* Jeśli trafiłaś/eś tu przypadkiem, nie trać czasu na szukanie pierwszej, bo tej nigdy tu nie było.
Jest malutka jak na te swoje dwa lata. Na metkach wciąż widnieje 12-18 miesięcy, niektóre legginsy wyglądają jak zdjęte z lalki. Wygląda jak podrośnięty, gotowy do schrupania bobas, ale w tym małym ciele kryje się spryt i rozum toddlera – zaprawdę powiadam Wam, to diabelska kombinacja potrafiąca uśpić najczujniejszego opiekuna.
Uwielbia łaskotki, gilgotki, tarmoszenie i podrzuty w górę. Śmieje się wtedy tym takim jeszcze bejbikowym śmiechem, a w oczach zapalają jej się ogniki łobuza. Bo do rozróby jest pierwsza. Włazi wszędzie tam, gdzie nie powinna. Pod tym względem mam wrażenie, że trzeba na nią uważać bardziej niż na Fruzię w jej wieku. W ciągu kilku pierwszych dni rozkręciła nam palniki na kuchence oraz piekarnik tak, że zorientowaliśmy się dopiero kilka minut później, przyłapaliśmy ją stojącą na krawędzi swojego stolika, regularnie ściągamy ją z sedesu, na którym stoi w pionie, pokolorowała drzwi i ściany oraz próbowała sforsować regał z książkami. Z wanny próbuje wychodzić sama, zadzierając małą girę na jej brzeg. Co chwilę zalicza glebę.
– Pysiaku, ja mam prawie cztery dychy na karku, chcesz mnie wykończyć? – pytam retorycznie.
Chyba zaczynam rozumieć zasadę maksymalnie czterdziestopięcioletniej różnicy wieku między dzieckiem a rodzicem w adopcji.
Zna pięć słów na krzyż, chociaż osobiście słyszeliśmy tylko dwa – car oraz pen. Do tego trzeba mieć bardzo wprawne ucho, żeby je wychwycić, bo Pyśka mówi tak, jakby powątpiewała w sens tego, co mówi. My z kolei nie wątpimy w jej możliwości wokalne, szczególnie o piątej nad ranem, kiedy oświadcza, że się wyspała.
– Ona nie płacze, ona skrzeczy – powiedział któregoś bolesnego nocoporanka Inżynier.
Przydomek Skrzeczun przyjął się natychmiast. Bo wiecie, to nie jest tak, że pojawia się upragnione dziecko i jego płacz jest jak balsam na duszę. Raczej jak sól na świeżą ranę. Ale po co ja wam to w ogóle piszę, przecież wy wiecie!
– Pysiaku, to jest noc. N-O-C. A to oznacza, że idziesz z powrotem spać – oznajmiłam.
Zawisłam nad jej łóżeczkiem, zaczęłam głaskać po głowie i przeżyłam deja vu.
Ma słabość do sprzątania. Płacze na dźwięk naszego wielkiego jak czołg odkurzacza, stoi wtedy taka bezradna i pokazuje, żeby wziąć ją za rękę, ale po chwili leci po swojego zabawkowego Dysona i sprząta obok mnie. Wciąż trzymając moją dłoń. Sumiennie szoruje też drzwi i ściany odkąd zobaczyła jak Inżynier pozbywa się jej rysunków z rozmaitych powierzchni pionowych i poziomych, czasem przyłapuję ją ze szczotką od kibla w dłoni, nagminnie z mopem i ścierkami. Obawiam się, że im większy zapał w tym wieku, tym szybciej wyczerpie swój życiowy przydział zamiłowania do porządku.
I być może dlatego też nie chce jej się używać nóg na spacerach, skoro tak się narobiła w domu… Upatrzyła sobie siedzenie szczególnie na ramieniu Inżyniera, bo tam zdecydowanie najwygodniej, i głośno domaga się brania na ręce. Ukochała też sobie spacerówkę i w zasadzie raz w niej posadzona odmawia jej opuszczenia. Postawiona na nogi ostro protestuje. Zresztą, protest to ostatnio jej drugie imię. Po uroczym pierwszym tygodniu w domu, kiedy zaczęliśmy się zastanawiać, czy wszystko u niej w porządku, bo nie można być aż tak bezproblemowym w tym wieku, Pyśka rzuciła się spektakularnie na dywan i odstawiła swoje pierwsze show w domu rodzinnym. Odetchnęliśmy. Wszystko w porządku. Mamy zdrowego toddlera, który nie przechowuje swoich frustracji na lepsze czasy, nie chomikuje traum ani nie skrywa prawdziwego oblicza. Oto ja, oświadcza wrzaskiem Pyśka za każdym razem, kiedy coś jej się nie podoba. Kolejne deja vu.
Jest bardzo niezależna, ale jednocześnie zapatrzona w starszą siostrę. Są chwile, kiedy bawią się w swoich pokojach i żadna nie ma ochoty na towarzystwo tej drugiej. Ale kiedy tylko Fruzia pojawia się z powrotem na horyzoncie z pomysłem na nową zabawę, nie trzeba Pyśki długo namawiać. Włazi do zabawkowego łóżeczka dla lalek i pozwala przykrywać się kocykiem i niańczyć. Albo obie chowają się do mojej szafy i robią mi burdel w skarpetkach i bieliźnie. Kiedy Fruzia szaleje z tatą, młoda natychmiast domaga się tego samego. Ze zdumieniem odkryliśmy któregoś dnia, że zazdrość działa w obie strony! Pyśka, która przyszła do nas z wielodzietnego, hałaśliwego domu, jest tak samo zazdrosna o Fruzię jak Białe Kudło, jedynaczka przez pięć długich lat, o nią!
– Puknijcie się w głowy – mówi do nich Inżynier, zrywając z nich boki, kiedy dwie zazdrośnice walczą o uwagę.
– Jak będziecie tak szaleć, to dokoptujemy wam jeszcze trzeciego, a wtedy to zobaczycie – odgrażam się.
Po czym szybko przyrzekam Inżynierowi i sobie, że to był tylko taki słaby żart! 😉
Je w zasadzie wszystko, choć nie wszystko zje – ot, przewrotność toddlera. Od pierwszego dnia pokochała ogórki kiszone i chrupki z polskiego sklepu. W mig nauczyła się, gdzie sa pochowane co fajniejsze przekąski i nie ustaje w próbach dostania się do nich. Wlecze krzesełko z sypialni do kuchni, przystawia do mebli i uważa, że to powinno jej wystarczyć, aby przenieść się piętro wyżej do szafki wiszącej. Albo próbuje otworzyć lodówkę. Wszystko, byle dali coś dobrego! Nawet jeśli sama nie dokończyła obiadu i jej talerz powędrował z rozmachem na podłogę, chętnie włoży głowę do naszego. Wiadomo, z czyjegoś lepiej smakuje. Na placu zabaw, kiedy wreszcie postanawia zejść z wózka, najpierw dobiera się do torby z jedzeniem.
Ma bardzo mocno zakodowaną kolejność wydarzeń w pewnych sytuacjach i reaguje nerwowo, kiedy pominiemy jakiś punkt. Smoczek musi być natychmiast po wyjściu z wanny, przed wycieraniem. Po założeniu butów domaga się kurtki, nawet wtedy kiedy jest gorąco. I nie zapomnij, matko, zasłonić rolety przed drzemką, jeśli ci życie miłe.
W domu czuje się bezpiecznie, na zewnątrz chętnie bawi się z Fruźką i jej friendsami z klasy. Na swoją własną social worker reaguje podejrzeliwością. Być może ta kojarzy jej się ze zmianą; jedno jest pewne – kiedy pojawia się w naszym domu, Pysiak traci pewność siebie i na zmianę wędruje do mnie i do Inżyniera. Nie oddala się od nas na dwa kroki.
Najbardziej lubię te wieczorne lub poranne momenty, kiedy kładzie mi głowę na ramieniu, głośno cmoka dydulcem wprost do mojego ucha i czuję, jak się uspokaja. To te momenty, kiedy wiem, że wszystko jest tak, jak powinno być.
Zdjęcie: Pixabay
Bardzo się cieszę, ze Wam się układa powodzenia!
Dzięki, kochana! Przyda nam się przy tej żywotnej dwójce 😉
Czytam i nie moge sie powstrzymac zeby nie zapytac kiedy Pysiak ma urodziny, bo cos mi to dziwnie znajomo pachnie:))
Zerknij na blogowego maila! 🙂
Rzec by można rodzinna sielanka 🙂 Wreszcie wszystko na swoim miejscu 🙂 No prawie! Pysiak musi poznać resztę Familii 🙂
No i z tym będzie właśnie najtrudniej… Ale nic to, nadrabiamy na ekranach i uwierz mi – na widok dziadków mała natychmiast zaczyna wesoło do nich machać! 🙂
Cześć, dawno mnie tu nie było i widzę, że macie już drugą córeczkę. Gratuluję i cieszę się z Wami. Nasz synek jest z nami już prawie trzy lata i jesteśmy od sześciu miesięcy approved do drugiej adopcji. Pierwszym razem już po panelu adopcyjnym pokazano nam zdjęcie synka, więc poszło migiem. Teraz idzie wolniej, ale social worker mówi, że jest mniej dzieci do adopcji. Wiem, że każdy przypadek jest inny, ale jeśli mogę zapytać, długo czekaliście na wiadomość o drugiej córeczce? 🙂