Zawsze gdzieś w środku każdego takiego poranka, jeszcze na długo przed wyjściem z Piątej, zastanawiam się, czy czegoś lub o czymś nie zapomniałam. No wiecie, o czymś tak spektakularnym jak moja koledżowa karta otwierająca wszystkie drzwi i uruchamiająca drukarki. Albo o kolczykach, bo bez kolczyków to tak trochę jak nago. Albo o stosie materiałów dla uczniów, bez których lekcja idzie się paść na łące. Odhaczam więc w głowie wszystkie punkty i dopiero wtedy ruszamy z Fruzią na podbój dnia.
A dziś to ja podbiłam swój dzień wzorowo.
W połowie zajęć jak zwykle zarządziłam przerwę. Zostawiłam w klasie tę część grupy, która nie rozpierzchła się po budynku na hasło 'przerwa’, odwiedziłam drukarkę, coś tam pokserowałam, po czym zrelaksowana – wszak to środa, połowa drogi do weekendu – udałam się do łazienki. Weszłam, spojrzałam w lustro i padłam.
Ale tak dopiero po trzech, czterech sekundach.
Bo w pierwszej zauważyłam, że coś jest nie tak.
W drugiej uznałam, że nie tak mocno dotyczy mojej bluzki.
W trzeciej zlokalizowałam szwy na rękawach.
A w czwartej ogromną białą metkę na swoim prawym boku.
Założyłam bluzkę na lewą stronę, paradowałam w niej od rana po korytarzu, a najgorsze jest to, że przez tę metkę nie dało się tego pomylić z żadną inną ekstrawagancką wersją czarnego jak smoła wdzianka.
Cóż było robić. Przebrałam się i uśmiałam jak norka, bo w miniony poniedziałek, na szczęście po wyjściu z pracy, wchodząc do samochodu, podarłam spódnicę, robiąc w niej dziurę wielkości pięści. A potem wróciłam do klasy, bez słowa wskazałam na swoją bluzkę, a kiedy zobaczyłam, że moje Syryjki wiedzą, o co chodzi, wypaliłam z udawaną pretensją w głowie, że za takie numery następny test będzie oblany.
– Nie wiedziałyśmy, czy ci mówić, czy nie – rechotały.
W sumie też bym się zastanawiała, czy sprzedawać takiego newsa zbyt szybko 😉
A najciekawsze jest to, że kiedy męska część grupy wróciła do klasy i usłyszała o mojej wpadce, okazało się, że oni nic nie zauważyli. Nic. Ani szwów wielkich jak czołg, ani jeszcze większej białej metki na czarnym materiale. Nic!
Faceci.
Faceci, to tlumaczy wszystko.
Lata temu zaspalam i tak wlasnie w pospiechu wybieralam sie do pracy, wyskoczylam z sypialni i pytam Wspanialego "jak wygladam?" na co oczywiscie uslyszalam "dobrze". Na szczescie pracowalam w sluzbowym fartuchu, ale w tym ubraniu paradowalam po ulicy i w metrze, a wygladalam jak dorodna kaszanka:)))
Dla mojego meza to bylo dobrze 😛
Widocznie mysleli ze to taki fason 😉 🙂 Mój Mąż też nigdy nic nie widzi dla niego wszystko zawsze gra 🙂 i już obserwuje to u mojego Synka. On tylko plamy widzi nawet jeśli są one od wody wtedy koniecznie musi się przebrać. A z tym wylewaniem to jakbym Gwiazde widziała robi dokładnie to samo.
Bo jesteś piękna dla Niego we wszystkim 🙂
Jednak kobiety to kobiety, moja Kasia ostatnio podchodzi do mnie i mowi: Mamuś, a ty masz dzidziusia w brzuszku? Bo zobacz masz taki duży na dole… Kochać czy zabić?
Mój też by nie zauważył! 🙂
Czyli jednak naprawdę się różnimy, ha ha ha! 😉
Zrobić trzecie! 🙂 :-*
PS. Kochana, próbuję wejść na Twój blog, ale pokazuje mi się komunikat, że o usunęłaś. Czy to prawda???