Piszę do Ciebie najczęściej w głowie. W namacalnej rzeczywistości nie starcza mi już czasu ani sił na przełożenie tych słów na papier. Widzisz, bo z Drugimi tak już jest, że Pierwsze już na starcie zabierają im część uwagi, którą w odwróconych okolicznościach mieliby tylko dla siebie. Pocieszam się, że to normalne – a przecież uczono nas, że Wy, kosmiczne dzieci z chmur, lubicie mainstream – i że ja też jestem Druga, a jakoś nigdy nie narzekałam na brak rodzicielskiej atencji. Co więcej, Mamuśka Moja, a Twoja Babka, z niejaką zgrozą przyjęła wieść o drugiej ciąży i zastanawiała się, czy przeżyje drugi poród, skoro z pierwszego ledwie uszła z życiem… My chcieliśmy Ciebie, zanim jeszcze Fruzia pojawiła się na tym świecie, pamiętaj o tym. Nasza Strażniczka, zapytana o to, kiedy możemy rozpocząć proces adopcyjny numer dwa, miała dość dziwną minę. To było tego dnia, kiedy wspólnie świętowaliśmy nadanie nazwiska Fruzi Fruzińskiej. Już wtedy myśleliśmy o Tobie, wiesz?
Ale przyznaję, że kiedy dobrnęliśmy do tych drugich wrót, uznaliśmy chyba zbyt lekko, zbyt pochopnie i zbyt szybko, że po prostu się staniesz. Tak jak większość Drugich, przyjdziesz na świat pomiędzy jedną wyprawą Fruzi na soft play a jej którymś z kolei wkładaniem nieszczęsnych rajstop na nogi. Tak właśnie przecież pojawiają się dzieci, Drugie dzieci. Temat oswojony, powinno nawet mniej boleć, bo przecież been there, done that, żebyśmy tylko nie zapomnieli zrobić jednego pamiątkowego zdjęcia, bo jakże to tak, fotografiami Pierwszej upstrzone są wszystkie zapasowe dyski, żebyśmy tylko nie zapomnieli upamiętnić pojawienia się Drugiego zanim zrobi się za duży na bejbikowy outfit. Przyznaję, że czekało nam się dość spokojnie z krótkimi przerwami na niespokojne zerkanie w stronę kalendarza.
A potem był lipiec. Tamtego dnia, dokładnie tamtego dnia, kiedy Twój Dziadek Dyrektor rozpoczął walkę o życie, jeden całkiem nowy życiorys stanął przed naszymi oczami na ekranie monitora. Nie mogliśmy zbyt długo go podziwiać. Wiedzieliśmy, że to nie Ty, bo nie chcieliśmy targować się z sumieniem i myślami. Wiele długich dni później próbowaliśmy odnaleźć Cię w twarzach małych chłopców i dziewczynek, po raz kolejny szukając znaku, czegoś, co powie nam, że to na pewno Ty. Myślałam, że to już dawno za mną, że jestem bardziej racjonalna niż byłam wtedy. Wszystko urywało się szybciej niż na dobre się zaczęło. Nigdzie nie mogliśmy dopatrzeć się Ciebie.
Trzynastego września w piątek zobaczyliśmy Cię w jednej pyzatej buzi po raz pierwszy.
Wciąż nie wiemy, czy to faktycznie Ty, czy już możemy Cię nazwać, wyobrażać sobie Ciebie w tym pokoju, który Fruzia zaanektowała na własne potrzeby (tylko do Twojego przybycia.) Chociaż wiesz … już sobie wyobraziliśmy. A może przyjdzie mi wiedzieć Ciebie w drugiej i trzeciej małej twarzy? Czwartej, piątej… Może to wcale nie ta, którą widzę codziennie na ekranie monitora? Chciałabym wiedzieć, że to na pewno Ty. Bardzo bym tego chciała. Ale nie wiem.
Wiem natomiast, że bardzo się myliliśmy sądząc, że pojawisz się lekko, niepostrzeżenie i szybko. Że tym razem będzie łatwiej. To już prawie dwa lata od tamtego wieczoru. Wiem jednak, że spotkamy się niebawem, choć i to w ostatnim czasie stało pod znakiem zapytania.
Rodzisz się w bólach, Mały Człowieku. Taki czas, takie okoliczności.
Ale widocznie tak właśnie ma być.
Zdjęcie: Sathyatripodi z Pixabay
Dzieci pojawiają się kiedy najmniej się ich spodziewamy.. Albo kiedy jesteśmy zrezygnowani.. (jak było w moim przypadku po staraniach miałam dość i wtedy stał się cud :-). Jestem pewna że niedługo się spotkacie. Będziecie fantastyczna rodzinką 2 plus 2
Ale te nasze to juz testuja nasza cierpliwosc na maksa!😂💓💓
Domyślam się! Te dwa lata starań o Gwiazde ciagnely mi się jak spaghetti 😂
Przytulam i czekam razem z Wami 🙂
To się nazywa rodzicielska cierpliwość 🙂