Boże i Karmo, jak ona ochoczo pędzi do klasy! Z jaką brawurą przerzuca przez ramię bordową torbę na książki i jak nonszalancko udaje nastolatkę, która udaje dorosłą! Jakaż duma ją rozpiera, kiedy przychodzi jej kolej na zamawianie lunchu – jeden klik we własną facjatę, drugi w hot doga lub makaron (bez podpowiedzi, gdyż ona szóstym zmysłem czuje, kiedy jest dzień makaronu), a potem trzeci w kasę i już zamówienie złożone, można pędzić po plakietkę ze swoim imieniem, aby ogłosić światu, że oto Fruzia Fruzińska dziś też jest obecna w szkole. Po południu, kiedy wraz z innymi rodzicami okupujemy plac poboru nieletnich, widzę to nasze Białe Kudło tłoczące się wśród równie niecierpliwych Truskawek przy klasowych drzwiach. Kiedy złapie mój wzrok, szczerzy się od jednego ucha do drugiego i wyraźna ulga maluje się na jej twarzy, zupełnie jakby poszukiwania jednego z nas przy truskawkowej szybie trwały już od dobrych kilku godzin. Zaprawdę powiadam Wam, Fruzia kocha swoją szkołę.
Ale sielski spokój w domu to już jakby mniej.
Poranki przekształciły się w czas intensywnych negocjacji z użyciem wszystkich możliwych chwytów; popołudnia w pole minowe, które próbujemy przemierzyć z nic nie wartą nadzieją, że jeśli będziemy stąpać rozważnie, to oszczędzimy choć jedno życie. Error, error, ERROR! – wyświetla co chwilę podstępny los. Zapalnikiem do Oskarowej roli dramatycznej jest wszystko – jogurt, który chciała, ale przecież nie ten, prośba, żeby się przebrała, bo ileż można się ubierać i rozbierać w ciągu dnia, pytanie, czy chce najpierw zjeść obiad, bo przecież głodna była, ale już nie jest i jako rodzice powinniśmy to wiedzieć… ale nade wszystko najbardziej wybuchowym zapalnikiem są poranne rzeczowniki. A konkretnie to rajstopy, skarpety, buty i włosy.
Och. Rajstopy. Ja to nawet rozumiem, bo sama nie znosiłam nosić rajstop. Drapały i kłuły, a w ogóle to ściągały się i marszczyły. Udręka jakich mało. Obawiam się jednak, że Fruzia nie docenia zmian, jakie zaszły w przemyśle rajtuzowym na przestrzeni ostatnich 30 lat i za nic ma moje opowieści o tym, jak to kiedyś było gorzej i dlaczego ty właściwie, drogie Białe Kudło, nie doceniasz osiągnieć tej rewolucji przemysłowej?! Dobrze, niech tam, rajstopy pojmuję. No ale żeby skarpety też? Żeby wszystkie (oprócz grubych, czerwonych, you know – Christmas ones!) bolały? Żeby wszystkie (oprócz wiadomych) zostawiały siniaki, krwiaki i popękane kości na delikatnych stopach Kryśki Jandy? O butach nie wspominajmy, nie budźmy wilka, który niedawno zasnął… To wszystko o pomstę do nieba woła, to jest dręczenie dzieciątek, rzeź niewiniątek, które do szkoły powinny biec jak je Bóg i Karma stworzyli, po zielonej łące jak radosne zające…I koniecznie z rozwianym włosem, bo włosy też bolą. Szczotka boli. I gumki. I spinki. I dotyk mój też. A czasem to nawet fantomowa kitka.
Zwołaliśmy więc naradę rodzinną w trybie pilnym, na którym to posiedzeniu ustalono co następuje:
a) Fruzia jest nieziemsko zmęczona
b) my jesteśmy nieziemsko zmęczeni
c) zróbmy z tym coś ORAZ
d) sorry, Rudolf, ty wyglądasz na wypoczętego i przytytego, więc nie licz na dodatkową miskę.
Następnego dnia Amanda, mój pracowy anioł stróż, z szerokim uśmiechem wręczyła mi dwie kartki z wiele mówiącymi hasłami – Get up, Cuddles, Breakfast, PLAYTIME…
– Właśnie pozbierałam moje kserówki z drukarki… Domyślam się, że te należą do ciebie? – zapytała. – Znam to, też przez to przechodziłam – dodała, mrugając porozumiewawczo.
Mówiłam, anioł stróż.
Po powrocie do domu zabrałyśmy się z Fruzią ochoczo do pracy. Mówiąc szczerze, powątpiewałam w powodzenie projektu, sądząc, że plakat okaże się dokładnie taką samą dekoracją pokoju jak buźki wyrażające różne emocje, wiszące od kilku miesięcy na klamce Fruzinej sypialni.
– Jak będziesz zła i nie będziesz miała ochoty z nami rozmawiać, to pokaż nam wściekłą buźkę zamiast trzaskać drzwiami – zaproponowałam któregoś pięknego dnia. – A jak będziesz bardzo, bardzo zła, to biegnij po żółtą poduchę i boksuj w nią ile sił zamiast rzucać butami.
Adopcyjne szkolenia uczyniły ze mnie mistrzynię rozwiązywania konfliktów. Niestety, tylko w teorii. Buźki działały jedynie wtedy, kiedy Fruzia ćwiczyła mini dramy do głównych występów, zaś poduszka zakurzyła się w kącie, no bo ona jest tylko „when I’m really cross!”, zaś kiedy Fruzia była „really cross!” poduszka masakrycznie wzmagała owo bycie. Sami więc rozumiecie, dlaczego mój osobisty optymizm w tej materii nie sięga zbyt wysoko. COŚ jednak trzeba było zrobić, choćbyśmy tą kampanią mieli uratować zaledwie jeden poranek. (No bo nie przesadzajmy – uratować poranek ORAZ popołudnie to już mieć tupet się nazywa!)
Nawet Inżynier był pod wrażeniem naszej pracy (przerwanej tylko jednym wybuchem emocji). Dałyśmy z siebie wszystko. Ona przyklejała etykiety, ja szkicowałam (ekhm!), ona kolorowała, razem debatowałyśmy nad tym, co i w jakiej kolejności. Pierwszego testowego poranka po każdym wykonanym zadaniu z entuzjazmem pędziła do plakatu przyklejonego na wysokości jej oczu, żeby sprawdzić, co teraz.
– What now, mummy, what now? – pytała, próbując rozszyfrować znaczenie wyrazów.
Przy rajstopach nastąpił kryzys, ale wówczas do akcji wkroczył Inżynier.
– Hmm… skoro tak bolą te rajstopy, to może posmarujemy stopy kremem przeciwbólowym? – zastanawiał się głośno uczeń Krystyny Jandy.
Kremem o właściwościach znieczulających okazał się mój osobisty krem na dzień. Nivea może działa na Dziadka Dyrektora, ale nie na Fruzię, no skąd, ona potrzebuje czegoś naprawdę mocnego i zdecydowanie droższego. Przy włosach, śpiewając przerobioną na fryzjerski hit pieśń o szczotce i paście, zaczęłam widzieć światełko w tunelu.
– Cuddle time! – zarządziłam, kiedy obie stałyśmy już w przedpokoju w kurtkach.
Inżynier otworzył szeroko ramiona, czekając na codzienną porcję przedpracowych rodzinnych uścisków.
– We already have! – wywróciła oczami Fruzia, nie ruszając się z miejsca.
No tak, Cuddles to druga pozycja na liście, zaraz po Get up. Zapomniałam o tych przed wyjściem z domu.
– Ale to były takie cuddles na dzień dobry – próbowałam wyjaśniać. – Teraz potrzebujemy cuddle time na resztę dnia, bo bez tego nie damy sobie rady. Pędź do taty z buziakiem!
Fruzia rzuciła się w stronę Inżyniera, wrzeszcząc na całą chatę:
– Daddy, daddy, it’s Buziak Time!
Poprawiłyśmy plakat, Buziak Time dołączył do drużyny. Kampania działa od tygodnia. Rajstopy nadal bolą, nie myślcie sobie, wszak prawdziwego bólu nie zlikwiduje ani kawałek kolorowego papieru ani nawet krem matki. Pomogło też chodzenie spać godzinę szybciej niż dotychczas. Ale tak naprawdę sukces leży zupełnie gdzie indziej…
Ten PLAYTIME wetknięty między Włosy a Buty to posunięcie godne najlepszych motywacyjnych kołczów!
Pomysłowe!A plakat przepiekny(przypomina mi to kontrakt z pracy też takie podobne robiliśmy tylko woleli już tylko pisać albo wyklejac nie rysować z harmonogramem dnia, i z tym o wolno i nie wolno ). A jeśli chodzi o rajstopy to znam ten dramat z autopsji mojego Synka też gryzly i do tej pory gryzą-kalesony odpadają woli w pupę zmarznac.. A z Gwiazdeczce kupuje rajstopki z postaciami z bajek np ELSA., Merida, kwiatki, księżniczki i jakoś akceptuje. – może Fruzi też takie podpasuja i bedzie chciała nosić?. A Gwiazda jak się wkurzy też rzuca butami i tym co Jej się nawinie chciałam żeby się przytulala wtedy do jakiejś zabawki, podusi (toJa wycisza) ale nie da rady wszystko laduje poza rękami. Musi jej przejść ten foch. Buźka
No właśnie do tej pory nie było problemu z rajstopami i skarpetami, bo Fruzia sama wybierała, co ma na stopach. Mnie było wszystko jedno, byle dostosowane to było do pogody. Teraz niestety są wymogi w postaci mundurku, do sukienki muszą być gładkie rajstopy w określonym kolorze i określony rodzaj obuwia. Wydawało mi się, że kupiłam dość przyjemne w dotyku, ale okazuje się, że nie. Szperam teraz po internetowych sklepach z ciuszkami dla dzieci z nadwrażliwością na takie kwestie, bo zaczynamy przypuszczać, że to może o to chodzić… Heh, z fochem to rzeczywiście tak jest. Rzadko kiedy coś działa, jak już przyjdzie. Można jedynie gimnastykować się, żeby mu zapobiec, ale serio, nie zawsze mamy ochotę, siłę i czas na akrobatykę tuż przed wyjściem z domu 😉 Samo życie 🙂
Ten plakat to szczyt naszych możliwości artystycznych! 😉 Buziaki!