Co za dziwny czas.
Ojciec Dyrektor przebił dotychczasowe czternaście dni w domu, w dodatku linią ciągłą, ponownie wstał z łóżka, przespacerował się kilka razy po mieszkaniu i jest na fali wznoszącej. Tymczasem coronavirus wypłoszył mu zespół opiekuńczy, w tym rehabilitanta, zamknął wszystkich Rodziców w domach na trzy spusty, każe czekać i mieć nadzieję.
Boris Johnson nie widzi potrzeby zamykania szkół, ani zresztą czegokolwiek innego. Business as usual to nie slogan, to codzienność za naszym oknem. Puby przepełnione, markety uliczne mają się nieźle, w sklepach podobno różnie bywa, ale nasze nie wyglądają, jakby czegoś im brakowało. Może oprócz żelu do rąk. Inżynier został oddelegowany na zakupy i twierdzi, że gdyby nie wiedział, co się dzieje w innych zakątkach Europy, być może sam dałby się nabrać na to, że wszystko jest w porządku. Suche liczby w UK brzmią zdecydowanie groźniej niż w Polsce – ponad 1300 zakażeń i 35 ofiar śmiertelnych, ale delay phase, na równi z plakatami 'myj ręce’, ma nas uratować. Nas, to znaczy młodych, bo przecież 'coronavirus zagraża tylko starszym’. Mam nadzieję, że wyczuwacie tu smutek i sarkazm.
Robimy, co możemy, aby stosować się do polskich wytycznych, skoro angielskich brak, ale czas jest doprawdy niesprzyjający. Jutro rozpoczynamy wizyty u Pyśki, czekają nas intensywne trzy tygodnie poza domem z Fruzią na pokładzie. Pracownicy adopcyjni na razie nie wspominają o coronavirusie. Dotąd moje głowa zajmowała się jedynie pytaniami o transition, o Pyśkę i jej więź z Fostersami, jak ona to przeżyje w kluczowym momencie. Aktualnie klepiemy się po plecach, zapewniając siebie nawzajem, że w ogóle dotrwamy do końca. Mój urlop się rozpoczął, on poukładał wszystko w pracy, Pyśka rośnie, nie możemy tego przerwać. A skoro tak, to… nie wolno nam się nawet przeziębić!
Nagrywanie radosnego filmiku dla Pyśki, której teraz będziemy wyskakiwać z lodówki i z łóżeczka nawet wtedy, gdy nie będzie nas blisko, okazało się lekko schizofrenicznym przedsięwzięciem w takich okolicznościach przyrody. Jak dobrze, że jest Fruzia, która zgrabnie przejęła rolę pierwszoplanową od pierwszego zdania:
– Hello, Pyśka! I’m your big sister!
Trzymam kciuki za Was wszystkich, za Waszych bliskich i … za nas samych. Wy natomiast trzymajcie się ciepło w domach, a jeśli zmuszeni jesteście pracować, dbajcie o siebie. Jeśli każdy włączy zdrowy rozsądek i myślenie, miejmy nadzieję, że uda się zminimalizować zagrożenie.
Musi się udać.
PS. Wiem, że większość z Was ma problem z komentowaniem, ja sama tego ostatnio doświadczyłam (na własnym blogu!). Problem jest zgłoszony, administrator strony próbuje go rozwiązać. Jeśli jeszcze nie zauważyliście, możecie nas znaleźć na facebooku, tam wszystko działa i tam jestem codziennie.
Zdjecie: Arek Socha z Pixabay
Wy również o siebie dbajcie! Pozdrawiam
No dobra, sprobuje tutaj. Moze administrator juz cos zdzialal. 🙂
Wiem, ze w koncu i u Was wszystko pozamykane. Nie wiem czy to dobrze, czy niedobrze. U nas jak w poniedzialek oglosili zamkniecie restauracji, barow i silowni, 10,000 ludzi zlozylo podanie o zasilek dla bezrobotnych. W samym naszym malutkim Stanie! :O Kalifornijczycy od dzis maja zakaz wychodzenia z domu, oprocz najpilniejszych potrzeb. U nas, M. poki co pracuje, ja probuje pracowac z domu, ale ze kapital idzie z Chin, to wlasnie dowiedzialam sie, ze poki co mamy zatrzymane pensje. Takze ten, kolorowo nie jest… :/
Hej, chyba sie udalo! 😀
Wooohooo, udało się!
No nie jest kolorowo, nie jest… Każdy z kim rozmawiam jest w jakimś sensie w trudnej sytuacji i nie mam złudzeń, że szybko wrócimy do normalności. Pozostaje nam … żyć. Dobrze, że chociaż jedno z Was pracuje. Ja sama nie wiem, jak to u nas teraz będzie wyglądać, nam też się skomplikowało. Trzymajcie się!