Dopiero po wyjściu orientuję się, że w zasadzie nie wiem, jaką rolę przydzielono Fruzi. Zaczynam więc podpytywać w domu:
– Fruziu, a kim będziesz w jasełkach?
Wiem, że kimś lub czymś będzie na pewno. Cała grupa jest zaangażowana i żadne z dzieci nie zostanie pominięte.
Młoda patrzy na mnie pytająco.
– Ha?
– W jasełkach – mówię raz jeszcze.
Fruzia marszczy czoło, jakby chciała zapytać, czy dobrze się czuję.
– Nativity – powtarzam w tutejszym narzeczu. – Będziesz brała udział w Nativity?
Jak mogłam pomyśleć, że zrozumie jasełka, jeśli słyszy to słowo prawdopodobnie po raz pierwszy w swym świadomym życiu? Choć w próbach do innych brała już czynny udział jako niespełna dwulatka.
– Yes!
Trafiony zatopiony.
– To kim będziesz? – ponawiam pytanie.
– Don’t know.
Hmm.. Jak by tu…
– No wiesz, będzie Maria, Józef, Dzieciątko Jezus… a ty?
Znów to dziwne spojrzenie.
– You know… Mary, Joseph, Baby Jesus… – plotę w nadziei, że to pomoże.
Null. Zero. Nothing.
W końcu Fruzia rzuca podekscytowana:
– Sydney is a ghost!
Wooohoooo, zapowiada się ciekawie. Choć duch w jasełkach i tak nie przebije Spidermana z „Love Actually”.
– To super, a ty? – łapię się tego skrawka, który mi rzuciła.
– Don’t know.
Wieczorem rozmawiam z Inżynierem.
– … muszę podpytać jutro Wendy, bo niczego się od niej nie dowiem. Ani Mary, ani Jesus nie pomogli, Fruzia chyba myśli, że ja zwariowałam.
Inżynier patrzy na mnie rozbawiony. Widocznie on też tak czuje.
– Ona nie może być Mary, ona musi mieć akcję w roli.
(Cóż, w naszej patchworkowej rodzinie akcja porodowa niespecjalnie przemawia do naszej zbiorowej wyobraźni.)
– Masz rację. Pewnie będzie jakąś burzą pustynną.
– Albo dzikiem.
Rano pakuję Fruzi torbę do przedszkola. Przypominam sobie, że muszę wypełnić świstek z przedszkola dotyczący liczby wejściówek na jasełka i zamówienia nagrania z występu Lucasów. Jeszcze raz, tym razem na spokojnie, czytam cała ulotkę. A tam jak byk (lub dzik) stoi, że Lucasy opowiedzą historię Rudolfa, a Fruzia – ach, jak mogłam to przeoczyć! – będzie jednym z reniferów w zaprzęgu Śniętego.
– Będziesz reniferem! – rzucam radośnie.
Zupełnie jakby właśnie otrzymała Oscarową propozycję nie do odrzucenia.
– Yes! And John is Santa! – cieszy się Fruzia.
Głównie pewnie dlatego, że mama przestała bredzić o jakiejś Marii.
– Ooo! – cieszy się Inżynier. – Całkiem adekwatna rola!
I nawet głównego bohatera możemy im pożyczyć na ten jeden wieczór.
Fruzia-Gwiazda :-D.Rudolf Gwiazda 😀 .
I dla mojej własnej osoby już brakuje błysku fleszy! 😉