w osłupienie.
– Matkobosko, śnieg pada! – wykrzyknęłam zdumiona. – Fruziu, śnieg, no świat się kończy!
Dziecko również wpadło w ekstazę pomieszaną z lekkim niepokojem.
– Mummy, look! LOOK! – krzyczała z fotelika.
Biedactwo, nawet nie była w stanie nazwać tego czegoś lecącego z nieba, co świadomie oglądała w swym życiu tak naprawdę po raz pierwszy. (Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, kiedy Fruzia wciąż była bejbikiem, też śnieżyło. Jednak zanim dotarło w okolice chodnika, zamieniało się w wodę.)
– LOOK!
Śnieżyca trwała całą drogę do Różowej, czyli jakieś 30 sekund. A może 45, bo przecież w taką zamieć człowiek jedzie naprawdę wolno.
– Ciągle pada? – pytał podekscytowany personel Chmurki.
Niestety. Czułam się jak posłaniec przynoszący złe wieści i czekający na skazanie z natychmiastowym wykonaniem wyroku.
Popadało jeszcze chwilę w okolicach jedenastej am, kiedy to grupa moich nastolatków porwała się z ławek i rozpoczęła uwiecznianie śniegu na fotografiach. Pomna swych doświadczeń z ulotnością takich chwil zachęcałam ich jeszcze do nagrania filmików oraz wykorzystania przerwy na uważne przyjrzenie się białemu puchowi. Na pytanie dlaczego, odpowiadałam, że nigdy nie wiadomo, czy następnym razem nie będą pokazywać śniegu swoim dorastającym dzieciom. Z braku żywych dowodów – właśnie na tych nagraniach.
Ale dopiero w niedzielę przeżyliśmy prawdziwą zimę. Śnieg nie tylko dobijał do podłoża, ale do tego postanowił nie topnieć – liczę, że jesteście w stanie wyobrazić sobie powagę sytuacji. Mikruska wyglądała uroczo w nowym, śniegowym outificie. Rudolf zwariował w ogródku ze szczęścia. Fruzi, kiedy już odzialiśmy ją w narciarskie spodnie i kalosze, zapowiedzieliśmy, że to historyczny dzień, niech więc lepiej się dobrze bawi, coby zdjęcia wyszły instagramowo. (Jeśli ktoś zastanawia się: a) kto przy zdrowych zmysłach kupuje dziecku w Krainie Deszczu spodnie narciarskie, jeśli nie wybiera się na narty lub b) co to za dziwny zestaw: kalosze + rzeczone spodnie; odpowiadam co następuje: a) spodnie otrzymała Fruzia od podrosłego potomstwa Niemieckiej Szwaczki, przy czym przeleżały one w schowku na odzież-w-zasadzie-nieużywaną-ale-może-zdarzy-się-cud półtora roku, czekając na swoje pięć minut; b) no przecież chyba nikt nie podejrzewa mnie o kupowanie dziecku w Krainie Deszczu kozaków?)
Kiedy już wreszcie wytarabaniliśmy się z Piątej, Fruzia była lekko shocked. (To jedno z jej ulubionych słów, które nieodmiennie wprawia mnie w stan rozbawienia. Tym bardziej, że to znów misiowa mama najczęściej jest shocked.) Nie wiem do końca, czy to ten śnieg, czy może te wszystkie kaftany bezpieczeństwa krępujące jej ruchy, fakt jest jednak taki, że przez kilka minut dziecię kontemplowało nowy pejzaż bez jakiegokolwiek ruchu lub emocji. Już się nawet bałam, czy to nie koniec zimowego szaleństwa, szczęśliwie jednak Tasmana odblokowało. Szybciej niż na urodzinach Albiego.
Próbowałyśmy ulepić bałwana, ale Fruziak nie mógł pojąć, że trzeba cierpliwości, zanim mała kulka stanie się podstawą bałwana. Z satysfakcją rozbrajała więc każdą, którą usiłowałam powiększyć.
Próbowałyśmy rzucać się śnieżkami, ale Tasman nie mógł odkleić swoich kulek od rękawiczek, w związku z czym wyglądała jak trzepoczący skrzydłami pingwin.
Sanek nie miałyśmy, bo przecież… kto kupuje sanki w Krainie Deszczu?
Zostało nam więc bieganie (za Rudolfem) i taplanie się w kałużach. Takich na wpół zmrożonych kałużach sięgających Tasmanowi powyżej kostek. A nie mówiłam, że kalosze i spodnie narciarskie to dobry zestaw? (Mamuśka, uważnie obejrzawszy nagranie z zimowiska, zapytała podejrzliwie: – A jakie ona miała buty, że tak pozwoliłaś jej brodzić w tej wodzie? Przewidziałam to pytanie. 1:0 dla mnie, Mamuśko!)
W poniedziałek rano jechałam do pracy z resztkami zmrożonego śniegu na masce (Mikruski, nie swojej), a po południu natknęłyśmy się z Fruzią na dwa uparte bałwany kurczowo trzymające się zielonego jak w marcu trawnika, ale to były ostatnie oznaki białego szaleństwa w Deszczowej Krainie. Zima trwała prawie całą dobę.
Będziemy mieli co wspominać z wnukami przy kominku.
boszeńku, to i tak nadal macie odnotowane więcej śniegu niż ja na Tarchominie. Bez śniegu ta pora między bezbarwnym schyłkiem lata a kolejną wiosną tu na Mazowszu jest dla mnie upiornie niefajna. tylko śnieg potrafiłby rozświetlić mrok poranka i popołudnia.i podnieść poziom tych tam serotonin czy endorfin.czy czegobądź, co człowieka z rowu mariańskiej smuty podniesie. niech w końcu i u nas spadnie i nie stopnieje. a drogowcy sobie #itakporadząalboinie. uściski dla Was oprószonych "Ś". b.
To sie pochwale, ze u nas, w dalekiej Hameryce, spadlo tak z 20 cm sniegu w sobote i sie utrzymalo! I nawet dzisiejsze +3 oraz deszcz calkowicie go nie zmyly. Szok! Moje Potworki mialy radoche jak cholera! Ja tez, bo w koncu wyprobowalam sniegowce kupione jeszcze w pazdzierniku! 😉
U nas też przez jeden dzień padało i była przepiękna biała zima i nawet udało się sanki wyciągnąć i śnieżkami porzucać. Tymon był bardzo zdziwiony…
Slowem zima Was zaskoczyla i zanim pozbieraliscie szczeki to juz sobie poszla:)) U mnie tez jednego dnia padal snieg i podobnie zanim napadal to juz go nie bylo. A tak bylo ladnie przez ten jeden dzien.
Ha mnie zaskoczył mróz dzisiaj rano, nawet udało nam się w poślizg mały wpaść, a do tego w drodze do pracy zaczęło sypać, więc myślę sobie ZIMA!!! A tu dupa blada, bo już po śniegu, po mrozie i słońce świeci 😉
Oglądałam ten armagedon, który spowodował snieg na Wyspach, zamknięte lotniska, odwołane loty, ale podejrzewam, że japonek z gołych nóg nie zdjęli na tę okoliczność 😉
Nikt! Nikt nie kupuje dziecku kozakow, wiec z nostalgia wspominam, gdy wynioslam kiedys z wyspiarskiej wyprzedazy trzy pary ecco za zawrotna sume dwudziestu funtow! Dynia juz wyrosla. Biskwit nadal uyzwa 😛 Znakomita inwestycja.
Och, a ja serio myślałam, że już nigdzie, wliczając Saharę, nie ma mniej śniegu niż u nas! Jeśli jeszcze spadnie trochę w tym dziesięcioleciu, to przysięgam, że zamrożę i trochę Ci podeślę. A tymczasem odsyłam jedynie uściski, może z tego rowu trochę Cię podniosą 😉
Śniegowce! Ach! Się mi właśnie zamarzyło szusowanie po stokach narciarskich! (Nie żebym w realu potrafiła coś poza oślą łączką, ale w marzeniach potrafię.) Trzyma się jeszcze?
Ciekawe, czy za rok Tymon i Fruzia będą coś z tego śniegowego doświadczenia pamiętać 😉
Mam cichą nadzieję, że jeszcze śnieg wróci, choćby na jeden dzień, ale pewnie się nie doczekam. Cóż, dowód w postaci zdjęć jest! 🙂
Jeśli na Wyspach ludzie przestaną nosić japonki, to dopiero będzie armagedon! 🙂
Zawału chyba dostanę, jeśli kiedyś wpadnę w poślizg. Dlatego przemawiam czule do Mkiruski, coby mnie chroniła przed takimi incydentami. Głęboko wierzę, że rozumie:-)
Ha! Kupiłaś, czyli jednak mimo wszystko próbują sprzedawać! – zakładam, że jedynie nowo przybyłym 🙂